Kalendarz miesięczny Leuchtturm 1917 – recenzja

Już dwa miesiące „bawię się” tym kalendarzem, więc czas najwyższy na recenzję!

Nie jest to mój pierwszy produkt Leuchtturma. Trzeci rok z rzędu towarzyszą mi na biurku kalendarze właśnie z tej firmy i za każdym razem sprawdzam kolejny nowy format. W 2015 roku to był kalendarz tygodniowy z notatnikiem w rozmiarze Medium i Mini wersja bez notatnika, w zeszłym roku był tygodniowy kolumnowy A4, a teraz padło na miesięczny w miękkiej oprawie w kieszonkowym rozmiarze. I jest boski!

Leuchtturm monthly planner with notebook

O teorii pisałam już dawno temu.

W praktyce to faktycznie idealny kalendarz do pary z Bullet Journal. Jest mały, poręczny, a przez miękką oprawę nie zajmuje dużo miejsca. W notatkach nie zapisałam jeszcze ani jednej strony, ale pewnie kiedyś się to zmieni. Kratki na rozkładówkach miesięcznych są dość pojemne, więc spokojnie zmieszczą dwie informacje, takie jak czyjeś urodziny i wizyta gdzieś.

Jeśli miałby być jedynym zeszytem w zasięgu ręki – byłby za mały. 72 strony na 12 lub 16 miesięcy (zależy czy będziecie kupować kalendarz z nowym rokiem, czy poczekacie na obniżki, jakie teraz można zobaczyć już w sklepie Moleskine’a czy Leuchtturma) to niewiele, nawet na listy zakupów, spotkania czy dziennik. Jako uzupełnienie jest idealny. I na tym mi zależało.

B5 pewnie spisałby się już dla tych wymagających.

W sklepie LatarniaMola (gdzie nadal się zaopatruję…) jest aktualnie promocja i B5 kosztuje 6249 PLN, a mój A6 – 4433 PLN. Jeśli nie macie jeszcze kalendarza to koniecznie przejrzyjcie te, o których już pisałam i korzystajcie, póki jest promocja.

PS. W oficjalnym sklepie Moleskine’a trwa aktualnie Winter Sale i większość kalendarzy ma ceny o 30% niższe. Wysyłka do Polski to tylko 19 PLN. Obniżone są też ceny niektórych notatników i po cichutku się przyznam, że poszalałam i kupiłam ostatnio aż… 11. A podobno nie przepadam za tą firmą.

 

niedziela
05.02.2017
9
0

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Lubię czytać recenzje notatników, kalendarzy, lubię same produkty „macać”, otwierać, mieć, ale… Co ja mam tam zapisywać? Jak próbuję być z czymś regularna i punktualna to zazwyczaj mi wychodzi tylko przez tydzień lub dwa, potem stwierdzam że lepiej mi się żyje tak jak zawsze. Czyli – na spontanie albo wcale! :D Tak czy inaczej jeden swój notatnik Petera Paupera mam i używam, choć nadal rzadziej niż powinnam. Ale nie narzekam.

Tak jakoś wyszło ;x ale w końcu pastelowe Cahiery były w promocji i nie mogłam się powstrzymać. Parę Volantów do listów też obowiązkowo – te nowe mają wszystkie kartki wyrywane, więc bosko.

I kalendarz z Małym Księciem! jestem cholernie ciekawa jak się będzie prezentował na żywo, bo tych materiałowych okładek jeszcze nie widziałam na żywo.

Materiałowe są czadowe. Widziałam, macałam, śliczne. Gdyby nie to, że programowo nie kupuję Moleskinów, pewnie bym się skusiła :)

No ja też generalnie nie lubię, ale Cahiery są przepiękne, kocham te nitki. I Volanty do listów są okej (nie żal mi wyrywać kartek). Mały Książę jest dla przyjaciela :D no ale co pomacam, to moje. Jak wrócą na stan te z Harrym Potterem to już na pewno kupię. Nie wiem po co, ale kupię.

ja miałam tego materiałowego z Małym Księciem na 18 miesięcy, zapisałam jeden😜 bo odkryłam Bullet Journal i przepadłam. A papier tak nędzny, że nawet na notes się nie nada…

A po co Ci kalendarz, jak masz bujo?

Bo w BuJo mam tylko daily log i zadania głównie związane z pracą. A kalendarz, ten miesięczny, idealnie nadaje się na monthly log, jeśli mam coś, co powinno tam trafić (urodziny głównie, czasem jakieś wesele czy inne ważne daty), a ta część z notatkami przydaje się po prostu jako brudnopis, bo w BuJo bazgrania nie uznaję ;D poza tym mam potrzebę kupowania notatników i do każdego pomysłu mam nowy zeszyt, w sensie pamiętnik osobno, opowiadania osobno, powieść osobno, brudnopis do powieści to też jeszcze oddzielny zeszyt.

Ach, potrzebę tę mam i ja:) Ale kalendarzy już nie używam. Za to mam bujo-hybrydę, wszystkie sprawy długoterminowe, których nie chciałabym przepisywać do nowego notesu – mam w segregatorze.

A widzisz :D ja jeszcze nie mam biurka, a kalendarzyk malutki, zawsze obok BuJo, a jak wychodzę z domu to go wkładam do torby, i w razie czego mam i kalendarz i notatnik (no bo szczerze, temu bliżej do notatnika). Poza tym, przywiązałam się do Project Plannera i pewnie przy tym formacie kalendarza już zostanę (jest od listopada do końca lutego, więc mogę następny kupić w marcu, kiedy normalnie kalendarze są już na -30/-50%, hahaha, deal życia). A poza tym, chcę uzbierać pełną paletę kolorów z Leuchtturma, więc wiesz, każda okazja jest dobra :D

Segregator nosisz ze sobą? Czy leży w domu zawsze?