Nareszcie. Moje piękne ikonki mają sens. Cieszę się jak głupia, z pastelowych kolorów też. Może wreszcie będę zadowolona trochę dłużej? Fitbit działa. Liczę kalorię. Zaraz idę na spacer. Muszę jeszcze dojść do ładu ze spaniem, a raczej, ze wstawaniem. Mam budzik na 7:06, budzi mnie codziennie.
Kolejny redesign. Kto dostał cholery ten podnosi rękę w górę, zostawia wkurzoną minkę na Facebooku albo kilka L na klawiaturze. (Tak, to czary, dojedziecie do dołu strony i okaże się, że zostawiliście mi serduszko).
Jeśli chodzi o moje życie ostatnio, to nawet nie mam czasu pomyśleć o tym „co u mnie”. Pracuję, dużo. Możliwe nawet, że trochę za dużo, skoro dziś dopiero wtorek, a ja się obudziłam z bólem głowy (po przepracowanym całym weekendzie i intensywnym poniedziałku).
Tak, znowu. Po cichu liczę, że to już tak na dłużej – na ten moment jestem naprawdę zadowolona i poza drobnymi poprawkami, które wyjdą w praniu, nie mam ochoty nic zmieniać.
Szok, niedowierzanie, dodaję wpis w kategorii miniblog, żeby Wam powiedzieć, że nadchodzą zmiany. Jak zwykle – przyzwyczailiście się? Za chwilę zacznę ogłaszać, że nic się nie zmienia, bo to się w sumie rzadziej zdarza. Do rzeczy jednak.
Okej, jest i kolejny szalony koncept, nawet zrealizowany. Koniecznie zajrzyjcie do strony z przeczytanymi w tym roku książkami lub na którąś z poprzednich lat. Na stronie głównej macie teraz trochę więcej treści – które jednak nie utrudniają dostępu do tych najnowszych.