Austin Wright — „Tony i Susan” (Recenzja książki)

Zapomniane arcydzieło amerykańskiej literatury‘ – takimi słowami, oprócz tytułu, wita nas okładka powieści Austina Wrighta. Jeśli coś jest arcydziełem, a w dodatku jest to kryminał – muszę to przeczytać.

Wydana jest przeciętnie, choć tekst jest duży i czytelny, okładka jak dla mnie nijak ma się do treści, w przeciwieństwie do okładki oryginalnej. Dlaczego?

Fabuła

Mamy tutaj powieść w powieści. Susan jest byłą żoną Edwarda, marzącego o byciu pisarzem i jako jego najszczerszy krytyk dostaje maszynopis do oceny, z którego treścią my, czytelnicy, zapoznajemy się w całości. Jest to, trzeba przyznać, dość ciekawy zabieg. Mamy tu powieść Edwarda i reakcje Susan na jej treść oraz czasem wspomnienia z jej życia.

Akcja powieści toczy się wokół życia Susan i jej odczuć podczas czytania maszynopisu byłego męża, widzimy jak główna postać – tytułowy Tony – oddziałuje na nią i jej sposób myślenia, jak stawia się na miejscu głównego bohatera „Nocnych Zwierząt” i zastanawia się co zrobiłaby na jego miejscu…

Tony Hastings jest akademickim nauczycielem, matematykiem, jego życie jest przeciętne, ma żonę i jedną córkę, Helen. Wybierają się jak co roku na wakacje do Main, do domku letniskowego i jedyną odmiennością w ich identycznym corocznym planie jest fakt, że jadą autem nocą.

Przejeżdżając autostradą przez Pensylwanię przekonują się jak wiele złego może spotkać ludzi podróżujących po zmroku, nawet po dobrze znanej trasie, z rodziną przy boku.

Co poza tym?

Recenzenci napisali, że jest to powieść o zemście, a nawet dwóch. Zemście Tony’ego na mężczyznach, którzy zaczepili jego i jego rodzinę tamtej pamiętnej nocy, a drugiej nie jestem w stanie zobaczyć – przecież Susan się na nikim nie mści. Może więc chodzi tu o drugiego bohatera „Nocnych Zwierząt” – policjanta, Roberta Andersa, który ostatecznie zmienia bieg wszystkiego?

Powieść jak dla mnie kończy się bardzo nijako. Mamy przeplot odczuć ze wspomnieniami, choć nie poznajemy konkretnej opinii głównej bohaterki na temat całości „Nocnych Zwierząt”. Może jest to furtka do drugiej części – jeśli tak, nie chciałabym przeczytać kontynuacji, gdyż wystarczająco zmęczyła mnie lektura tych trzystu osiemdziesięciu stron.

Dlaczego mnie zmęczyła? Było masę błędów, część może wynikała z tłumaczenia, ale na pewno nie wszystko. Czasem czytamy, że małżeństwo Susan z Edwardem rozpadło się dwadzieścia pięć lat temu, gdzie główna bohaterka jest koło czterdziestki, nie rozumiem jak za samochodem światło na ulicy może byś srebrzyste (skoro tylne światła są czerwone) i jakim cudem ma czarno przed maską samochodu (światła są białe i w ciemnościach po prostu nie może być czarno), tym bardziej, że jadą praktycznie sami pustą ulicą przez środek lasu…

Denerwuje mnie narracja, nie w ‘Nocnych Zwierzętach’, ale ta dotycząca Susan. Wszystkie czasowniki są w czasie teraźniejszym, przez wszystkie strony, nawet we wspomnieniach. To znacznie utrudnia czytanie, przynajmniej mnie. Tak krótkie, urywane zdania sprawiają, że traci się cała rytmika tekstu i nie sposób czytać go płynnie, jednym tchem.

Staram się znaleźć jakieś zalety, czy mocne punkty tej książki. Poza faktem, że jest lekka i nie ciąży w torbie, ciężko znaleźć coś jeszcze.
Rozdziały są krótkie, więc nie jest żal przerywać czytanie książki co kilkadziesiąt minut, skoro sam autor daje nam te przerwy.

ie jest jednak tak, że odradzam tę książkę każdemu, kto zawiesi na niej oko w Empiku, czy innym sklepie. Nie przypadła mi do gustu, nie znaczy jednak, że nie spodoba się komuś innemu. Jeśli kogoś nie drażnią urywane zdania, jeśli potrafi przymknąć oko na niedopatrzenia w treści i jeśli nie zasugeruje się zbyt mocno nazwaniem tej powieści ‘arcydziełem’, może wyciągnie z lektury trochę więcej przyjemności niż ja.

Tego życzę każdemu, kto sięgnie po ten tytuł.

wtorek
26.07.2016
9
0

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

A mnie sie podobala calkiem mimo wszystkich niedociagniec, czytalam dawno, ale pamietam, ze wrecz fizycznie czulam osaczenie bohatera.

Czytalas cos z serii o agencie Pendergascie autorstwa Douglasa Prestona i Lincolna Childa? Jezeli nie, to polecam, sa slabsze i lepsze momenty w serii, ja zaczelam od „Martwej natury z krukami” i dalo w leb;)

Czasem potrafię przymknąć oczy na niedociągnięcia, ale wiesz, jak coś ma napisane „Arcydzieło”, a jest wyraźnie średnie, to coś mi tu nie gra :D

Nie, nie słyszałam :D jak jest w Legimi to zobaczę. Póki co mi się lista „do przeczytania” niebezpiecznie wydłuża, a i tak, już w tym tygodniu rozprawiłam się z dwiema książkami. Właśnie skończyłam Domofon – polski horror, bardzo klimatyczny i zaczęłam Carnivię, brzmi bosko :D ale dopiero 5. rozdział.

Marketing;) Przez ile autentycznych i słynnych arcydzieł nie przebrnęłam, bo były nieczytable…

Kryminały lubię. O tym autorze szczerze mówiąc nie słyszałam, ale jednak Twoja recenzja sprawiła, że nie jestem tą pozycją w żaden sposób zainteresowana. Są inne, z pewnością ciekawsze ;)

Też bardzo lubię ten gatunek, ale ostatnio mam wielki problem znaleźć coś dobrego :( nawet z nowości. Ostatnio mi podeszła Charlotte Link i na pewno do niej wrócę w najbliższym czasie :) Polecisz kogoś dobrego?

Najchętniej to Dana Browna i Stiega Larssona, ale to oczywista oczywistość :) Z czystym sumieniem polecam też „Labirynt” Kate Mosse – rewelacyjna książka!

Browna czytałam całkiem sporo, Larsson jeszcze przede mną, chociaż wątpię, że mi pojedzie :D Nesbo jest super :) Za tym Labiryntem popatrzę, może upoluję gdzieś. To ma coś wspólnego z filmem?

Haha :D zaraz pewnie znów się zrobi popularny, bo film. Ale unikaj, szkoda nerwów, ekranizacja będzie na pewno o niebo lepsza.