Dwa lata z Legimi!

Dwuletnia umowa z Legimi na abonament unlimited z czytnikiem właśnie dobiegła końca! Wow! Nareszcie.

Pamiętam, że nad Legimi zastanawiałam się już jakiś czas wcześniej. Wygrałam kiedyś książkę od Insignis, do przeczytania w aplikacji na telefonie, tej w ramach Google Play i odkryłam, że takie czytanie nie jest najgorsze. Nie należy może do najbardziej komfortowych, ale da się. W sumie, już przecież nawet na LG Cookie potrafiłam czytać opowiadania na kilkadziesiąt stron.

Nad wyborem pakietu nie zastanawiałam się zbyt długo. Wiedziałam, że każdy poza Unlimited by mnie ograniczał. Pojawiła się oferta z czytnikiem, policzyłam wszystko i wyklikałam – i tak planowałam kupić do domu drugi czytnik.

Więc stało się, od 10 sierpnia 2015 stałam się posiadaczką abonamentu Unlimited w Legimi. 44,99 PLN co miesiąc, w tym czytnik za 1 PLN. Zobowiązanie na 24 miesiące.

Czytnik

InkBook Onyx dalej żyje i ma się dobrze. Nic się nie stało z podświetleniem, czas baterii pewnie troszkę się zmniejszył, ale nie na tyle, by różnicę dało się odczuć. Android 4.2 jest w zupełności wystarczający, miejsca jest tyle, że nie musieliśmy nic z nim robić przez cały ten czas.

Aktualizacji do aplikacji nie było chyba od roku, nie ma więc audiobooków, ale żadne z nas z tego nie korzysta, więc dla mnie to nie problem.

Katalog

Przez dwa lata naszego abonamentu, zasoby katalogu Legimi wzbogaciły się o kilka kluczowych wydawnictw, jak Rebis czy Prószyński i S-ka. Z tych dużych brakuje już chyba tylko Otwartego.

Przeczytamy więc większość książek Stephena Kinga, Mastertona czy Jo Nesbo. Całe uniwersum Metro 2033, klasyków science-fiction, jak Orson Scott Card, Philip K. Dick (to coś nowego! Jeszcze niedawno był tylko do kupienia) czy Frank Herbert. Zmierzch, Igrzyska Śmierci, Niezgodna, czy niedawno zekranizowana Opowieść Podręcznej. Coelho, Zafon, Miłoszewski, Mróz, wszystkie książki i opowiadania o Sherlocku Holmesie i kilka tytułów Agathy Christie.

Ponad 20 000 książek! I nie są to zbiory jak z biblioteki, pełne starszych, zakurzonych egzemplarzy, tylko nowości. Tytuły wielu wydawnictw pojawiają się na Legimi już w dniu premiery, tak było choćby z Dziewczyną w pociągu i liczę, że i Muza dostarczy nam kolejną część Cienia Wiatru wraz z premierą.

Moje czytanie

Jak może pamiętacie, od 2013 liczę przeczytane książki. Głównie dla siebie, żeby się pilnować i nie mieć znów lat z pięcioma sztukami na koncie. Z drugiej, przy mojej pamięci, dobrze też gdzieś mieć taką podręczną listę.

Od tego czasu przeczytałam 147 książek. Wiem, niektórzy tyle czytają w rok, albo trzy, a u mnie to cztery i pół roku. Ja się cieszę, że czytam coraz więcej i poznaję coś więcej, niż tylko tytuły z list bestsellerów.

Z roku na rok coraz większą część stanowią ebooki – w 2015 to była połowa, w 2016 tylko trzy były papierowe, w tym roku jedna (ale raczej będzie ich więcej, bo jeszcze kilka mam w planie).

Swój udział ma w tym oczywiście Irlandia i przeprowadzka, przy której pozbyliśmy się znacznej części naszego księgozbioru. Poza tym, od kilku lat już praktycznie przestaliśmy kupować książki, przez Legimi i ogólną wygodę elektronicznych wersji.

Ukochane tytuły nadal chcę mieć na półce, Harry’ego Pottera pozbyłam się bez żalu, bo chcę mieć ilustrowany komplet, a tutaj już kupiłam angielskie wydanie w barwach Slytherinu. Stoi sobie cały Harry Keogh, pojedyncze książki Lumley’a, cały wydany w Polsce John Bellairs i Darren Shan. Obok Krzyśka Diuna, nowe wydanie trylogii Metro 2033. I obowiązkowo Balsamiarka, już z autografem! Trochę pojedynczych książek na liście „to read” też ze sobą zabrałam.

Ebooki

Nie zmienia to jednak faktu, że ebooki totalnie zdominowały moje czytanie. Moje i Krzyśka. Dzieciom też wygodniej czyta się ebooki, bo mogę zgasić światło i czytać do snu.

2015 – 34 książki, 16 ebooków, w tym 9 z Legimi

2016 – 37 książek, 34 ebooki, w tym 30 z Legimi

2017 – 23 książki, 22 ebooki, w tym 22 z Legimi

W 2015 kupowałam ebooki na Woblinku, czytałam je zazwyczaj na Kindle. Do czytania na komputerze się nigdy nie przyzwyczaiłam.


Na półce w Legimi mam dodane 160 tytułów. Siedzi ich tam trochę więcej, bo nie tylko ja czytam, ale te akurat są moje. Czyli z górką mam 100 książek. „Co to jest 100 książek?” sobie myślę w pierwszej chwili, a potem sobie uświadamiam, że to ponad dwa lata czytania. Kiedyś nadrobię!

Do katalogu dopadam się raz na kilka tygodni i dodaję to, co mi wpadnie w oko. Nie dorzucam od razu wszystkich części cyklu, który czytam, żeby się nie pogubić, więc realnie książek w planach mam o wiele więcej, niż na półce.

#Randomoweksiążki

Może kojarzycie.

Niby mówi się, żeby nie oceniać książki po okładce, a ja właśnie to robię.

Poza czytaniem kilku sprawdzonych autorów, większość egzemplarzy na mojej półce to książki wybrane po okładce, albo tytule. Różnie. Zasada przy randomowych książkach jest taka, że nie czytam recenzji, zerkam na kategorię (zazwyczaj odrzucam „Obyczaje i romanse”), ewentualnie na opis od wydawcy i decyduję, czy tak, czy nie.

Czasem trafi się słabszy tytuł. Koszmar, jak Córki Marionetek czy Dziecko wspomnień, ale wszystko warte jest odkrycia później takich perełek jak Balsamiarka czy Raphael Montes, cały. Nie odkryłabym ich przecież w bibliotece. A tak? No cóż. Balsamiarka, jak i Sekretna Kolacja to moje „guilty pleasure”, do których wracać będę pewnie co kilka lat.

Czy warto?

Po dwóch latach mogę rozwiązać umowę i ruszyć dalej ze swoim życiem. W Amazon Prime jest nowa usługa o nazwie Prime Reading i znajduje się tam… 1000 książek. Jest też Kindle Unlimited, za 8 funtów miesięcznie, gdzie przeczytamy całego Harry’ego Pottera, pełno magazynów i tysiące tytułów, o których nikt nie słyszał. Kinga czy Mastertona są tylko pojedyncze książki. To może być dobra usługa do odkrywania, ale ukochanych autorów tam raczej nie spotkamy.

Nie waham się nawet przed przedłużeniem umowy na kolejny rok, kiedy cena mi spadnie do 32,99 PLN. Zastanawiałam się nad umową z nowym czytnikiem, ale dobrze wiem, że i tak czytałabym na telefonie.

Audiobooków nie słucham, chociaż mam je w abonamencie.


Legimi to dla mnie świetna usługa i prezentuje się ona o wiele lepiej niż Kindle Unlimited. Mamy tam nowości i znanych autorów. Jest co odkrywać, jest co nadrabiać i co powtarzać. Możemy wrócić do książek z dzieciństwa i sprawdzić szkolne lektury, których nie przeczytaliśmy.

Kiedyś może nadrobię te wszystkie dodane książki, taki jest plan, ale wątpię, że dotrę do momentu, kiedy przeczytam wszystko, co chcę z tego obszernego katalogu.

czwartek
10.08.2017
6
5

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Ja właśnie od pół roku korzystam z Legimi. Na razie wystarcza mi abonament za 20 zł, bo aż tak dużo nie czytam. Ale na pewno największą korzyścią jest, to że w telefonie mam książkę zawsze przy sobie i mogę poczytać nawet 15 minut przy okazji czekania na coś.
Poza tym mają całkiem spory wybór książek, nawet przy moim dosyć ograniczonym guście czytelniczym (czytam głównie reportaże, felietony i książki podróżnicze) znalazłam kilkadziesiąt pozycji.

Tak! To jest cudowne w czytaniu na telefonie, że można czytać w międzyczasie.

Wydaje mi się, że katalog Legimi jest już na tyle duży, że każdy tam znajdzie coś dla siebie. I z kolei, taki dostęp do książek trochę wspomaga odkrywanie nowych gatunków – przynajmniej u mnie :) bo ani bym nie kupiła, ani nie wzięła z biblioteki książki, która w głównej części składa się z haiku – a tu proszę, była świetna :D

Powiem Ci, że ja uwielbiam Legimi (dzięki Tobie!) i, jak skończy nam się umowa, to pewnie przedłużymy :D Nawet jeśli teraz nie czytam książek na Legimi (czytniku/telefonie), bo chcę przeczytać jak najwięcej ze swojej półki, to nadal Legimi to najlepsza inwestycja ostatnich lat. Serio. Dzięki niej udało mi się przetrwać BookAThon rok temu i wyrobić się ze wszystkim (na czytniku łatwiej mi się czyta etc.), mobilność to też duży plus, już nie muszę targać ze sobą tony książek, jak gdzieś jadę etc.
No i luby czyta więcej, bo na telefonie itp. :D
Nie widzę minusów, jeśli mam być szczera :D

Ja z Legimi korzystam na trochę innych warunkach, jako biblioteka w chmurze, więc pewnie sprawa wygląda inaczej. Jednak się cieszę, bo z jednej strony czekać w iście „prlowskiej” kolejce za Mrozem, a przeczytać od razu – dwa różne światy. Tylko szkoda, że nie mają kryminałów Agathy Christie i całości polskiej Marininy (która jest i tak dziwnie wydana w Polsce, bo nadal nie wszystko)

Podobało mi się, więc zeszło „l”. Mam taki fetysz, że kupuje książki w papierze, wrzucam na półeczkę, po czym czytam je w ebooku. Taka moja nerwica natręctw ;)