Izabela Kawczyńska — „Balsamiarka” (Recenzja książki)

Wow. To był strzał w dziesiątkę i nie wstydzę się do tego przyznać. #randomoweksiążki w końcu dostarczyły mi coś idealnego, a wszystko dzięki okładce, tak bardzo przypominającej mi mój ulubiony film (tak, zgadliście, Pachnidło).

Gatunek to w zasadzie nie mój, ot obyczaj. Nie horror, kryminał czy fantastyka, tylko właśnie obyczaj. Historia do śmiechu i płaczu. Ewidentnie nie moja bajka, chociaż powieść Izabeli Kawczyńskiej trafiła do mnie, ni mniej, ni więcej, tylko w stu procentach.

Ale od początku i po kolei.

W wieku dwudziestu siedmiu lat, mając za sobą kilka pogrzebów i innych kataklizmów o różnej skali, porzuciłam myśl o pracy w burdelu i na dobre zostałam dziewczyną od zmarłych.

Humor, czarny humor

Już od pierwszych stron wiedziałam, że się pokochamy. Chichotałam, a ja tego przecież nie robię za często.

Spodobała mi się bezpośredniość, masa żartów, skojarzeń, ten właśnie czarny humor. Czuć już z daleka brak tematów tabu, a smaczku dodają niewątpliwie nieregularne zdania, dużo kropek, myślników, niewielki procent dialogów. Ale wciąga. Jest rytmiczne.

Balsamiarka

O głównej bohaterce tak naprawdę wiemy sporo. Śledzimy z mniejszymi i większymi dziurami jej losy od kilkulatki do około trzydziestki. Wiemy co lubi, czego nie lubi, wiemy kim są jej przyjaciele, wiemy jaką piosenkę powinni puścić w zakładzie pogrzebowym podczas przygotowywania jej ciała. Znamy ją, bardzo dobrze.

Nie wiemy jednak jak ma na imię ani jak wygląda. Nawet nie wiecie jak bardzo mi się spodobał ten fakt. To przecież zupełnie nieistotne w naszej historii. Czy ma włosy rude i kręcone jak postać z okładki? Czy może krótkie blond fale? Może czarne warkocze i oczy w kolorze węgla? Nie wiemy. I to jest cudowne!

Postacie w powieści zwracają się do niej różnie, Lena na przykład, mówi głównie per „cipcia”, Pan Porządnicki używa między innymi określenia „laluchna” (świetne, prawda?). I tak to leci. Dobrze wiemy kto do kogo mówi i imię jest tu absolutnie nie potrzebne.

Nie powiem wam, jak miał na imię, nawet żadnego nie wymyślę. On by się strasznie zdenerwował – oj, strasznie – gdyby wiedział, że o nim opowiadam, więc pozwolicie, że będziemy nazywać go „Panem Porządnickim”. On mówił na mnie „gołąbeczka” albo – jeszcze lepiej – „laluchna”, no i sami powiedzcie, jak można o było nie lubić?

Kontakt z czytelnikiem

Jak widzicie w cytacie powyżej, w powieści znajduje się sporo zwrotów do czytelnika. Autorka pyta nas czy pamiętamy dane wydarzenia i dobrze wie, kiedy trzeba nam troszkę odświeżyć pamięć, a kiedy spokojnie może pominąć powtórkę.

Opisy

Dialogi w tej powieści stanowią naprawdę niewielki procent, większość tekstu stanowią opisy sytuacji i ludzi. Te dotyczące pojawiających się postaci są zdecydowanie warte wspomnienia:

Genialne, zgodzicie się? Myślę, że to naprawdę dobrze oddaje klimat większości stron.

Research

Jeden z powodów, dla którego jestem w stanie bić pokłony przed autorką. Powieść ta z pewnością wymagała wiedzy. I to nie takiej podstawowej, tylko naprawdę trzeba się było na dany temat naczytać, ewentualnie nim interesować lub znać to z autopsji (och?).

Oglądam seriale o tematyce kryminalno-detektywistycznej, widziałam Patologię i pewnie jeszcze parę seriali, gdzie ludzie pracują ze zwłokami (Six feet under nadal czeka w kolejce) i z żadnego nie wyniosłam tyle wiedzy co stąd. Ohydnej wiedzy. O larwach, robakach i lęgnących się z tego muchach.

Cholera, nawiązanie do wystawy Körperwelten (wchodzicie na własną odpowiedzialność) zmiękczyło moje serce tak, że rozlało się po łóżku i chyba wsiąkło w prześcieradło. Dowiedziałam się o tym „projekcie” już ładne kilkanaście lat temu. Zrobił na mnie wrażenie, ogromne. Byłam nawet w Berlinie, zrobiłam zdjęcie plakatu, ale samo „przedstawienie” jest nadal przede mną.

Co czyni tę powieść wspaniałą?

Oczywiście wszystkie punkty powyżej. Cała magia warsztatu, celowe unikanie nazw miast, ulic czy miejsc. Bo jakie to ma znaczenie? To historia, która może się dziać gdzieś obok nas i nawet nie będziemy tego świadomi.

Bohaterów widzimy oczami głównej bohaterki, część poznajemy z imion, część dostaje swoje własne ksywki, część nazywana jest mieszanką obu, czyli np. Lena „pstryk pstryk” czy moja piękna matka.

Dla kogo to nie jest?

Liczę się z faktem, że nie jest to historia dla wszystkich. Mnie podeszła w stu procentach, ale wiem, że to nie zdarzy się za często. Trzeba mieć trochę poprzesuwane granice tolerancji.

Po pierwsze. Leje się krew, wiją się larwy, a nasza główna bohaterka spędza pewną część swojego życia w klubach go-go. Jest trochę scen ohydnych, trochę za dokładnych. Jeśli więc takie rzeczy was brzydzą – odpuście sobie.

Po drugie. Jeśli Wasze uczucia religijne są łatwe do urażenia, darujcie sobie. Balsamiarka wychowywana jest przez babcię, dobrą chrześcijankę i od pierwszych stron widzimy bunt w tym kierunku.

Po trzecie. Rażą Was przekleństwa? Dosadne opisy? To chyba lepiej też sobie podarować, zamiast przymykać oczy co pół strony.

Nie chcę nikogo zniechęcać, nie o to tutaj chodzi, tylko wolę Was uprzedzić, żebyście nie wieszali psów, gdy Wam ta książka z jakiegoś powodu nie podejdzie. Bo nie spodoba się wszystkim, ale to przecież logiczne – nie ma książek idealnych dla wszystkich.

Chcę więcej

Do „Balsamiarki” na pewno będę wracać w oczekiwaniu na kolejne kawałki prozy w wydaniu autorki, Izabeli Kawczyńskiej. Poza tym cudem, w swoim dorobku ma ona poezję, która niestety, nie jest moją bajką.

Balsamiarka jest dla mnie wyjątkowa. Była czymś więcej niż się spodziewałam i drugi raz w życiu poczułam, że muszę napisać do autora (pierwszy był oczywiście Lumley w zeszłym roku dopiero). Cudowne doświadczenie.

Jeśli poznaliście książkę, która Was oczarowała, to zróbcie sobie tę przyjemność – napiszcie do autora!


Izabelo, dziękuję!

#4. Balsamiarka

#4. Balsamiarka

Autor: Izabela Kawczyńska
5/5
Rok wydania: 2014
Liczba stron: 384
Przeczytane: 15.03.2016
piątek
18.03.2016
28
0

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Larw nie lubię, ale jeśli krew się leje to wchodzę w to i jak będzie czas to przeczytam. Zależy tylko od tego czy kupię, czy będzie w bibliotece miejskiej, jak będę miała w końcu czas przeczytać.

W bibliotekę raczej wątpię, u nas tego nie ma niestety. Moje szczęście jest takie, że to jest w Legimi. I w ogóle w ebooku można to wyrwać już za kilkanaście złotych. Ja się pewnie za moment zaopatrzę w papierowy egzemplarz bo po prostu muszę to mieć.

Daj znać czy uda Ci się znaleźć!

Nie ma, chociaż ja wierzę w Norwida, na tyle filii pewnie któraś może zakupi :D

No i papierowy egzemplarz zakupię, jak nabędę całe Metro w jednolitej szacie graficznej i ostatni tom z serii Niezgodna również zgody graficznie. Nie wiem dlaczego, ale nie chciałabym mieć 2/3 innych niż reszta.

Nawet mi nie mów – swoje Metro 2033/34 oddałam na wymianie książkowej i sobie na sklepie Insignis zamówiłam całe w ładnym kartoniku (we wpisie niedawno o „Przykurzątkach” było zdjęcie). 90 zł chyba niecałe za to było, więc super. Osobno chyba po 40 są?

Tak, ja swoje Metro 2033 kupiłam w Empiku i dałam ok. 40 zł. I żałuję, że nie przyjrzałam się okładkom, bo przecież było i jedno i drugie Metro obok siebie.

A to teraz kupowałaś? Teraz to są w sumie 3 różne. Bo twarda oprawa ma zupełnie inne jeszcze. Ale miękkie te nowe są piękne.

co to Ewangelia według Artema? Wytłumaczyłabym to jakoś, ale publicznie nie wypada, bo może ktoś nie czytał, a treść Metra wpływa właśnie na ten dodatek.

tak, nie miałam pojęcia, że coś dodali po premierze. teraz mam nowe wydanie, więc tam jest, ale mój prawie-mąż czytał bez tego :D

„Six feet under ” może Cię rozczarować pod względem detali autopsji (ale sam serial jakoś przyjemnie się ogląda)- to już bardziej polecam „Anatomię prawdy”. To są zdecydowanie moje klimaty :) Kręci mnie medycyna sądowa i w końcu rok czy dwa temu doczekałam się 2 książek z tego tematu, na prezent urodzinowy. Nasze ciało od środka jest absolutnie fascynujące :) Zapisuję sobie „Balsamiarkę” w kajeciku .Dzięki za tę recenzję i fajnie że dodałas, czego się można spodziewać.

A na detalach mi akurat nie zależy, chcę obejrzeć Six feet under bo gdzieś tam się przewija moje aktorowe love, a serial podobno warty zerknięcia, więc planuję całość obejrzeć zamiast tylko TYCH kilku odcinków.

Bardziej chyba wolę pracę detektywów (Bosch, Elementary) niż stricte medycyna sądowa, ale będę pamiętać, żeby spojrzeć jak mi się skończą seriale do oglądania.

Bo z Balsamiarką to jest tak, że dla mnie jest cudowna, wyjątkowa i wybitna, ale to nie jest tak, że nie ma w niej elementów, które mogą się nie spodobać wielu ludziom, więc wolę uprzedzać ;) bo jednak chciałabym, żeby ktoś też uznał to za wyjątkowe dzieło.

Jej, ale Ci się to musiało spodobać :D Ja regularnie staram się czytać horrory o zombie, więc tego typu opisy nie są mi straszne. Coś czuję, że jak wyczytam wszystko co mam na półce to sięgnę po Balsamiarkę :)

Klimatom Zombie to raczej daleko, w sensie, o zombie rzadko się pisze w kontekście tego, że to chwilę wcześniej był żywy normalny człowiek :D no ale! To już faktycznie jakieś przygotowanie.

Ciekawa jestem czy Ci podejdzie.

Przekonałaś mnie.
To także i nie mój gatunek, ale właśnie dzięki temu, że Ciebie zauroczyło coś innego, jeszcze lepiej pokazuje to, że jest to dzieło wybitne. I po cytatach widać ten warsztat, o którym mówisz. Po prostu muszę to przeczytać.

Jest naprawdę wyjątkowe, daj koniecznie znać jak przeczytasz :D
ja czytałam z Legimi, ale muszę to mieć na półce! Z autografem koniecznie :D

Nie przepadam za wulgaryzmami, ale jakoś w fantastyce jestem w stanie przymknąć na nią oko. Za to tematyka wydaje mi się niezła, osobiście bardzo lubię Bones’a i inne tego typu seriale, jadam przy nich bez żadnego obrzydzenia (może to ja jestem obrzydliwa??). Także poszukam.

Mnie raz zemdliło przy czytaniu, a nawet najbardziej gore filmy oglądam bez mrugnięcia :D inaczej się to chyba przyswaja na piśmie :)

powodzenia w szukaniu i trzymam kciuki, żeby się spodobała.

Ja też mam problem bo z opisu i Twoich zachwytów już miałem odłożyć te książkę do działu „warto się zainteresować”, ale doszedłem wzmianki o robalach i przeszła mi ochota.
Nie lubie robali

Robali są może dwie strony – mnie zemdliło tylko raz, a na widok robali to od razu mnie dreszcz przechodzi, wpadam w panikę i najchętniej oczy i ręce myłabym domestosem. Dasz radę!

Tak zachwalasz że brałbym w ciemno, chociaż po wymienieniu trzech punktów „dla kogo książka nie jest” wiem, że Balsamiarka nie jest dla mnie. Chociaż z drugiej strony opis pojawienia się postaci błyskotliwy. No i teraz mam dylemat :)

Już na samym początku, na pierwszych kilku stronach jest kilka słów o religii, a konkretniej rzeczy w stylu, że Jezus wisi na krzyżu i ma otwarte usta, przez co wygląda jak wielka ryba. Jeśli jesteś w stanie znieść takie rzeczy + wizyty w klubie go-go i trochę tam dziwnych rzeczy, to będzie dobrze.

Ale wolę uprzedzić, bo wiem, że to po prostu może nie podejść.