Narzędzia, które pomagają pisać poprawnie po angielsku

Pisanie po angielsku od dłuższego czasu chodzi mi po głowie. W 2015 roku założyłam sobie tumblerka i starałam się pisać na nim codziennie, cokolwiek, dosłownie cokolwiek. Zazwyczaj były to notki do stu słów, ale były. Ćwiczyłam pisanie i to było świetne. Teraz to głównie miejsce, gdzie wrzucam zdjęcia z Instagrama i robię reblogi zdjęć Westona, no ale. Mało ważne.

LanguageTools

Wklejamy tekst w ramkę, a on zaznacza nam błędy ortograficzne, brakujące przecinki, poprawia cudzysłowy i myślniki. Zwróci nam uwagę na powtórzenia i zbyt często występujące słowa, upomni, że „póki co” to rusycyzm i zamiast tego zwrotu, powinniśmy napisać „na razie”.

Proste i przyjemne. Nie wyłapie oczywiście każdego błędu, ale wystarczająco, by w komentarzach nie znaleźć „ej, ale to się pisze tak, a nie inaczej, a tam powinien być przecinek”. Bądźmy jednak realistami, nawet profesjonalni korektorzy czasem coś przegapią, dlatego warto każdy swój tekst przeczytać przed publikacją ze dwa razy i sprawdzić gdzieś poza oknem przeglądarki, które podkreśli nam literówki, ale ominie złe formy.

(Co ciekawe, słowo „generalnie” pada tylko raz. Teraz już dwa.)

Część z Was powinna już znać to narzędzie. Jeśli nie, to czas najwyższy się z nim zapoznać, bo obsługuje ponad 20 języków, w tym nasz ojczysty polski.

HemingwayApp

Dostępny w przeglądarce w pełni funkcjonalnej wersji lub jako aplikacja na Windows i Mac, która kosztuje 20$.

Działa on tylko z językiem angielskim, chociaż jak wkleicie polski tekst, to też Wam zaznaczy za długie zdania. Osobiście jednak z polskim tego nie używam, bo dobrze wiem, że moje zdania są zazwyczaj o wiele za długie i wolę się nie dobijać.

Narzędzie to generalnie nakierowuje nas na właściwy „rytm” tekstu. Określa nam łatwość czytania, częstość występowania długich zdań i krzyczy, gdy używamy zbyt dużej ilości przysłówków.

Im mniejsza cyferka przy „Grade”, tym łatwiejszy tekst jest do przeczytania. Jak mam 4 to się cieszę. Dla testu wkleiłam właśnie pierwszy lepszy artykuł ze strony New Yorkera i Hemingway pokazał 11.

Takie 4 to więc nawet więcej niż dobrze.

Pisać można bezpośrednio w aplikacji lub na stronie. Poprawiony tekst wystarczy wkleić w edytor WordPressa, czy czego tam używacie. Pamiętajcie oczywiście o usunięciu formatowania. W WordPressie to ta ikonka w drugim rzędzie z „T” na ciemnej podkładce.

Aplikację kupiłam parę miesięcy temu, bardziej dlatego, że chciałam podziękować twórcy za to narzędzie, niż faktycznie potrzebowałam jej funkcji. Chociaż muszę przyznać, że możliwość publikowania tekstów do WordPressa i Medium bezpośrednio z niej są intrygujące. Eksport do Markdowna, HTML-a czy pliku .pdf też jest miły.

Grammarly

Najważniejsze z narzędzi zostawiłam na koniec.

Razem z Hemingwayem tworzą dla mnie zgrany zespół, który eliminuje większość błędów i bardzo wpływa na jakość naszego tekstu.

Grammarly możemy uruchomić jako dodatek do przeglądarki, który uruchamia się w każdym polu tekstowym (w tym na Facebooku czy Twitterze), na osobnej stronie internetowej lub jako aplikacja.

Grammarly Premium oferuje dodatek do Worda i bardziej zaawansowane sprawdzanie, gdzie możemy ustawić kontekst naszego tekstu. Chociaż uwielbiam samo narzędzie i mogłabym już nawet zapłacić te 140 $, to totalnie nie czuję potrzeby. Dobrze wiem, że większość ze świecących się na żółto „issues” to moje nadużywanie myślników/dywizów i nawiasów. Do tego cyfry.

Znów spójrzmy na ten sam artykuł, który sprawdzałam w Hemingway.

Jak widzicie, z prawej strony pokazują nam się błędne (lub prawdopodobnie błędne) słowa lub zwroty wraz z poprawną formą. Dodatkowo przecinki, których nam brakło lub które dodaliśmy niepotrzebnie.

W ustawieniach aplikacji wybrać możemy, w którym wariancie angielskiego piszemy (US czy UK), tak, żeby nie poprawiał nam color/colour i tych wszystkich innych pojedynczych wyrazów, które minimalnie się różnią.

Moje dwa krytyczne błędy to słowo „toot”.


Mogłoby się wydawać, że Hemingway i Grammarly to podobne narzędzia, ale już po pierwszych minutach używania nie da się nie zauważyć, że skupiają się zupełnie na czym innym i świetnie się uzupełniają.

Może to trochę czasochłonne, może upierdliwe, ale to pomaga.

Nie wyobrażam już sobie pisania tekstów po angielsku bez tych narzędzi. Grammarly używam czasem nawet do tweetów czy dłuższych odpowiedzi na Reddicie, gdy chcę być pewna, że wszystko jest napisane sensownie i zrozumiale. Hemingway do tweetów to trochę przesada.

P.S. Oczywiście, nie twierdzę, że umiem pisać po angielsku. Jest znośnie, oczy nie krwawią, ale jeszcze sporo nauki przede mną.

poniedziałek
10.04.2017
3
6

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

U, u, świetne rzeczy! Mój szef wprawdzie wciąż powtarza, że mam najlepszy i najgrzeczniejszy angielski (i dlatego dostaję trudnych użytkowników, których trzeba ugłaskać xD), ale ostrożności i dodatkowej wiedzy nigdy za wiele :3
Też ćwiczyłam kiedyś na Tumblerze, to musiało być strasznie dla postronnych xD

Ja od współpracowników/klientów/ludzi z którymi rozmawiam też słyszę, że mam super angielski, niektórzy mi mówią, że nawet rozmawiają jak z nativem, ale potem coś sklecam dłuższego a tu błędy :/ więc dobrze się sprawdzić.

Hah, aż tak? :>

Tak, oczywiście, zawsze trzeba się starać – czasem robię drobny proofreading

innym i potem mi mówią, że np. zjadłam wyraz/literę i głupio xD
Och, tak, pisałam długie eseje czemu lubię tę postać w jakimś anime a innej nie, like WTF, po co xD