10 moich ulubionych seriali

Kolejność jest przypadkowa. Wszystkie te seriale kocham po równo (chyba, że gdzieś zaznaczę inaczej). Główną cechą łączącą wszystkie te seriale, jest fakt, że mogłabym je oglądać raz na rok czy dwa lata. Część faktycznie już powtarzałam, przy niektórych to nadal przede mną, ale wiem już, że nadal będę się dobrze bawić, a seans zostawi mnie z serialowym kacem na kilka kolejnych dni.

Nie znajdziecie tu chyba nic z najpopularniejszych seriali — jak już może zdążyliście zauważyć, lubię odkrywać te mniej znane tytuły i te najpopularniejsze często do mnie nie trafiają. Rozminęłam się przecież ostatnio i z Westworld i Stranger Things (będziecie chcieli o tym przeczytać?), nie oglądam Breaking Bad, a House M.D. obejrzałam dopiero w zeszłym roku. Nie przeszkadza mi brak znanych nazwisk w obsadzie, dopóki całość jest dobra. I gatunek też nie jest ważny, poniżej znajdziecie przecież horrory, obyczaje, trochę science-fiction i nawet komedie!

Lecimy?

12 małp

Film był naprawdę dobry i po niewypale jakim był serialowy Raport Mniejszości miałam nadzieję, że to będzie chociaż znośne. Syfy polubiłam za Ascension i byłam otwarta na kolejne spotkanie.

Podróże w czasie! Uwielbiam ten motyw. Trzeba uważnie oglądać, czasem się domyślać, ale sprawia to razem wielką frajdę. Obejrzeliśmy chyba cztery odcinki, zrobiliśmy przerwę na bardzo bardzo długie miesiące. Gdy zdecydowaliśmy się wrócić (mnie nie pytajcie czemu, to Krzysiek nie miał ochoty), przepadliśmy dopóki nie skończył się sezon. Doszliśmy chyba nawet do czterech czy pięciu odcinków jednego wieczora. Drugi sezon przyszedł z pomocą, bo już był emitowany. Cudowne! Cudowne! Cudowne!

Przed nami trzeci sezon. Czekam z niecierpliwością. Nawet nie wiecie, jak mnie cieszy, że każda kolejna porcja odcinków mimo tych samych bohaterów, jest zupełnie inna.

Misfits

Nie chciałam oglądać tego serialu. Pamiętam, że to było na „pierwszym Zabrzu”, bolała mnie głowa, a telewizor wstawiony w meblościance na środku pokoju grał czołówką za głośno. Z miną „serio, muszę?” usiadłam wreszcie i zaczęliśmy oglądać.

Nie żałowałam już później ani sekundy.

Widziałam całość dwa razy, odbierając ją za drugim razem jeszcze lepiej niż podczas pierwszego podejścia, w czasach, gdy jeszcze czekaliśmy rok na te sześć czy siedem odcinków wypuszczanych co tydzień.

Ten serial w sumie rozkochał mnie w brytyjskim akcencie i produkcjach czwórki — to przez Channel4 w ogóle zainteresowałam się Black Mirror czy Scrotal Recall. Warto było! Poznałam tam też Iwana Rheona (a dzięki niemu przecież obejrzałam Residue) i Joe Gilguna (spotkalibyśmy się i tak w Preacherze, ale dobrze było pokochać Cię wcześniej).

Black Mirror

Pomijając trzeci sezon, to naprawdę majstersztyk. Uwzględniając – nadal jest dobre, chociaż trochę się pogubiło.

Uwielbiam tam aktorów, historie, dobrze dobraną muzykę i niebanalną formułę. Widziałam całość dwa razy, za kilka lat z pewnością wrócę, bo kilka z tych historii jest genialnych i dalej przeżywam je tak, jak za pierwszym razem.

Scream

Pretty Little Liars oglądam już piąty rok. Na ostatnie dziesięć odcinków czekam jak głupia, ale nie lubię już tego serialu. Scenarzyści zamieszali się zbyt wiele razy, a całość jest wydłużana na siłę już od chyba trzech sezonów. Mam dość. Scream to trochę podobny serial, nadal o nastolatkach i zaczyna się śmiercią jednej popularnej dziewczyny. Jest mrocznie, ale tak naprawdę, nie na siłę. Nie jest sztucznie, ani plastikowo, a burzenie czwartej ściany przez Noah chyba nigdy mi się nie znudzi.

Ubóstwiam aktorów. Jasne, Emma trochę za często daje się wciągnąć w głupie gierki, ale nie przesadza, jak typowe gwiazdy horrorów i w sumie wychodzi z niej wreszcie badass. Audrey to moja miłość, w sensie, no wiecie, odzywa się mój bi-gen. Mogłabym wyglądać jak ona. Brooke jest genialna! W pierwszych odcinkach miałam wątpliwości i sądziłam, że będzie kolejną tępą lasią, ale błyszczy tu. Jest potrzebna, ważna i nie wyobrażam sobie tego serialu bez jej postaci.

To slasher. Więc trochę ciężko przywiązywać się (nawet do pierwszoplanowych) postaci. A tak serio, MTV, Noah, Audrey i Brooke zostawcie w spokoju.

Bosch

Kolejny serial o detektywie? Ano. Macie tego pewnie już po dziurki w nosie i ciężko się dziwić. Castle, NCIS, CSI, Law and Order i jeszcze pierdyliard. Bosch jest jednak inny, ostrzejszy. Bez „zoom, enhance, rotate” i innych hakerskich zagrywek z okularnikiem przed ekranem pełnym zielonych znaczków, z zainstalowanym HackOSem (żart).

Cały sezon skupia się wokół jednej sprawy. Pierwszy to majstersztyk, drugi trochę za mocno skupił się na policyjnej polityce, ale nadal był dobry i nie dziwi mnie decyzja Amazonu o przedłużeniu na trzeci i czwarty sezon!

Serial na tyle dobry, że to on spowodował rozpoczęcie Kulturalnych przeglądów miesiąca.

Darknet

Zakochałam się i przepadłam. Obejrzałam na Netfliksie i nigdy już nie obejrzę więcej, bo tego po prostu nie ma. Jedyna dystrybucja była właśnie tam, nie ma DVD z tym serialem, ani wersji do kupienia online. Płaczę.

Idealnie wyważone straszne historie, pełne makabrycznych wizji i scenariuszy z najciemniejszych zakamarków ludzkiej wyobraźni. Mnie to kręci.

Aktualnie nie pozostaje nic innego, jak trzymać kciuki, żeby powstał drugi sezon (furtka jest otwarta).

Ascension

Sci-fi w teorii mnie nie kręci, a w praktyce loty w kosmos i ogólnie inne planety podobały mi się od zawsze. Nie w tej hardcore’owej wersji, gdzie wszystkie rzeczy mają zupełnie inne nazwy, bo rzadko się zdarza sensownie rozpisany świat, który nie zanudza czytelników. W serialach nie sięgam po to w ogóle. Jednak trochę czarów, dziwnych mocy czy po prostu, tak jak tu, stację kosmiczną, która wcale nie poznaje obcych cywilizacji, kupuję w całości!

Śliczna obsada (tak, śliczna), pełna seksownych kobiet i mężczyzn, dodatkowo opleciona naprawdę intrygującą historią, która niestety nie dostała drugiego sezonu. Ale i tak, to sześć godzin przyjemnego oglądania, przez które przechodziłam już dwa razy i wciąż nie mam dość.

Lovesick

Najlżejszy z moich ukochanych seriali. Niby komedia, pełna prześmiesznych tekstów, która trzyma poziom w każdym kolejnym odcinku. Czasem płaczę ze śmiechu, czasem w oczach mam łzy, bo cholera, Evie i Dylan! Och. Na żadnej serialowej parze mi tak nie zależy jak na nich (na drugim miejscu oczywiście Fitz-Simmons).

Z radością obejrzałam nowy sezon, nadal na poziomie. Uff.

Preacher

Dominick Cooper, Raina (z Agents of S.H.I.E.L.D.) no i Gilgun. Moje serduszko (pominięte w „10 najseksowniejszych…” za co pluję sobie w brodę, ale w szkicach już siedzi tekst poświęcony jemu w całości). A do tego, po drugiej stronie kamery, drugi gość, do którego mam słabość, Seth Rogen (nie pytajcie).

Fakt jest jednak taki, że stworzyli oni naprawdę zajebisty serial. Inny! Zabawny, kiedy trzeba i poważny wtedy, kiedy musiał być. Ale głównie zabawny. I krwawy. I dziwny. Bo przecież z nieba przybyli aniołowie, ze swoim dziwnym telefonem i dziwnymi imionami. A Cassidy to przecież wampir, w dodatku z Irlandii.

Pierwszy sezon skończył się w sposób, którego się nie spodziewałam. Majstersztyk.

Utopia

No i znów Channel4. Brak mi słów chyba. Tak wiele ich produkcji nam podchodzi!

Utopia nie zawiera znanych aktorów. No dobra, jest Curtis z Misfitsów, ale na tym chyba koniec. Muzyka urzeka już od pierwszych sekund, koleś w żółtym garniaku też. Pietre, cholera! Jest genialny, dziwny, hipnotyczny.

Fabuła? Wbija w fotel. Mnie niczego więcej do szczęścia nie trzeba.

Dwa sezony, z furteczką na kolejne, ale zakończone na warunkach twórców serialu, co jest tu zdecydowanie najważniejsze. Mamy pełną historię, nie zostaje zbyt wiele pytań i możemy ruszyć dalej ze swoim życiem, do kolejnej perełki.


Honourable mentions

Jest parę takich seriali, które uwielbiam, ale nie zmieściły się w pierwszej dziesiątce. Nie było sensu robić z tego piętnastki czy czternastki – te seriale są dobre, ale nie są aż tak dobre, by znaleźć się półeczkę wyżej.

Elementary

Jonny Lee Miller rozkochał mnie w sobie już w Draculi 2000, tutejsza wizja Sherlocka Holmesa, w czasach współczesnych, z tatuażami na umięśnionym ciele i z Watsonem, który jest kobietą, cholernie mi się podoba. Aktualnie mam przerwę, bo czekam jednak na pełny sezon na Netfliksie, ale wracając do pojedynczych odcinków dobrze wiem, dlaczego ten serial jest dobry.

the Mighty Boosh

Płaczę ze śmiechu na myśl o piosenkach, na myśl o wspaniałym duecie, jaki tworzy Noel Fielding z Julianem Barrattem. Uwielbiam abstrakcję tego serialu, fakt, że ramy nie istnieją, a piosenki można wymyślić na każdy temat.

Mr. Robot

Pierwszy serial nieprzesadzony na warstwie hakerskiej. Ze świetnie dobraną obsadą, genialną muzyką i pięknymi ujęciami. Jeszcze przed końcem pierwszego sezonu zrobiliśmy powtórkę całości — to o czymś świadczy.

Do drugiego sezonu podchodziliśmy jak pies do jeża — pierwszy odcinek był zdecydowanie zbyt dziwny. Gdy wróciliśmy, o wiele miesięcy za późno, okazało się, że nasze obawy były bezpodstawne i mimo startu pełnego monologów, nadal było bardzo klimatycznie i ciekawie.

A Tyrell to majstersztyk.

Daredevil

Nie widziałam drugiego sezonu — boję się. Pierwsze dziesięć odcinków to było cudo. Tęskniłam za czymś tak dobrym! Wilson Fisk jest nadal moim ukochanym czarnym charakterem i nikt nie jest nawet blisko zdetronizowania go z tej pozycji. Postać skrojona idealnie, niby villain, ale chyba nie da się go znienawidzić.


Tak wiem, ostatecznie jest ich tu czternaście, a jak pomyślę choćby kolejne pięć minut, to do głowy wpadają kolejne tytuły.

Jak wygląda Wasza serialowa toplista?

 

PS. zapomniałam o The Fades. Wstyd mi. Biję się w pierś i w czoło.

sobota
10.12.2016
22
9

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Znam i widziałem Daredevil, Mr. Robot i Black Mirror. O ile ten pierwszy mi nie podszedł tak w przypadku kolejnych dwóch w pełni się z Tobą zgadzam. Dodaję wpis do ulubionych i już szukam czasu żeby nadrobić pozostałe seriale. :)

Nie widziałam – nie ma na Netfliksie. Jak się rzucę na Amazona to sprawdzę pewnie. Toma Ellisa na razie widziałam tylko w Strainie i w The Fades (ojapierdolę, jak ja mogłam zapomnieć o FEJDSACH?!)

Pierwszy miesiąc jest za darmo – warto spróbować. Teraz już ogromna część katalogu jest z polskimi napisami lub lektorem ;) więc wygodnie. Na tagu Netflix znajdziesz sporo dobrych rzeczy ;) seriali i filmów. Do odkrywania Netflix też jest bardzo fajny.

A teraz jeszcze wszedł Amazon ze swoim VOD <3 (Abonament przez pierwsze 6 m-cy za 3 euro jest).

Utopia, Ascension i Black Mirror, to pozycje z Twojej dziesiątki już nie tyle godne objerzenia, co zapętlenia!
Muszę odświeżyć ❤

Przede mną wciąż drugi sezon Mr. Robot oraz Lovesick, który już wcześniej mi polecałaś :)

Chwała Ci za polecenie Utopii! Już mam ochotę na powtórkę :3

Ascension pewnie w przyszłym roku powtórzę – w tym już widzieliśmy :D Ciekawa jestem, jak by Ci Scream podszedł :D

a Mr Robot szarpaj, trzyma poziom :3

Misfits widziałeś / próbowałeś?

Nie, Misfits nie próbowałem.
Trochę się boję ruszać teraz seriali, bo wiem jak łatwo potrafię je chłonąć, a za niedługo mam obronę xD

Ryzykowne ;)

Mr Robot to jedyny serial z Twojej listy, który kojarzę. Zmęczył mnie po pięciu czy sześciu odcinkach, no ale przynajmniej kojarzę. Ale ja jestem mało serialowy, czasem tylko żonka mnie nakarmi odcinkiem Chirurgów czy Psiapsiółek…

Ja też obejrzałem kilka i odpuściłem sobie. Spodziewałem się jakiejś fantastyki (że niby bohater jest faktycznie robotem), ale chyba jednak nim nie jest a film IMO po prostu nudny. Chociaż tematyką są moje klimaty :)

Film? Jaki film? :D

jak nie dotrzesz do ósmego odcinka to nie ma sensu – tam jest dopiero jazda i całość nabiera sensu – ale nie zmuszam, tylko mówię :D

Mnie to porwało od pierwszego ;) a ósmy to już jest majstersztyk fabularny. No ale, jak nie zażarło to leć dalej ze swoim życiem. Ja tak parę seriali odpuściłam (do kilku wróciłam, większość jednak była bardzo okej), ale są takie po które w ogóle nie sięgam (patrz GoT, Friends, czy netfliksowe Crown). Ale to przecież o to chodzi, żeby były różne i różnym ludziom podchodziły ;)