A myślałam, że jesteśmy dorośli

Opowiem Wam dziś historię, o granicach, o ludziach i podtekstach. Znajdzie się też miejsce na kilka słów o relacjach i irracjonalnym zachowaniu. Gotowi?

Ogólnie rzecz biorąc nie przepadam za ludźmi. Nie nazwałabym siebie introwertyczką, bo jak już jednak trafię między ludzi to potrafię się tam bez większych problemów odnaleźć, jednak fakt jest faktem, że najlepiej mi w moim ograniczonym gronie, czyli w domu. Z przyjaciółmi widywanymi raz na kilka miesięcy, bo Messenger sobie dobrze radzi z podtrzymywaniem znajomości.

Przyjaciół nie mam wielu. Wyliczę ich na palcach jednej ręki. Nie przeszkadza mi to. Mam za to całkiem sporo dobrych znajomych, z którymi nigdy się nie widziałam, albo widziałam się tylko kilka razy, ale bardzo dobrze mi się z nimi pisze.

Lubię rozmawiać z ludźmi

Lubię z nimi pisać, dyskutować. Czy to przez klawiaturę czy kartki i papier. Lubię. I choć w pocieszaniu jestem do bani, to chyba potrafię czasem poprawić komuś humor albo przynajmniej zagadać go tak, żeby zapomniał o smutkach. Lubię się też uwewnętrzniać przy takich mniej-bliskich mi osobach, do których mimo wszystko mam zaufanie – bo wiem, że są dorosłymi ludźmi. Okazuje się jednak, że czasem się mylę.

Granice i podteksty w relacjach z płcią przeciwną

Lubię flirtować, tak troszkę. To przyjemne! A ja jestem bardzo chciwą bestią i uwielbiam, gdy facet prawi mi komplementy. Mam swojego własnego faceta od tego. Mam też przyjaciela, który często mi pisze słodkie słowa. I tych dwóch facetów, może rzucać podtekstami w moją stronę. Mogą powiedzieć głupie rzeczy i się nie obrażę, bo to już ten etap znajomości, że hermetyczne żarty są na porządku dziennym. Przykład? Przyjaciel może mi powiedzieć w grze, że lubi za mną chodzić bo mam fajny tyłek. Taki tekst od przypadkowego gościa skutkowałby co najmniej zablokowaniem użytkownika (no bo wiecie, seksizm!).

Jeszcze gorzej jest, gdy facet, którego ledwie znam – pisaliśmy zaledwie kilka razy, wyznaje mi nagle, że miał erotyczny sen z moim udziałem. Po pierwsze, to obleśne. Po drugie, trzeba mieć albo nierówno pod sufitem, albo mieć szczerą nadzieję na spełnienie takiego snu, żeby komuś o nim opowiedzieć, co nie? Po trzecie, no cholera, jak tak można? Ja bym się chyba spaliła ze wstydu pisząc takie rzeczy komuś, kogo ledwie znam. Co się dzieje w mojej porąbanej głowie to moja sprawa i ewentualne miejsce, gdzie mogę takie schizy spisać to pamiętnik, którego przecież nie rusza nikt poza mną. Tylko po co?

Żarty żartami

Prawda wygląda tak, że fakt, że z kimś piszę, wcale nie oznacza, że ten ktoś jest mi bliski, że jesteśmy przyjaciółmi. Czasem poruszamy bardziej intymne tematy, ale tak na dobrą sprawę, jest tona rzeczy, o których lepiej rozmawia się z nieznajomymi niż z przyjaciółmi. Po prostu. Przyjaciel to ktoś, kogo znam, więc w zasadzie już przed rozpoczęciem rozmowy spodziewamy się tego, co usłyszymy. A z nowym nieznajomym? Jest tyle do odkrycia! Cały czyjś światopogląd, system wartości, może jakieś ciekawe hobby albo sposób na życie. Niewiadoma czeka na każdym kroku. Ale to, że jestem ciekawa tego życia, wcale nie oznacza, że traktuję rozmówcę jako część swojego. Jako kogoś mi bliskiego – bo tak nie jest. Czasem (z czasem) się to może zmienić, ale to nie jest coś, co mogę zagwarantować.

Granica akceptowanych podtekstów się nadal nie przesuwa, nadal nie może tak do mnie mówić prawie nikt. Co więc można zrobić, gdy ktoś posuwa się troszkę za daleko?

Możesz udawać, że to żart. Ale w sumie nie masz przekonania, skoro już kiedyś zdarzyło się coś, co sugeruje, że rozmówca żywi Twoją osobą większe zainteresowanie niż powinien. Ale przynajmniej dalej będziecie trwać w tej relacji. He-he.

Możesz w sumie się obrazić. Nie odpisać. Spisać człowieka na straty, tak po prostu. Skoro nie umiecie zachować czystej relacji, bo ktoś sobie wyobraża za dużo.

Możesz napisać, że sobie tego nie życzysz. Proste? Banalne wręcz! Gorzej, jeśli okaże się, że rozmówca strzeli wtedy focha – bo to przecież był żart, ale najwidoczniej Tobie się coś roi, nie masz dystansu i ogólnie jesteś dzieckiem, skoro to roztrząsasz. No może tak. Może. Gdyby nie fakt, że autor danego tekstu jest bardzo z niego zadowolony – co widać nawet na kilometr.


 

Powiedzcie mi więc, drodzy czytelnicy, czy zwrócenie komuś uwagi na tekst „całuję gdziekolwiek chcesz”, jest przesadą? Czy to, że zwróciłam uwagę to faktycznie małostkowość i brak dystansu, czy chęć utrzymania po prostu zdrowych relacji w rozsądnych granicach?

Dla mnie płeć osoby po drugiej stronie nie jest ważna, ważne jest to, co ta osoba ma do powiedzenia, to z czym chce się ze mną dzielić. Ważne są tematy i zawarte tam emocje, a kompletnie nieistotne są płeć, wygląd czy wiek. Racja?

P.S. znów szukam kogoś do pisania listów.

poniedziałek
14.03.2016
28
0

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Mieszkałam sama w Grecji – nic mnie nie zadziwi. Ale od tego typu tekstów można zwymiotować gdy słyszysz je kilkanaście razy dziennie – mają oczywiście one na celu tylko jedno. Gdy po raz kolejny miałam usłyszeć coś w stylu „całuję gdziekolwiek chcesz” powiedziałam, że jak to usłyszę to zwymiotuję, bo moje granice taktu, cierpliwości są na wykończeniu. Facet jednak się nie zraził. No i zwymiotowałam.

Ojejku, przepraszam, ale parsknęłam śmiechem z ostatniego zdania.
To jest naprawdę straszne. Jeszcze jestem w stanie znieść takie teksty od kogoś z kim naprawdę jestem w zażyłych stosunkach i po prostu pozwalamy sobie na takie „podteksty”, ale to naprawdę mocno ograniczone grono ludzi i no jednak u większości takie rzeczy mocno minusują.. o ile w ogóle nie przekreślają znajomości, jak ktoś od takich tekstów zaczyna.

Ale ja się sama z tego śmieję :-D Ze strony znajomych facetów też jestem w stanie to znieść, pod warunkiem, że potrafią też mówić o czym innym i w ogóle rozmawiać, ale żeby nie móc spokojnie soku wypić w barze bo dosiada się do ciebie ktoś tylko po to, żeby ci powiedzieć, że chciałby cię przypiąć do ściany , albo wsiąść do taksówki i nie usłyszeć od taksówkarza „ale sexy nogi, mogę po nich przejechać ręką?” – to już chyba przesada ;- ) Takich historii mam całe mnóstwo – więc ilekroć jestem na południu Europy, nosze ze sobą papierową torbę .

O cholera :D to masz przygody! Ale w sumie, ja jak miałam 16 lat i byłam w UK to też było sporo różnych tekstów od przeróżnych gości i w końcu się to skończyło moją wielką miłością do jednego gościa z Egiptu :D haha.

Ale serio, czasem faceci powinni się ugryźć w język, mocno.

To znaczy, jest to kompletny brak szacunku do osoby – traktowanie jej jak towar, który ma bawić. Potem jeżdżą Polki do ciepłych krajów i wierzą w te wszystkie bzdety.

Ale że aż tak z tymi komplementami? Och. No ale często to prawda, że podtekst jest jeden konkretny… Tylko, że w sumie nie zawsze.

No i uodporniłam się – nie wierzę w absolutnie żaden komplement z ust mężczyzny. Wierzę tylko w „chcę cię przelecieć” bo wiem, że to prawda i każdy inny tekst własnie to ma na celu :)

Czy jest przesadą, ciężko stwierdzić w zasadzie. Bo wiesz, kontekst, całość rozmowy, wreszcie relacje z rozmówcą. No i jeszcze to czy mógł sobie za dużo wyobrazić czytając Twoje wypowiedzi, a niestety ludzie sobie lubią wyobrażać za dużo :)

No jasne, kontekst. Normany list, o normalnej treści. Nigdy nie wyrażałam żadnego zainteresowania, więc to naprawdę było nie na miejscu. Ale dobrze wiem, że są sytuacje, gdy to nie wydaje się aż tak straszne. Niemniej – upomniałam, całkiem grzecznie, po prostu pisząc, że nie życzę sobie takich tekstów, a spotkałam się z taką reakcją z jaką się spotkałam…

Nie jesteś staroświecki ;D Tekst jest hardcore’owy i przejdzie moim zdaniem tylko wśród naprawdę bliskich przyjaciół. Oczywiście ważna jest też mina i kontekst, żeby było wiadomo czy to tylko żarcik, czy komuś faktycznie o coś chodzi.

Możesz pisać do mnie :-) Mam podobne do Ciebie podejście. Z tym, że ja takie sprawy załatwiam inaczej. Jak ktoś mi tak pisze (a z racji tematyki bloga na seks i rozmowy z podtekstem czy wręcz propozycje schodzi szybko), to obracam w żart i np. piszę, że dziękuję za buziaka w policzek. Chyba, że jest coś więcej typu sen/propozycja. Wtedy piszę, że miło mi, ale jestem szczęśliwa w swoim związku i atrakcji nie szukam, więc jeśli na realizację liczył to nie ten adres.
Reakcja bywa różna. Z kilkoma panami, którzy jawnie proponowali mi seks, utrzymuję relacje do dzisiaj. Zrozumieli, nie obrazili się i nie próbują więcej. Z kilkoma kontaktu brak ;-) Trudno :-)

O! Świetnie, chcę!

Ja tylko napisałam, że sobie nie życzę. Że mam faceta i jestem szczęśliwa i nasza relacja nie jest na takim etapie, bym to mogła tak po prostu olać albo przyjąć z wdzięcznością :D gdyby nie ten sen to może być się inaczej zachowała, ale tu ewidentnie u gościa coś było na rzeczy, czego nawet nie miałam ochoty słuchać/czytać.

Ja mam tylko jednego przyjaciela, z którym teksty/podteksty lecą czasem, ale jest to niegroźne i po prostu jest, gdzieś tam obok tej przyjacielskiej relacji.

Wiem, o co chodzi. Ja takiego przyjaciela też mam w sumie chyba jednego.
Co do stawiania granic, słusznie :-) Ja też wolę je mieć, zwłaszcza, że część tych gości spotykam potem na imprezach dla blogerów i nie chcę głupich akcji czy komentarzy. Nadal – jedni rozumieją, inni nie. Tymi drugimi nie ma co sobie zawracać głowy :-)

Wiesz co, akurat nie umniejszam internetowych znajomości, bo mogą z nich wyjść naprawdę świetne rzeczy ;) trzeba już powoli odrzucić niechęć do poznawania przyjaciół właśnie w ten sposób, bo niesie to ze sobą wiele korzyści.
Czasem się można przejechać i trafić na kogoś, kto w zasadzie tylko udaje, ale tacy ludzie zdarzają się nawet w „realu”.

Nie umniejszam, sama mam w realu obecnie sporo znajomych ktorych poznałam wiele lat temu na IRC-u. Męża swojego poznałam grając w Ikariam:P ale wiem, że czasami własnie trochę uciekamy w świat znajomości takich pobieżnych, nie wymagających od nas zbyt wiele. Bojednak przeniesienie do reala, czy po prostu znajomości w rzeczywistości wymagają od nas spotkania sie, regularnych kontkatów (nie mówię, że co tydzień…).

To zależy od nas samych. Mi czasami ciężko jest powiedzieć coś prosto z mostu, dlatego sarkazm i podtekst jest mi bliski. Niestety nie każdy rozumie, że ja mam swoją przestrzeń życiową, za którą wpuszczam tylko wartościowe dla mnie osoby. Spotkałam się także z pytaniem „przecież blogujesz, jesteś otwarta na nowe znajomości, to skąd masz jakieś obawy przed ukazaniem dogłębnie swojej osoby?” Otóż, to że bloguję nie oznacza, że wpuszczam czytelników do mojej małej utopii z ich butami, bo wolę na bosaka :)

Dobrze rozumujesz. Skoro Ci to przeszkadza, to widocznie rozmówca nie był Ci aż tak bliski, by to zaakceptować jak w przypadku przyjaciela. Jeśli chce nim być, to focha nie strzeli. Jeśli nie chce – to można skreślić go z listy potencjalnych przyszłych przyjaciół.

Mój sposób na takie teksty jest prosty: celna, częściowo żartobliwa, czasem lekko flirciarska, częściowo „warknięta”, pełna ironii i sarkazmu, może i chłodna, obrazowa czy słowna riposta. W ripostach podobno jestem dobra, o tyle, że czasem nie mam skrupułów i nie hamuję się w kontekście wypowiedzi (przy czym nie musi być w tym wulgaryzmów, są one nawet niewskazane, ponieważ pokazują, że to cię rusza). Tak więc gdy pada pytanie „pokażesz cycki?” wysyłam po prostu zdjęcie fileta z kurczaka (nazywanego często w żartach w mojej rodzinie i nie tylko cyckami) – to zagranie może bardzo typowe, ale tym samym nie mnie się martwić, czy rozmówca uzna to za żart, obrazę i czy tego chciał czy nie. Trzeba się nauczyć trafiać w punkt. Raz miałam sytuację na urodzinach prababci, gdy, wtedy narzeczona, teraz już żona mojego wujka coś tam mi w żartach dokuczała, nie pamiętam już nawet o co chodziło, ale pamiętam, że walnęłam tekstem, który dla mnie był po prostu no, taką zwykłą ripostą i właściwie zajęłam się dalszym jedzeniem, nie zwracając uwagi na otoczenie. Mama później mi powiedziała, ze coś po niej mam, bo podobno przy stole wtedy zapadła chwilowa kompletna cisza, przerwana w końcu przez lekki śmiech mamy i kontynuację wcześniejszego tematu, który akurat był wtedy poruszony.
Także, polecam sposób, 90% takich „delikwentów”, chcących zabłysnąć swoim jakże cudownym poczuciem taktu i umiejętnościami flirciarskimi rodem z domów publicznych nie wie, co napisać,a pośmiać się można z nich, lub z tymi, którzy żart podchwycą i wrócą do bardziej taktownego zachowania. :)

No dobra, to powiedz mi jak rzucić ripostą listownie? W sensie wiesz, w takim analogowym liście, pisanym piórem na papierze. Bo ja nie wiem szczerze.
A poza tym, jeśli moja reakcja byłaby jakkolwiek flirciarska, to odbiorca mógłby sobie coś za dużo pomyśleć, skoro już i tak za dużo sobie wyobraził.

Niemniej – riposta całkiem dobra. Choć po tekście „pokażesz cycki” każdy rozmówca byłby u mnie stracony, bez prawa apelacji. Bo wiesz, no jakby nie patrzeć mam dwójkę dzieci i prawie-męża, więc nie jestem typowym obiektem do wyrywania – prawda? :D szczególnie przez młodszego faceta (a fe), który w ogóle nie jest w moim guście i przez kilka lat internetowej i listownej znajomości ani razu nie dostał sygnału, że jestem nim zainteresowana. No bo serio, ja jestem szczęśliwa ;D To po co?

Myślę, że też da radę w liście… Trzeba po prostu mieć spory dystans do siebie i ludzi i wiedzieć, na co chcemy sobie pozwolić :)
I wybacz za tak późną odpowiedź, ale nie wchodziłam na Disqus od… ohohohohoho.

Riposta w liście nie ma moim zdaniem sensu, bo liczy się szybką reakcja, której tu się nie uświadczy.

Szybki zapłon, nie ma co :D może czad powiadomienia włączyć?

„Całuję gdziekolwiek chcesz” – przyznam bez bicia, że samemu parę razy (jeśli tylko) zdarzyło mi się użyć podobnego sformułowania, za każdym razem jednak w przypadku, kiedy albo miałem pewność, że rozmówca (czy częściej rozmówczyni) nie będzie mieć absolutnie żadnych wątpliwości, że to był żart (i kiedy poziom naszej relacji na to pozwalał), albo kiedy rzeczywiście chciałem w tym umieścić podtekst (znowu, kiedy poziom naszej relacji ja to pozwalał). Na pewno chciałbym, żeby w wypadku, kiedy się przeliczyłem i przegiąłem zwrócono mi na to wyraźną uwagę – na pewno nie miałem sytuacji, żeby ktoś się ode mnie odwrócił po czymś takim i przestał odzywać, ale ile było pierwszych sytuacji, udawania, że wszystko jest w porządku – tego w sumie nie wiem, szczególnie wtedy kiedy byłem o te parę lat głupszy niż teraz…

Świat byłby o wiele lepszym miejscem, gdyby ludzie nie uciekali od bycia dojrzałymi (niekoniecznie nawet dorosłymi) ludźmi i stawiali pewne sytuacje wprost.

Właśnie wolę wyjaśniać coś od razu, niż gromadzić w sobie stertę takich „ale”, które doprowadzą do tego, że mogę stracić sensowną znajomość (o ile faktycznie jest sensowna), a przy okazji to coś na kształt próby przecież. Jak się ktoś obrazi, bo mu się zwróciło uwagę, to się można przynajmniej dowiedzieć, że to człowiek nieomylny, fantastyczny i wrażliwy na wszelkie reakcje inne niż potakiwanie.

Ja nie mówię, że wszyscy mają być „ą”, „ę”, bo sama się nie traktuję jak dorosłego, w sensie, taki simsowy młody-dorosły to chyba będzie to. Tylko to udawanie jest straszne, udawanie elokwencji na siłę ;( a potem obrażanie się o byle gówno (no bo jak ja się mogłam zirytować takim tekstem?!)