Leuchtturm 1917, kalendarz medium z notatnikiem – recenzja

Mojego kalendarza mogę używać już od zeszłego tygodnia i w końcu naprawdę jestem z niego zadowolona, chcę go prowadzić, chcę wszystko notować i zaznaczać, nawet takie pierdoły jak co leci za tydzień w telewizji (biorąc pod uwagę, że korzystamy tylko z kanału Cbeebies to nie jest to aż tak bzdurne), czy kiedy mój wpis leci na MyGracze (bo wiecie, że jestem tam redaktorką, tak?), oczywiście poza istotnymi rzeczami jak wykonana robota czy moje ukochane deadline’y.

Wydaje mi się, że mogę Wam już opowiedzieć o tym kalendarzu coś więcej, więc się szykujcie na recenzję.

20150104_214433

Leuchtturm 1917, kalendarz medium z notatnikiem, bo tak brzmi jego pełna nazwa – są jeszcze mniejsze rozmiary i wersja bez notatnika, z dniami rozłożonymi jak w wersji pocket, czyli tydzień na dwóch stronach, sobota i niedziela zajmują pola mniejsze o połowę niż inne dni (proporcjonalnie tak jak tutaj w sumie). Jest on dostępny w niektórych sklepach aż w szesnastu kolorach, więc każdy może znaleźć odcień dla siebie.  Ja zamówiłam turkusowy, a dostałam jasnoniebieski. Zdarza się, prawda?

W każdym razie, przejdźmy do konkretów.

Papier

Lekko żółtawy, z szarymi liniami, odznaczającymi się wystarczająco. Gramatura to 80 g/cm, czyli naprawdę w porządku. Piszę długopisem z grubą końcówką (1,6 mm) i jest naprawdę świetnie. Nie przebija na drugą stronę, dobrze się na nim pisze, linie są jak dla mnie idealne – 5 mm, a liniuszek widać bardzo fajnie.

20150108_010034

Okładka

Nie umiem Wam powiedzieć jaka to jest okładka, ani z czego jest zrobiona. Nie jest to papier, nie jest to też lniane, sztywne, pokryte powiedzmy czymś jak skaj – łatwo to umyć, ma delikatną teksturę, a jednak nie jest bardzo „miękkie” w dotyku. Nie wiem czy możecie sobie wyobrazić o czym mówię? Bardzo dobrze absorbuje naklejki, spokojnie możemy też czymś napisać markerem do płyt czy zwykłym długopisem (w zestawie z kalendarzem dostajemy jeszcze naklejki indeksujące, więc pisanie bezpośrednio po okładce zostawić można spokojnie fanatykom ozdabiania jednokolorowych okładek).

Bardzo ważne jest dla mnie, że jest ich tak wiele kolorów, od białego, po wściekły róż, zieleń i cztery odcienie niebieskiego – jedyny problem to wybrać ten idealny kolor.

Organizacja w środku

Widać większość na dużym zdjęciu powyżej, wolna jedna cała strona, zapełniona liniami, od góry do dołu. Przy poszczególnych dniach mamy tylko duży numer, małą czcionką dzień tygodnia oraz ewentualnie fazy księżyca i skrótowe nazwy państw, które oznaczają gdzie jest to dzień wolny od pracy. Nie jest to przytłaczające (malutkie literki na dole sekcji – chociaż oczywiście przy Nowym Roku wygląda to już dość pokaźnie).

Miejsca jest tak w sam raz, u mnie nie zostaje go zbyt wiele, a jeszcze korzystam z kolorowych karteczek post-it, na rzeczy, które mogą mi się przesunąć w czasie.

Ogólnie

Jestem bardzo zadowolona, kalendarz jest naprawdę lekki, wygląda pięknie, a jego wnętrze podoba mi się jeszcze bardziej z każdym tygodniem. Nie mogłam się doczekać, aż będę mogła zacząć w nim coś pisać, słusznie, bo staram się teraz notować nawet mniej istotne rzeczy, takie do zrobienia do słownie od ręki, bo przecież nie odłożę go za rok do szuflady kompletnie pustego – nie od tego jest kalendarz.

Nie spodziewałabym się, że będzie mi się tak dobrze pisało w zeszycie w linie – całe życie preferowałam kratkę, niemniej, wiem dlaczego tak się dzieje – bo tutaj ta linia jest naprawdę niska, szczególnie w porównaniu z notatnikiem Peter Pauper, który w końcu postanowiłam przeznaczyć na pamiętnik (i żałuję). Moje koślawe litery wolą być bardziej upakowane, bo wtedy tego tak nie widać.

Polecam, z całego serca polecam!


Bardzo przepraszam, po raz kolejny, za tę beznadziejną jakość zdjęć – szkiełko aparatu jest już tak porysowane, że nic lepszego nie dam rady zrobić.

czwartek
08.01.2015
10
2

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

ok. 50 zł, zależy o sklepu.
Więc nie jest tani, ale opłaca się, bo miejsca w nim sporo i wystarczy większości osób za i kalendarz i notatnik.

I właśnie tym stwierdzeniem, przekonałaś mnie do zakupu :D

Kupiony klasyczny czarny, a jakże. Niestety, kalendarz nie jest wyprodukowany w Niemczech, tylko na Tajwanie (sic!).

lepszy Tajwan niż Chiny. zainspirowana komentarzem zaczęłam Googlać i wyszło, że Leuchtturmy są takie same, bez względu na to, czy składane w Niemczech czy Tajwanie, a między Moleskine’ami z Chin a z innych krajów są duże różnice w kolorze linii o.O

jak Ci się sprawuje?

Yzoja, czas zainwestować w jakiś aparat. Rozbawiłaś mnie tym kanałem Cbeebies…
Co do kalendarza, to nie jestem w ogóle fanem takich rzeczy. Nawet nie pamiętam, kiedy korzystałem z tej, praktycznie niepotrzebnej mi do niczego rzeczy martwej. Cóż, każdy ma inne podejście do takich rzeczy. Oby służył należycie.

Będę kupować niedługo w końcu nowy telefon z porządnym aparatem ;) bo aż boli aktualnie, ale wiesz, święta, najgorszy okres w roku.

Służy świetnie! ;) Jeszcze dwa lata temu byłby mi zbędny (miałam co prawda, ale tylko po to, żeby raz na miesiąc wpisać tam datę wizyty u lekarza czy coś), ale teraz już sobie nie wyobrażam.

Cbeebies jest świetne, przy dzieciach to najlepszy kanał ;) najmądrzejszy z tych wszystkich dedykowanych dla małych dzieci ;)