Przyznam, że to dla mnie trudne słowo. Nie kojarzy mi się z jedną konkretną rzeczą. Z jednej strony myślę o sobie, o byciu otwartym na różne gatunki muzyki, filmów czy książek, z drugiej strony przychodzi otwartość w formie tolerancji, na przeróżnych ludzi, którzy mimo zupełnie odmiennego wyglądu czy przekonań, są naprawdę wartymi uwagi partnerami do rozmów.
Moją skrytą miłością w ostatnich latach są brandbooki, księgi znaków i ogólnie, pięknie sklejone PDFy, pełne naprawdę interesujących informacji, potrzebnych w mojej pracy.
Jak większość moich znajomych z Twittera pewnie wie, w czwartek byłam w Warszawie na koncercie Glass Animals, zespołu, który doczekał się nawet własnego wpisu tutaj w ramach nove love (czyli cyklu, który cały czas mam w planach). Glass Animals to brytyjski zespół, chociaż żyłam w przeświadczeniu, że są jednak z USA.
Hejt wylewający się na lewo i prawo, uszczypliwości i wywyższanie się – tak w skrócie wygląda większość mojego Facebooka i Twittera. I nie chodzi już nawet o to, jakich ludzi mam w znajomych, czy że pojawiają mi się aktualności z Kwejka czy 9gag. Nie.
Coraz bardziej jestem zdeterminowana, żeby zacząć pisać jakieś opowiadanie. Zarys mam lekki w głowie, pewnie nie jeden. Główną moją rozterką na samym starcie jest to, czy pisać normalnie w zeszycie, moim ukochanym czarnym długopisem, gdzie ponumerowanych kartek nie będę mogła wyrywać ani specjalnie kreślić – bo jak to potem wygląda.
Byliśmy wczoraj na IEM, z grupką znajomych, bez biletów (bo nie udało nam się kupić) ale wstęp wolny generalnie, choć wiadomo, trzeba stać w kolejce. Ale ja nie o tym, a przynajmniej nie do końca. Wielu ludzi, różnych, w większości sobie nieznajomych, w jednym miejscu, w jednym celu.