Dlaczego warto kupić notatnik premium?

Jeszcze kilka lat temu marzyłam o notatniku Moleskine, bo… jest drogi, jest taki profesjonalny i wiecie, człowieka cieszyła sama myśl o posiadaniu zeszytu tej firmy. Zbyt długo minęło zanim faktycznie kupiłam sobie taki drogi notatnik. Dlaczego Ty nie powinieneś zwlekać?

Notatniki prawie premium

Jest ich pełno. Kosztują powyżej dziesięciu złotych i ewidentnie są wzorowane na Moleskine’ach, mają gumkę, ten sam format, podobne kolory i tasiemkę do zaznaczania, w którym miejscu notatnika jesteśmy.

Jpeg

Format Pocket (minimalnie węższy niż A6), notatnik czerwony, kupiony w Empiku kosztował 12 zł, taki Moleskine w oficjalnym sklepie kosztuje 40 zł. Różnica spora.

Rozmiar ten sam, wyglądają podobnie – za co więc tyle „przepłacamy”?

Empik.

Moleskine.

Co Wam się po pierwsze rzuca w oczy?

Marginesy, to coś, czego w zeszytach premium po prostu nie ma. I koniec tematu. Kartki są czyste, w kropki, w kratkę lub w linię, czasem jednak mają trochę odstępu od dołu i od góry z miejscem na datę (np. Leuchtturmy w kratkę).

Równo wycięte strony. Taka pierdoła niby, ale linie czy kratki w notatnikach premium są zawsze równoległe do krawędzi strony, w notatniku z Empika można dostać bólu głowy – spójrzcie na lewą stronę zdjęcia, porównajcie szerokość pierwszej kratki z ostatnią w danej kolumnie. Moleskine i Leuchtturm, które miałam w rękach, mają zawsze linie w tych samych miejscach, w Peter Pauper są minimalne różnice.

Kolor papieru, tego może nie widać na tych zdjęciach, notatniki tańsze mają zazwyczaj czarne linie i beżowy papier, który jakością nie grzeszy i wygląda to w całości dość sztucznie, a w tych z wyższej półki strony są gładkie, kolor naprawdę świetny (niektóre są śnieżnobiałe, niektóre w kolorze kości słoniowej, w zależności od marki i serii), linie nigdy nie są czarne, tylko szare, jaśniejsze bądź ciemniejsze. W notatniku Peter Pauper są to np. nie linie, ale ciasno stawiane kropeczki.

Szycie/klejenie. W czerwonym notatniku widać, że strony się nie do końca dobrze układają – papier jest powyginany przy środku, co widać nawet na zdjęciu. Nie jest to odosobniona sytuacja, mam jeszcze co najmniej kilka notatników, w których tak właśnie wyglądają strony. Jakby były na siłę wciśnięte, całkiem niedbale. W tych drogich tego nie uświadczymy.

Cena świadczy o jakości, może się wydawać, że płacimy za markę, ale szczerze? Nie. Płacimy za wykonanie, staranne w każdym calu.

Oczywiście teraz czas na wytłumaczenie, dlaczego tak chwalę Moleskine’a, skoro jest on cały rozwalony, podczas gdy ten z Empiku trzyma się w jednym kawałku: Moleskine należy do Krzyśka, ma 12 lat, jest nadal używany i większość swojego życia spędził w kieszeni spodni bądź zapięty gumką z długopisem wsadzonym w środek – był więc mocno eksploatowany. Czerwony notatnik ma zapisanych pięć stron, używałam go dosłownie przez moment i chyba nigdy nawet nie wylądował w torebce czy plecaku.

Ile trzeba wydać?

Zeszyty A5 w pięknych tekturowych oprawach (za każdym razem jak je widzę to mam ochotę się na nie rzucić – są naprawdę ładne) można kupić w Biedronce już za 2 czy 3 zł, notatnik z Empiku kosztował 12 zł, format A6. Kołonotatniki A4 kosztują tam około 20 zł, w grubej oprawie, o rozsądnej liczbie kartek (powyżej 80). Mamy więc jakiś punkt zaczepienia.

Peter Pauper

300_300_productGfx_4dc6ead21bef6f26171c90ad4a235d88To mój pierwszy notatnik z tych droższych. Nadal dostępny w sprzedaży w niektórych sklepach. Zapłaciłam za niego chyba 24 zł, ceny na internecie są aktualnie minimalnie wyższe. Format jest dziwny, 12,5 cm x 18 cm, czyli coś pomiędzy A6 a A5, o zbliżonych proporcjach.

Okładka jest piękna, tekturowa, a brzegi kartek, których jest 160, pomalowane są na czerwono (drugi od góry na głównym zdjęciu). Nie ma gumki ani tasiemki. Wysokość linii to 7 milimetrów, papier jest beżowy, na części kartek znajdują się napisy. Jest to jednak cecha charakterystyczna dla tej właśnie serii.

Długo leżał ten zeszyt, bo zastanawiałam się jakie znaleźć mu przeznaczenie – z początkiem tego roku zaczęłam tam pisać pamiętnik i spotkałam się z chwilą zwątpienia. Linie są wysokie, bardzo, przynajmniej dla mnie, człowieka zakochanego w kratce. Mój gruby długopis wyglądał na tych kartkach paskudnie. Dopiero w kwietniu otworzyłam ten zeszyt ponownie, zaczęłam piórem i to już była inna bajka – wszystko wyglądało o niebo lepiej.

smljournalbutterflies_grandeJest październik, zapisałam dopiero jedną trzecią. Powiedziałam sobie, że kupię sobie następny drogi notatnik jak ten skończę – jeszcze sporo przede mną.

Za notatnik firmy Peter Pauper Press zapłacimy pomiędzy 25 a 40 zł, w zależności od formatu i oczywiście sklepu. Większość posiada gumkę do zamknięcia, a na tylnej okładce kieszonkę. Okładki są przeróżne i wszystkie piękne, część jest elementem serii, co oznacza, że we wzór z okładki można kupić papeterię, kwadratowe karteczki czy nawet pióro kulkowe.

Leuchtturm 1917

Wstyd się przyznać – podniecam się tą marką od ponad roku, a nadal nie miałam w rękach ich notatnika. Mam natomiast dwa kalendarze, o wielu rzeczach możemy więc porozmawiać.

Kartki są grubsze niż w Moleskine’ach, mój roczny kalendarz z notatnikiem jest tak samo gruby, jak Moleskine na osiemnaście miesięcy o dokładnie tym samym układzie, a różnica powinna być spora.

leuchtturm1917-large-hard-cover-squared-notebook-5.75-x-8.25-ple381pi-3

Papier jest beżowy, linie szare, o wysokości 5 mm (dla mnie idealna wysokość). Oprawa jest twarda (choć są też tekturowe warianty, z roku na rok w coraz większej liczbie kolorów), z tyłu jest obowiązkowa kieszonka na luźne notatki.

Okładki są nudne. To jest główna cecha większości notatników premium. Zazwyczaj jednokolorowe (ale jest z czego wybierać, bo kolorów jest aż 17) z dodatkami dokładnie w tym samym odcieniu, z miejscem na wykonanie tłoczenia na ciepło, które moim zdanie prezentuje się lepiej niż grawer na tego typu materiale. Świetnie przyjmuje za to naklejki (mój jest cały obklejony), bo wraz z każdym ich notatnikiem dostajemy zestaw do archiwizacji – naklejkę na grzbiet i przednią okładkę.

Jeśli komuś bardzo przeszkadza jednolity kolor, to jest na szczęście seria Neon i BiColore.

Format A5, 249 kartek (z czego parę ostatnich jest wyrywane), dostępne zazwyczaj w wariancie gładkim, w linię, kratkę oraz kropki, kosztuje ok. 47 zł. Może dużo, ale z drugiej strony to ponad cztery sześćdziesięciokartkowe zeszyty. Takie przełożenie zazwyczaj pomaga.

group_bicolore

Jeśli ktoś nie lubi grubych zeszytów, to Leuchtturm robi 60-kartkowe Jottbooki, z czego 32 mają perforację do łatwiejszego wyrywania, gdzie format A6 kosztuje 9,50, A5 – 16,50 a za A4 płacimy 26,50. Mają one tekturową okładkę i występują w 11 kolorach.

Moleskine

Mam cztery, trzy z nich już prawie od roku grzeją szufladę, bo nie wiem na co je spożytkować, jeden leży dopiero kilka miesięcy.

Volanty mam dwa, bo właśnie w parach się je kupuje. Są w dwóch wariantach z tego co widzę na oficjalnej stronie – jeden jest taki jak mój, bez zakładek indeksujących i innych dodatków, drugi, model z tego roku, ma kolorowe naklejki do indeksowania oraz wszystkie (64) strony z perforacją do wyrywania, gdzie stary model miał ich tylko 16. Starszy model ma jednak dużo więcej wersji kolorystycznych, od Was już zależy po które sięgniecie (chociaż ja bym brała z naklejkami).

Za dwie sztuki w formacie zbliżonym do A5 trzeba zapłacić 41 zł w oficjalnym sklepie Moleskine’a. Są one zawsze w różnych odcieniach tego samego koloru.

Aktualnie jednego używam do pisania w nim listów (czyli do wyrywania kartek), nowa wersja z perforacją byłaby więc świetnym następcą, o ile nie zdecyduję się na Academic Pad z Leuchtturma.

Chapters Journal, to małe cudo, które po rozłożeniu jest prawie kwadratowe. Podzielone jest na siedem rozdziałów i w każdym momencie rozkłada się na płasko. Z tyłu jest kilka stron z liniami pod listę zadań. Ostatnie strony mają też perforację do wyrywania.

Wygląda świetnie, zamierzam w nim pisać powieść/opowiadanie – zobaczymy jak to ostatecznie wyjdzie. Kosztuje niewiele – 26 zł za format 9,5 x 18 cm. Jedyny minus i to spory jaki w nim widzę to bardzo cienkie i prześwitujące kartki (70 gsm).

Po prostu notatnik z Moleskine’a w twardej oprawie to 53 zł przy jednokolorowej okładce i 60-80 jeśli jesteśmy fanami na przykład Gwiezdnych Wojen, Małego Księcia, Simpsonów czy Coca-Coli. 240 stron w kolorze kości słoniowej, dostępnych w kratkę, w linię lub w gładkiej wersji. Z tasiemką, gumką i kieszonką na luźne notatki.

Oxford

To notatniki, które kupić możemy praktycznie w każdym lepiej zaopatrzonym sklepie papierniczym. Mają śnieżnobiały papier, często niekonwencjonalne formaty i fantastycznie grube kartki, które wprost kocham. Okładki są nudne, zazwyczaj tekturowe sztywne i też, tak jak wszystkie opisane powyżej, mają zaokrąglone rogi kartek. Format A5 z prawie setką kartek kosztuje 24 zł.

Całkiem znośna cena, prawda? Przełóżmy to teraz na 160/240/249 stron tych powyższych notatników i nagle to jednak faktycznie nie wychodzi tak strasznie dużo.

Dlaczego warto?

To naprawdę przyjemne!

Czuć różnicę w papierze i chce się tam przelewać dosłownie wszystko, na tym etapie nieważne czy to mądre czy nie, czy bazgrzesz piórem czy długopisem, czy to jakieś dziwne szkice ołówkiem.

Co jeśli zepsuję notatnik?

Jestem z tych ludzi, u których notatniki leżą, bo boję się je zniszczyć, ale muszę się w końcu przełamać. Nie jestem odosobniona w tym odczuciu, są na szczęście jeszcze takie pomocne komentarze, które potrafią przekonać.

Może taki notatnik Cię zmotywuje?

Do lepszego zarządzania czasem? Albo do napisania powieści? Może zechcesz takie ładne kartki spożytkować na dziennik lub pamiętnik? Może kupisz czysty i zaczniesz rysować? Notatnik w linie z wyrywanymi kartkami idealnie pasowałby do pisania listów, nieprawdaż?

Okazja do ręcznego pisania

Jest ich coraz mniej, prawda? Mało ludzi pisze listy, mało ludzi nadal kupuje papierowe kalendarze, czy pisze pamiętniki, a to fajna sprawa i przy okazji temat na inny wpis.

Zeszyty i notatniki to takie drobnostki, których nie powinniśmy zostawiać z wiekiem. Wielu nadal kojarzą się one ze szkołą czy studiami, ale w dorosłym życiu nadal jest dla nich miejsce! Nie zapomnijcie.

Na dokładkę: jak wygląda Moleskine po dziesięciu latach vs jak wygląda zeszyt 160-kartkowy w grubej oprawie używany przez 6 lat.

wtorek
06.10.2015
32
6

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Pisze piórem i/lub ołówkiem. Zawsze i od zawsze. W żadnym notatniku nie pisało mi się nigdy tak źle jak w sławetnych moleskine. Szczególnie piórem. Kupiłem raz i to był ostatni raz. Do ołówka najlepiej nadał się (tu zaskoczenia nie ma)… szkicownik A5. Idealna gramatura i faktura. Obecnie kupuje już tylko materiały (ulubiony papier) i szyje sobie notatniki sam.

Jaki papier? Tomoe River?

Ja moleskine’ów nienawidzę ;) i każdemu od lat odradzam. Ten wpis ma już 5 lat! Wow. Nadal mam wśród znajomych entuzjastów Moleskine’a, ale to głównie ci, którzy piszą długopisami.

U mnie teraz rządzą Leuchtturmy i Nuuny, które się pióra nie boją.

to jest najgłupsza rzecz, jaką czytałam. Te rzeczy, które u Ciebie są wadami albo nie mają znaczenia albo są zaletami (chociażby marginesy – ich obecność to plus KONIEC KROPKA). Ile Ty masz lat??? 12??? xd

No kwestia preferencji – ja tam nie lubię, jak ktoś mi każe marnować 20% strony na margines. Marginesy miały sens w szkolnych zeszytach, ale na cholerę mi to przy pamiętniku czy liście to-do?

Dla mnie nie ma aż tak wielkiego znaczenia ile odstępu i czy margines… po prostu ważne, że spełniają swoje zadnia, są pod ręką, mogę w nich zapisywać inspiracje i DZIAŁAĆ. Ani kratka ani linia nie ma na to wpływu :D

Nie używam notatników. Like, w ogóle, nie cierpię pisać ręcznie, za to uwielbiam stukać w klawiaturę, do tego stopnia, że uczę się wszystkich skrótów klawiaturowych żeby i z myszki jak najmniej korzystać.
Ale jednak odrobinę rozumiem, bo potrafię wywalić kasę na szkicowniki, uwielbiam je też po prostu macać w artystycznym. I też nic z nimi nie robię, bo jestem koszmarnym leniem i rysuję cokolwiek raz na rok. Dlatego teraz staram się ograniczać z wydatkami na nie, ostatnio jakikolwiek porządniejszy kupiłam na prezent :) Nadal też gdy jestem w Empiku zaglądam nawet odruchowo i szukam zeszytów bez linii i kratek – czasem mają kolekcje niemieckiej firmy Brunnen, bardzo lubię ich papier i mają śliczne okładki :)
Tym „kimś z blipa” to chyba byłam ja, chyba że był ktoś jeszcze. Dayum, to już pięć lat! Ja wtedy z kolei kupiłam dwa małe zeszyciki z tą panią i do dziś nic z nimi nie zrobiłam, poza wybiciem dziur w tylnej okładce jednego i wsadzeniu tam gumki uratowanej ze starej teczki, bo takie gumki to świetny pomysł.
Kiedyś kupię sobie gładkiego Moleskina, ale najpierw muszę mieć co z takim robić!

E tam Moleskine’a ;P Złotego Leuchtturma lepiej.
Taaak, faktycznie, to byłaś Ty, miałam dwa tropy, ale tak faktycznie ♥ Ty byłaś tą dobrą duszą. Moje też nadal leżą, dwa jeszcze, trzeci może też czysty, ale póki co nie mam zielonego pojęcia gdzie go mogę znaleźć :D
O wizycie w Empiku mi nie mów, mam to samo z Matrasem i każdym papierniczym w okolicy, wchodzę podotykać, ale Krzysiek krzyczy na szczęście :D tylko ja jestem łatwiejszym klientem – kratka albo niska linia mi wystarczają do szczęścia. Brunnen muszę obczaić, bo nie kojarzę.

Moje drugie pół to fan vima, więc dobrze rozumiem o co Ci chodzi z używaniem tylko klawiatury, zupełnie nie dla mnie – lubię swoją myszkę ;) Ale wiem, że się da i podziwiam :D

Aw man, Leuchtturmy też fajne, ale o Moleskinie marzyłam bo jeden artysta, którego podziwiam go używał i od niego pierwszy raz usłyszałam o marce. Tylko wtedy mnie nie było stać, a dziś już wiem, że to nie materiały czynią artystę, one najwyżej mogą mu pomóc :)
No mój nie krzyczy, bo jak wchodzimy do Empiku to on leci w gry, a ja w papiur :D
Kratka jest idealna do notowania, pamiętam że w szkole nawet walczyłam z polonistkami przymuszającymi mnie do linii :D Ale teraz, gdy recznie najwyżej coś nabazgrolę w tanim zeszycie do wyrywania kartek, poszukuję już tylko gładkich kartek :)
Brunnen to żadna ekskluzywna marka, ale już kilkukrotnie mieli gładkie kołonotatniki w Empikach, z bardzo przyjemnym papierem po którym bardzo przyjemnie się rysuje :)
Też lubię moją myszkę, wybrałam sobie najwygodniejszą, ale używam myszki prawą ręką, a jestem leworęczna, wiec łatwiej mi jednak cisnąć Alt i Tab, Tab, Tab, Tab… zamiast klikać po pasku :)

Ja potrzebuję jednak kalendarza. Czusye kartki, kratka czy linie zupełnie nie są użyteczne w moim przypadku. Jest jeszcze jeden cymes – Notatnik roczny starcza mi literalnie na DWA tygodnie. :D

Co nazywasz rocznym notatnikiem? Ja kupiłam sobie w końcu droższy kalendarz z notatnikiem Leuchtturma, żeby się zmotywować do używania – bo skoro to kalendarz, to kiedy mam zapisać jak nie dzisiaj :-)

No to nie rozumiem :-D dzienny kalendarz i z głowy, 365 kartek na notatki + dodatki. Notatnik ma 249, ale jest tańszy i można zacząć w dowolnym momencie :-D bo jest miejsce na wpisanie daty.

My mamy mnóstwo notesików, mniejszych, większych, które od lat leżą w szafie i pewnie nigdy nie zostaną użyte. Masz rację, nie ma co zostawiać tego typu przedmiotów na później.

Dzięki za ten wpis, strasznie mnie nastawiłaś na jakiś zeszyt z Leuchtturma – tylko póki co nie wiem do czego mógłby mi się przydać. Ale mieć takie cudo zawsze fajnie :3. Też mam manię na punkcie notesów i niezapisanych mam całą półkę, choć żaden z nich nie jest z tych „premium”. Mam parę Oksfordów (nie mogę uznać ich za premium):
– zeszyty, które swego czasu można było kupić za kilkadziesiąt groszy w Tesco, najprostsze, używam ich na studiach jako „brudnopisów” – na wykłady do przepisania w domu na czysto
– brulion A4 z materiałowym grzbietem – uwielbiam materiałowe grzbiety, ale tego zeszytu już nie
Mam wśród znajomych fankę Oksfordów, ale ja sama nie mogę się do nich przekonać – głównie za sprawą śliskości papieru. O ile bardzo gruby papier jest dużym plusem, to przez jego śliskość, długopis nie zostawia na nim dostatecznie dużo koloru i jakoś mi to przeszkadza. Także śnieżnobiałe kartki są nie dla mnie – zawsze kochałam lekko żółtawy, najlepiej chropowaty papier. Poza tym te małe zeszyty mają okropnie ciemną, grubaśną kratkę do której muszę wybierać tylko grubiej piszące długopisy.
Raz widziałam w sklepie zeszyt z Oksfordu, który był dla mnie idealny. Kosztował jakąś kupę forsy, nie pamiętam już, ale miał idealnie jasną kratkę, wokół niej ze wszystkich stron biały margines, jakieś miejsce na datę, papier miał super i w ogóle… Tak więc moje doświadczenia z tą firmą są bardzo różne :D.

Z lepszych zeszytów spoza tych premium zdecydowanie mogę polecić kołonotatnik Herlitz Green – ma arcypiękną, jasnozieloną krateczkę i kartki, które choć cienkie, są bardzo przyjazne każdemu długopisowi. Wadą jest tylko okładka, która pomimo ładnego obrazka, bardzo łatwo się brudzi. Poza tym moje ukochane zeszyty z grzbietem Unipap – chyba jedyne B5 bruliony, które udało mi się znaleźć z czystymi kartkami (niestety mają chyba z 60g/m^3 jeśli nie mniej ;/).

Też nie lubię marginesów w zeszytach, a o niezgadzającą się kratkę czy linię zęby mi zgrzytają. Jak piszesz, że w „Premiumach” tego nie ma, to chyba będę musiała sobie zrobić trochę miejsca na półce :D.

Najbardziej chropowaty papier z tych co mam jest w notatnikach Peter Pauper – może od nich zaczniesz? Ale Leuchtturm BiCOLORE też by Ci na pewno pasował.

A4 z materiałowym – łał. Ja zawsze uwielbiałam materiałowe w B5 i w liceum je miałam zawsze do matmy i fizyki, bo to przedmioty gdzie dobre notatki były podstawą – ważne żeby cały rok był w jednym miejscu.

Faktycznie masz rację z tymi śliskimi kartkami – piszę albo piórem albo bardzo grubym długopisem (1.4, 1.6 mm) więc nigdy mi to nie przeszkadzało. Mam coś dużego, takie niby B5, ale szersze, bardziej w kwadrat, nie mam pojęcia co to będzie za format. Przy malutkich to faktycznie musi być wkurzające.

Moje takie małe lo♥e to był zeszyt z Empiku (zrobiony przez Dan-mark) z taką okładką: http://farm3.static.flickr.com/2768/4029494489_740a4c3839_o.png

Wykupowałam je w każdym możliwym rozmiarze i pamiętam, że ktoś z Blipa mi nawet wysłał jeden, którego nie mogłam dostać – nigdy ich nie zapisałam. Dwa są nadal kompletnie czyste, bo przestałam kochać format A4 ;(

Jestem maniaczką notesów, kalendarzy i ogólnie takich biurowych „pierdółek”, więc o takich porządniejszych notesach też myślałam. Póki co nie zdecydowałam się na zakup, ale chyba już niedługo do tego dojdzie. :)

Ja w pióra się dopiero wgryzam, przez 10 lat miałam jedno, cudowne, które dostałam jeszcze w podstawówce, potem na biegu kupiłam sobie Herlitza (TRAGEDIA), teraz mam Sheaffera tego najtańszego i poluję na Lamy (Safari/Al Star). Przeglądałam ostatnio atramenty i też mnie Lamy i Pilot rozkochali w sobie.

No i przecież sporo przy tych piórach „gadaliśmy”. Nawet wybrałem się do sklepu po tego Sheaffera, ale pomacałem i mi też nie podszedł. Stary już chyba jestem i jednak pióra poniżej stówy to nie dla mnie. Czasami na RemaDays można wyhaczyć coś fajnego i nieco taniej niż w sklepach (czasami drożej, więc trzeba uważać). W przyszłym roku zamierzam upolować jakieś Leuchtturmy (rok temu sobie odpuściłem) i jakieś pióro.