Wcale nie potrzebujemy nieskończonej liczby sezonów

Obejrzałam ostatni odcinek pierwszego sezonu Westworld. Zapłakałam, gdy dowiedziałam się, że czekają nas jeszcze cztery sezony. The Big Bang Theory, mimo że już dawno straciło urok, będzie lecieć jeszcze minimum rok, Pretty Little Liars dopiero po siedmiu latach doczeka się rozwiązania najważniejszej zagadki. I co? Mam dość.

Nienawidzę rozciągniętej na siłę fabuły

No nie. Po prostu. Są dobre seriale, owszem, są seriale, które już się skończyły, a ja nadal tęsknię za ich bohaterami. Jest też jednak wiele takich, których sens już dawno się utracił albo takie, w których kolejny sezon był zbędny i tylko zepsuł odbiór całości. Przykłady?

Under the Dome — bardzo nam się podobało, podobno. Jarałam się jak wychodził drugi czy trzeci sezon, a cliffhangery na finałach mocno trzymały w napięciu. Ostatnie trzynaście odcinków to jednak totalna porażka, która sprawia, że serial jako całość nie zasługuje na ocenę powyżej 6/10. Barbie, w pierwszych odcinkach po prostu fajne ciacho, z czasem zaczyna działać na nerwy, a jego nieumiejętność gry aktorskiej kole w oczy. Poziom trzyma tylko Joe i Big Jim. Ale przecież sami tego nie uciągną. Fabularnie pomieszanie z poplątaniem, te intrygujące wątki ubite zbyt wcześnie i jeszcze otwarte zakończenie…

Pretty Little Liars — no nie przeboleję, przepraszam. Po co to ma więcej niż cztery sezony? Ja wiem, tak, dla kasy, bo dopóki jest oglądalność (a fabuła niestety wciąga), dopóty się sypią dolary, oczywiście. Tylko szkoda, że nie można tego było robić z sensem, tak, żeby mocno wkręcona społeczność mogła faktycznie bawić się w rozgryzanie fabuły, a nie spotykać kolejne dziury i niekonsekwencje scenarzystów. Zostało ostatnie dziesięć odcinków, oczywiście, że je obejrzę, ale to nie zmienia faktu, że mam już serdecznie dość. Nigdy nie zrozumiem transgender „A” i jeszcze uber-A nad tym wszystkim.

Hannibal — chyba już dorosłam do tego, żeby wrócić, niemniej, to serial, który po dwóch sezonach powinien się z klasą zakończyć. Zostawić te niedopowiedzenia i bohaterów w stanie zawieszenia. Byłoby pięknie. Do pierwszego odcinka trzeciego sezonu zrobiliśmy jedno podejście. Było ślicznie, ale od skoków po linii czasowej rozbolała mnie głowa. Teraz mam wielką chęć wrócić (fakt, że ten odcinek reżyserował jeden z twórców Darknet mocno pomaga), więc może zmienię zdanie, jednak decyzja o anulowaniu i głosy społeczności, że to bardziej studium reżyserskie niż intrygujący serial, mówią, że nie jest dobrze.

Przykładów mam w głowie jeszcze kilka, jak The Walking Dead, które porzuciłam po kilku odcinkach z Gubernatorem. Może to tylko kwestia Andrei, a może po prostu jakaś taka miałkość? Jeden Daryl nie może podtrzymać całego serialu przecież. The Big Bang Theory kiedyś było serialem dla geeków, ze specyficznym poczuciem humoru i uroczą nieudolnością w podrywaniu kobiet. A teraz? To romansidło bardziej dla pseudo-geeków, bo na widok Sheldona mdleją wszyscy, a faceci oglądają to już tylko dla Penny.

Boję się Westworld

Serial ogólnie rzecz biorąc mi nie podszedł. Rozwleczenie fabuły i jej rozwiązań do minimum pięciu sezonów to przesada. Finał pierwszego pokazał nam, że nadal mamy rękę w nocniku i na najważniejsze pytania nie dostaniemy odpowiedzi w najbliższym czasie.

Koncepcja serialu wydaje mi się okej, ale realizacja do mnie nie przemawia ani trochę, mimo obecności Jimmi’ego Simpsona. Są trzy fajne covery, jakieś pojedyncze intrygujące postacie, ale jako całość — nie potrafiłam się tym cieszyć, oglądałam, ale nie czerpałam przyjemności. To trochę dziwne, wiem, ale fabuła ma potencjał, więc czekam.


Jest kilka seriali, które mają sporo sezonów, owszem, ale wątki tam, te najważniejsze, zazwyczaj nie ciągną się dłużej, niż przez dwa sezony. Mistrzem jest zdecydowanie Agents of S.H.I.E.L.D., gdzie season finale i mid-season finale dostarczają odpowiedzi na najbardziej nurtujące nas pytania. Tak! To tempo jest idealne. Nie tracę zainteresowania, nie gubię wątków i zawsze chcę wracać po więcej, mimo, że sezony nie kończą się typowym cliffhangerem.

Chylę czoła przed twórcami, którzy umieją zrobić krok w tył i powiedzieć „hej, czas to kończyć, póki jest dobrze”. Do tego trzeba mieć jaja. Oczywiście, tęsknię za Misfits, bo formuła serialu pozwalałaby przecież na ciągnięcie tego w nieskończoność (cała obsada wymieniła się w czwartym z pięciu sezonów), czy Utopia, zakończona z klasą, z delikatną tylko furteczką, gdyby kiedyś chcieli coś jeszcze stworzyć w tym świecie. IT Crowd? To wcale nie było słabe, a też skończyło się po kilkudziesięciu odcinkach w pięciu sezonach.

Pytanie teraz brzmi: lepiej niedosyt czy rozczarowanie? Bo mi się podobno Under the Dome strasznie podobało, a przez słabą końcówkę już nawet tego nie pamiętam.

poniedziałek
02.01.2017
7
4

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

<3 o jejku, dzięki!

Trochę za dużo, co nie? Daj znać jak dokończysz ten sezon, czy Ci się podobało czy jedna czegoś brakuje :D

To prawda, niektóre seriale trwają zbyt długo i przez to tracą swoją wartość. Miałem taki przypadek z „Greys Anatomy”. Jarałem się jak cholera. Po którymś sezonie był spekulacje,że być może to ostatni sezon. No to się trochę zasmuciłem. Okazało się jednak,że nie,będzie dalej. I chyba to jednak niedobrze,że jest kontynuowany… Obecnie już mi ciężko idzie i powoli rezygnuję z niego. Pozdrawiam.

Westworld obejrzałam i mam takie samo zdanie jak Ty. Koncepcja fajna ale wykonanie nudne. Ma to być nowa Gra o tron, ponoć, ale jak dla mnie nie jest. Zresztą GoT też porzuciłam. Tasiemce serialowe kojarzą mi się z telenowelami i jak widzę 12 sezonów to aż mi słabo ;( Bez sensu to wszystko. Hannibala 3 sezonu nawet nie ruszyłam ;) Dla mnie drugi sezon kończy się idealnie.

GoT nie widziałam nawet jednej sceny ;D bronię się rękami i nogami, bo wszyscy się zachwycają, a ja totalnie nie mam ochoty (jest tyyyle dobra do oglądania!)

Ej no weź, TBBT ma mieć co najmniej 10. To nawet śmieszne nie jest. Mads Mikkelsen mnie jednak przekonuje, żeby zerknąć na ten trzeci. No i ten reżyser z Darknetu :x zrobię podejście, zobaczymy.

Westworld chciałam obejrzeć i pewnie to zrobię.
Kiedyś uważałam, że długi serial to dobry serial. Nie wiem, czy brało się to z tego, że moimi ulubionymi serialami były Z archiwum X (9 sezonów), Buffy, postrach wampirów (7 sezonów) czy CSI (średnio 11 sezonów), czy podświadomość mówiąca, że jeśli coś wytrzymało tak długo, to musi być dobre?
Dziś natomiast wiele oddałabym, żeby niektóre seriale skończyły się szybciej, ale dobrze (Kości, Pretty Little Liars, How I met your mother). Zbyt wiele robi się dla kasy.

Archiwum X – dobre, ale ostatnie dwa sezony już się z trudem ogląda. CSI i te wszystkie inne, dopóki sprawy są spoko, to się da oglądać. Fabuła zazwyczaj rozgrywa się w jednym odcinku i tylko jakieś pojedyncze wątki ciągną się w tle – wtedy te dużo sezonów tak nie wkurza.

PLL, no cholera. To już dawno sens traciło, ale przecież nie odpuszczę, bo tak blisko do końca. HIMYM darowałam sobie chyba po trzecim jakoś.

Otóż to, za wiele dla kasy. Ale fanom też się wydaje, że chcą więcej, bo się przywiązali do bohaterów. I błędne koło :/