Hobbit: Bitwa pięciu armii, czyli seans 3D na jaki czekałam całe życie

Po raz pierwszy w mojej blogowej pseudokarierze coś dostałam. I było to zaproszenie na premierę najnowszego Hobbita, do nie byle jakiego kina – do IMAXa w katowickim Cinema City. Nie byłam jeszcze tam, ani w żadnym innym IMAX’ie, było to dla mnie więc coś kompletnie nowego. Pomijając już fakt, że niezbyt często zdarza nam się wyjść do kina i ostatnim razem były to Transformersy 3, też w 3D.

Ale przepaść wizualna między tymi filmami jest ogromna!

Byłam na Avatarze, oglądałam go w niewygodnych okularach, w kieleckim Heliosie. Rozbolała mnie głowa i poza sceną z latającymi meduzami to nic innego mnie nie zachwyciło. Ani wizualnie, ani fabularnie. Wszyscy w koło podniecali się tym filmem, sprawiając, że oczekiwałam bóg wie czego…

Potem Transformersy 3. Podobało mi się, chociaż najbardziej te całe 3D było widać przy początkowej scenie, gdy napisy przeplatają się z częściami robotów i przelatujemy dosłownie przez mechanizmy i metalowe elementy. Tak, to robiło wrażenie. Daleko jednak temu było do tych wszystkich reklam 3D, gdzie widzowie odchylają głowy czy rozsypują popcorn, gdy rzuca się na nich rekin…

battle-of-the-five-armies-smaug-dies-and-nothing-else-happens

Hobbit: Bitwa pięciu armii. IMAX. Ogromne i całkiem wygodne okulary do 3D, które w dodatku można zabrać ze sobą.

Nie oglądałam pierwszych dwóch części – nigdy w sumie mnie świat Tolkiena nie kręcił, obejrzałam komplet Władcy Pierścieni w wersji reżyserskiej, pierwszą część jakieś sześć razy, ale że do książki Hobbita podchodziłam dwa razy z marnym skutkiem, film też zostawał poza kręgiem zainteresowania. A tu nagle dostałam bilety – wyszła cebula z worka i żal było odpuścić.

Wizualnie

Film kręcony jest tak, żeby robił wrażenie, żeby to 3D miało sens i było na nie miejsce. Ujęcia sprawiały, że człowiek był w środku akcji, nie czuł, że siedzi w kinie, z dala od wszystkiego. Ogromny ekran, przynajmniej u mnie, zajmował całe pole widzenia – sama nie wiem, czy to dobrze, czy źle – nie widziałam tła, nie widziałam granic, mogłam się w całości wczuć w otoczenie, ale czasem musiałam obrócić głowę (siedziałam nisko, fakt, bo był to 5 rząd, ale na szczęście na środku), by nie przegapić napisów pojawiających się czasem z boku albo po prostu ciekawszych elementów ekranu.

719

Obsada

Brodaci krasnoludzi w ciężkich butach, z drugiej strony zwiewne elfy w białych włosach, o gładkich twarzach. Ciężko się zdecydować czasem, którą stronę wybrać! Moje dwa typy już znacie, niemniej, chyba każda kobieta znajdzie coś dla siebie.

Męska część widowni nacieszyć oko może „tylko” Evangeline Lilly, pojawiającą się dłużej na ekranie, poza krótkim wystąpieniem Cate Blanchett, którą uwielbiam przez Włamanie na śniadanie.

Oprócz ludzi charakterystycznych dla serii Hobbita spotykamy jeszcze Legolasa i Gandalfa, którzy są kluczowymi postaciami we Władcy Pierścieni. Więcej główniejszych postaci nie ma chyba pomieszanych między filmami, chyba, że nieuważnie oglądałam.

loki

Sam seans

Ludzi była masa, dużo ludzi z dziećmi, czego sobie nie wyobrażam – nie puściłabym dziesięcioletniego dziecka na taki brutalny film. Ale to ja.
Jakieś piętnaście, może dwadzieścia minut przed seansem został otwarty bufet, sama nie skorzystałam, ale widziałam masę ludzi ze skrzydełkami, lodami i czerwonym winem. Mnie w zupełności wystarczyła cola i popcorn, czyli typowy kinowy zestaw.

3D

Urwało mi pośladki, naprawdę. Świetnie to wyglądało, jak miecz „wystawał” z ekranu, czy paskudne twarze orków chuchały wprost na widownię swoim cuchnącym oddechem, płomienie, kamienie i drewniane szczątki, wszystko naprawdę latało po sali i miałam w głowie myśl „odsuń się, bo dostaniesz”. Po raz pierwszy w życiu. To był film z prawdziwym 3D robiącym wrażenie. Z jednej strony na pewno to zasługa twórców, bo ujęcia różniły się bardzo od typowych standardów kina 2D – więcej tła, kamera na odpowiedniej wysokości, fantastyczna robota. Z drugiej strony na małym ekranie, bez odpowiednich okularów i nie w IMAXie, nie byłoby pewnie AŻ tak.

 

Bardzo dziękuję Cinema City za bilety, to było naprawdę fantastyczne przeżycie. Wiem już, że na film z 3D warto zainwestować parę złotych więcej i wybrać się do odpowiedniego kina, bo różnica jest niewyobrażalna.

niedziela
21.12.2014
3
0

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *