Po co ludziom blogi?

Przez ostanie dni wiele się dzieje w kwestii blogów, blogerów i ogólnie blogosfery, za sprawą kilku wpisów na znanych blogach bądź vlogach i naprawdę wydaje mi się, że to wszystko zostało zapoczątkowane „manifestem małych żuczków” na blogu Kamila Lipińskiego. Nie jestem z tego jakoś specjalnie zadowolona… Przyłączyłam się co prawda, ale momentami naprawdę się zastanawiam dlaczego to zrobiłam.

Dlaczego ludzie prowadzą blogi? Bo mam wrażenie, że wszystko się pomieszało. Niektórzy robią to, bo lubią pisać, niektórzy szukają swojego miejsca, niektórzy robią to z nudów, z chęci bycia znanym, czytanym i rozpoznawanym – i naprawdę potrafię to zrozumieć. Tylko jeśli gdzieś w pierwszych trzech powodach jakie przyjdą nam do głowy pojawia się temat pieniędzy to coś już jest nie tak…

Nie chcę się powtarzać, bo wpis o tym jak wygląda blogosfera już napisałam. Teraz chyba będzie bardziej o blogerach.

Gdzie się w tym wszystkim zapodział sens? Czemu ludzie pisząc swoje prywatne blogi myślą o tym, żeby wrzucić w nie reklamy i zarabiać pieniądze? Rozumiem blogi/serwisy, szczególnie te z ~web na końcu w kwestii polskich przykładów, gdzie ludzie mają zobowiązania wobec nich, uważają je za źródło rzetelnej informacji i pragną częstego contentu, odmiennego od większości blogów. Tam reklamy są potrzebne, bo to już działalność, pochłaniająca duże ilości czasu i pieniędzy, bo to już nie jest instalacja WordPressa zajmująca 5MB razem z bazą danych, tylko serwis potrzebujący stabilności i konkretnych, treściwych rozwiązań, za które trzeba odpowiednio płacić.

Reklamy

Wklejenie loga sponsorów, czy stron zaprzyjaźnionych – jasne, rozumiem. Jeśli jeszcze czerpię z tego jakieś grosze – miło. Tylko jak na blogu gdzie pisze jedna osoba, raz na tydzień czy dwa, a zalewają mnie reklamy to naprawdę ciągnie moją rękę w prawy górny róg, bo tu nie o to chodzi. Chcę poczytać, skoro już weszłam, a nie być rozpraszana przez kilka mrygających okienek. Tak wiem, są rozwiązania typu AdBlock, ale nie o tym piszę.
Następnie taki Kowalski, nawet i z tysiącem odwiedzin miesięcznie, czuje się urażony, że nie może na blogu zarabiać, że nie pukają do niego sponsorzy i nie oferują mu najnowszych telefonów do testowania. Błagam.

Fanty

Dla blogów związanych z technologią „wyciągnięcie” na kilka tygodni telefonu z wyższej półki to naprawdę nie jest problem i to wcale nie musi być najbardziej znany blog o technologiach, wystarczy, że teksty są dobre i ktoś to czyta. Naprawdę. Przytoczę tu przykład http://majkrosoft.it/ – blog mocno związany z MS, nie był prowadzony zbyt długo, ale testów telefonów jest na nim kilka. I nie, nie był to sprzęt kupiony za ich własne pieniądze, tylko pożyczony, od Nokii, Samsunga czy HTC. A co trzeba zrobić? Wystarczy napisać konkretnego maila do osób związanych np. z promocją w danej firmie i czekać cierpliwie. Później wysłać kolejny i kolejny i za którymś razem się uda. Bo lepsze to niż nic, prawda? Niż biadolić, że nie dostaję nic fajnego.
Bo też na jakiej podstawie? Pisze Pani o książkach, o muzyce i nagle chce od nas telefon? Pani się chyba z choinki urwała…

 

Przeżyłam już swoje blogowe naście minut, nie na wielką skalę, ale na tyle, że byłam rozpoznawana na serwisach, na których pisałam. Byłam tą Yzoją. Ale jakoś nie tęsknię. Nie mam aż tyle czasu co kiedyś, by inwestować znaczą jego część w bloga. Dobrze mi tu gdzie jestem, mam własną domenę, jakieś komentarze pod wpisami, wygląd, który mi się podoba i najważniejsze, wolność. Nie muszę pisać o niczym konkretnym, nie przejmuję się statystykami, nie muszę pisać często, bo wystarczy, że zrobię to wtedy kiedy mam na to ochotę.

niedziela
25.08.2013
7
0

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Trzeba też zastanowić się nad przyszłością takiego blogowania… to już powoli staje się zawodem… coraz więcej w blogosferze też „śmietniczków” pełnych reklam blogów, które mają tylko zarabiać, a nic konkretnego nie przekazywać… Niestety nadal wierzymy w realność takowych miejsc w sieci… a powoli przeradza się w swoisty marketing szeptany – nigdy do końca nie wiesz, kto po drugiej stronie monitora pisze…

Dopóki czujesz się mały, będziesz mały :) Warto zwyczajnie robić to, co lubisz, dzielić się tym, co masz cennego, wkurzać się na to, co Cię denerwuje i pisać, pisać, pisać. Monetyzowanie blogów zupełnie nie pasuje do idei dzielenia się.

Niech blogi pozostaną niezależne, bo wtedy są najbardziej wartościowe :) A jeśli komuś uda się zarobić na swojej pasji lub oddziaływać na innych i motywować ich do rozwoju – to tylko się cieszyć, a nie drzeć japę, że ktoś ma lepiej.

W Twoim wpisie jest sporo racji, ba, nawet pod nim bym się podpisała obiema rękami i nogami. Jakbym mogła, to jeszcze ogonem, gdybym go posiadała.
Mam jednak zastrzeżenie to tzw. fantów.
Osobiście co jakiś czas testuję różne produkty czy usługi – większość polega na tym, że testuję i wypełniam ankietę lub piszę krótką recenzję, która wcale nie musi być „pochwalna”. Zazwyczaj producent lub inna strona zainteresowana chce opinii obiektywnej, nawet jeśli byłaby nieprzychylna dla produktu czy usługi.
I nie trzeba być wcale znanym lub mniej znanym blogerem, żeby pełnowartościowy fant dostać.
Obecnie kończę testować jeden z najnowszych smartfonów, którego jeszcze nie ma oficjalnie w obiegu w wymiarze globalnym, a dobrze wiesz, że mnie nie po drodze do bycia bardziej lub mniej (zwłaszcza to mniej) rozpoznawalną. Firma nie chce ode mnie nic, poza zwyczajnym zgłoszeniem błędów występujących w użytkowaniu. Absolutnie nic! Żadnego bannera, żadnego tekstu, żadnych innych badziestw i zachwalania na (nie)zamówienie.
Można? Można.
Tylko czasem trzeba chcieć, ruszyć dupę i cierpliwie czekać aż dana firma będzie zainteresowana nasza osobą do tego typu akcji. Trochę to trwa, ale się da jak najbardziej być zwykłym, szarym blogerem i dostać fanta.

PS. w dzisiejszych czasach adblock to podstawa – kompletnie do mnie nie trafia, jak można umieszczać reklamy wielkie jak stodoła z dzwiękiem maksymalnie podkręconym na serwisach czy blogach które są mniej lub bardziej znane a nie będące jakimś specjalistycznym forum publicum. Na osobistych i tzw. „fanowskich” (patrz = nieoficjalne kluby jakiejś gwiazdy albo FF itp.) to jakaś absolutna pomyłka i zazwyczaj przy tego typu blogach robię w tył zwrot i nigdy już tam nie wracam.

Mam dziwne wrażenie, że wszyscy w tej dyskusji się trochę zapętliliśmy. Nie ma tylko czerni i bieli. Jest wiele odcienie szarości i są różni ludzie, różne blogi. A nazywanie kogoś małym żuczkiem tylko dlatego, że bloga prowadzi np rok i jeszcze pracuje na swoje 5 minut ( o ile w ogóle chce je osiągnąć ) to trochę cios poniżej pasa i takie kolejne spłaszczanie całej sytuacji.
I chyba nikt w tym wszystkim tak naprawdę nie zauważył, że część ludzi, która krzyczy, że nie może zabłysnąć to są ludzie, którzy ciężko pracują, ale czasem po prostu potrzebują pomocy, bo brak im wiedzy lub doświadczenia. Kolejne wkładanie wszystkich do jednego worka, bo krzyczą, bo czegoś chcą to mogli by dupę ruszyć… Nie no… Ludzie… Eh…

Sformułowanie o małych żuczkach wyszło bezpośrednio od Kamila, ja tylko cytuję.

Po prostu wiem, że czasem nie trzeba wiele – szczególnie jeśli chodzi o fanty od różnych firm. Z tą różnicą, że dopóki nie jesteś rozpoznawany to Ty musisz o wszystko prosić, a nie, że ktoś przychodzi z ofertą do Ciebie.

Skoro brakuje im wiedzy i doświadczenia, to znaczy, że czas jeszcze nie nadszedł, po prostu. Poza tym nie udaje się każdemu. Trzeba wiedzieć w co się celuje. Bo prawda jest taka, że są rzeczy, których małemu blogerowi nie przystoi, tak samo jak i w drugą stronę…

W manifeście Kamila jest napisane, że jego celem jest trafienie do nowych ludzi, ale też możliwość połączenia się w grupę, która znajdzie porządnego dostawcę reklam za duże pieniądze – i to drugie już mnie boli. Bo wcale nie na tym mi zależy.