Odgrzebywanie staroci

Zdarzają się Wam takie dni, kiedy macie ochotę zakopać się wśród staroci? Pamiątek, rzeczy, które były dla Was ważne X temu, a teraz tylko leżą i się kurzą? Mnie tak naszło właśnie ostatnio. Odkopałam swój stary i sponiewierany zeszyt, którego zapełnianie zaczęłam w 2006 roku. 

Miałam około czternaście lat, gdy zaczęłam pisać. Z początku miało to być fan-fiction, ale już po dwóch kartkach w mojej głowie zaczęła się tworzyć zupełnie inna historia. Pisałam więc. Z początku szyfrem, który zobaczyć możecie na zdjęciu powyżej. Tak powstał pierwszy zeszyt, pierwsze osiemdziesiąt stron. Prawie każdej nocy przed snem pisałam, przy świetle ulicznych latarni świecących mi po oknach, by nie budzić reszty domowników. Trwało to równe trzy lata, powstało pięćset stron z małym hakiem, rozłożone na trzy zeszyty, z których tylko jeden jeszcze żyje, choć i tak nie w komplecie. Z pierwszego zostały mi dwie kartki, w drugim brakuje pierwszych trzydzieści, a trzeci przepadł bezpowrotnie, z tym najsmutniejszym zakończeniem na świecie…

Odkopałam więc ten środkowy, cały podarty, bez przedniej i tylnej okładki, popisany piórem, pełen rysunków i tytułów piosenek. Coś jak pamiętnik, gdzie swoje radości i frustracje przelewałam na bohaterów. To było świetne uczucie, zagłębić się w to wszystko po chyba pięciu latach. Nie jest to dzieło wybitne, ale nadal sprawia mi przyjemność. Wiele rzeczy bym poprawiła, szczególnie „kocham cię” padające średnio co półtorej strony, ale i tak, myślę, że po lekkim liftingu mogłoby się to spodobać paru ludziom.

Ta powieść to część mnie, pomagała mi szczerze przetrwać gimnazjum i pierwszy rok w liceum. Była moją odskocznią, powodem do radości nawet w najbardziej dołujący dzień.

Wracając jednak do głównego tematu, siedziałam wczoraj i czytałam. Nie pamiętałam połowy rzeczy, przeżywałam to wszystko od nowa i myślałam o tym, jak wiele z tego, co pisałam faktycznie się później zdarzyło, jak wiele rzeczy potrafiłam sobie wyobrazić zgodnie z prawdą, jak wiele zdań bym tu nie zmieniła. Tak, jest w tym trochę samouwielbienia, z drugiej strony, czy to źle być wciąż zadowolonym ze swojej pracy sprzed prawie dziesięciu lat?

Historia tam opisana wydaje mi się dobra i ciekawa. Nie będzie tak spektakularna, jeśli zacznę ją od nowa (bo mam już tyle lat ile mam), ale nadal powinna się podobać, czasem rozbawić, czasem złapać za serce, czasem wycisnąć łzy. Może właśnie nadszedł czas, by spróbować to napisać od nowa, tylko lepiej? I odtworzyć ten ostatni zeszyt…

Uf. Wygadałam się. W zasadzie nie jestem specjalnie sentymentalną osobą, ale lubię wracać w szczególności do starych zeszytów, nawet szkolnych, z matematyki czy polskiego, bo na marginesach czy na końcu można znaleźć sporo skarbów. Stare pamiętniki to już w ogóle kopalnia uczuć i wspomnień…

Macie jakieś takie swoje zeszyty pełne skarbów i wspomnień? Pudełka z listami, biletami, czymkolwiek?


Ratatat – seventeen years
A Perfect Circle – 3 libra’s

piątek
24.07.2015
55
0

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Po pierwsze – A Perfect Circle – 3 libra’s aaaa, wielbię i to moje wspomnienie sprzed kilku ładnych lat! Mam swoje pudło z listami, pamiątkami i często się w nich zakupuję i wracam :)

Ubóstwiam tę piosenkę. Nadal ma specjalne miejsce w moim sercu. To nadal theme song tej historii. Och.

Powroty są wzruszające, prawda?

Mam dzienniki/pamiętniki/zapiski z podróży, jakieś opowiadania, nawet wierszydła się znajdą. Czasem jak sprzątam w jakiejś zapomnianej szufladzie to wpadnę na jakiś i sobie przypominam, jak to było. Sporo z tych zapisków wyewoluowało w pełne teksty gdzieś publikowane, chociaż zdecydowana większość cały czas spoczywa gdzieś w czeluściach mojego szufladowego mordoru ;)

Owszem, mam takie chwile :) Mam swoje pudełko z przeszłości. Z pamiętnikami, listami pisanymi odręcznie przez przyjaciół i „narzeczonych”, parę wyjątkowych zdjęć, zeszyt, do którego wpisywali się znajomi ze szkoły i kilka osobliwych drobiazgów. Dawne czasy…Uwielbiam do nich czasem wracać :)

Fajne takie odgrzebywanie przeszłości. Moje starocie leżą sobie bezpiecznie na strychu w domu rodzinnym. Tylko aż strach mnie bierze, co będzie jak dorwą się do nich kiedyś moi synowie :) A ile tam listów … miłosnych zazwyczaj do dawno przebrzmiałych miłości a właściwie od :D

O kurczę, listy miłosne, to musi być fajna sprawa :D i fajne czasy, że to było w użyciu :>
Jeśli chodzi o pamiętniki czy listy to bardzo sobie cenię prywatność, jakieś fragmenty komuś czasem może tak, ale żeby dać całość do czytania to nigdy. To wszystko za bardzo osobiste.

Pamiętam jak znalazłem kiedyś swój pamiętnik sprzed kilkunastu lat. Czytanie historii o których się dawno zapomniało jest tym bardziej ekscytujące, bo dotyczyło to nas i naszych emocji towarzyszących tamtym czasom. Emocji i zdarzeń, których w 70% nie pamiętałem.

Moim największym skarbem jest pamiętnik z drugiej klasy podstawówki – ten, w którym wszyscy z klasy wpisywali śmieszne wierszyki na pamiątkę i rysowali :) Pamiętnik z czasów gimnazjum też mam, ale nie prowadziłam go regularnie, pisałam bzdury, więc nie jest czymś, czym można się pochwalić ;)

Każdy pisał bzdury :D pytanie tylko, czy lubisz do tego wracać? Druga klasa podstawówki? Wow, to musi być niezła pamiątka.

Miałam kiedyś skrzynkę z listami, pocztówkami, które dostawałam. Do tego Złote Myśli, jakieś rysunki, brudnopisy. Właściwie to nie wiem, co się z nimi stało. Pewnie gdzieś skończyły w piecu, jak się wyprowadziłam z domu. W sumie, trochę szkoda.

Ja listów wcześniej nie pisałam, dopiero teraz, mam specjalne pudełeczko gdzie składam wszystkie ;)
Nic Ci nie zostało z tamtego okresu?

Zeszyt rzeczywiście mam! Może wieczorem go poczytam i również się pośmieję.
Chyba jestem sentymentalna. Trzymam listy, kartki kolekcjonuję. Lubię wracać do wspomnień. Najczęściej przeglądam albumy.
Yzoja, jak tu pięknie! Dawno nie zaglądałam do blogów (miałam pod opieką 2 kochane szkraby i po raz pierwszy wakacyjną poprawkę- zdałam) i aż otworzyłam buzię ze zdziwienia. Gratuluję przepięknego bloga! :)
Pozdrawiam cieplutko! :)

Trzymam swoje 15 czy więcej dzienników pisanych w latach nastoletnich, czasem do nich wracam z bratanicami, żeby się pośmiać z tych wszystkich głupot ;) Kiedyś trzymałam też jakieś piosenki pisane po „angielsku” z czasów, gdy miałam 12 lat czy wszystkie możliwe zeszyty do polskiego. Po generalnych porządkach zostawiłam sobie jeden, taki ze szczególnie ocenionym wypracowaniem pisanym trzynastozgłoskowcem ;)

Pośmiać z głupot? No co Ty :D

Ja pamiętniki mam chyba ze dwa jeszcze, ale nigdy przenigdy nie dałabym ich komuś innemu do czytania.

O, o, no właśnie. Ja kiedyś odgrzebałam moją szczególnie ocenioną pracę z polskiego i tu ją wrzuciłam, żeby nie zginęła. http://yzoja.pl/alegoria-zazdrosci/

Złote myśli to też super sprawa! Ja niestety żadnych już nie mam ;( a w podstawówce robiło się tego sporo. Takie z cytatami czy z wpisami i pytaniami?

Cytatowe miałam chyba ze dwa, a tych z pytaniami to masę, niektóre miały ponad 100 pytań ;D haha, ale to dawno temu, tylko w podstawówce to jakoś żyło. U Was dłużej?

Dobrze jest wrócić do przeszłości, dzięki takiemu zeszytowi. Osobiście nie mam takich zeszytów, ale mam listy, karteczki pisane w szkolnych ławkach. Teraz wolę pisać na komputerze, ale i tak często sięgam po notatnik.

Segregator, łał ;D to z daleka brzmi ładem i porządkiem. Ja próbowałam, ale się nie udało, mam więc koperty w pudełkach.

U mnie kopert A4 używam do segregacji dokumentów m.in. rachunków i umów. Każdy ma własny sposób na ład i porządek, a ja mam taki, co mi odpowiada.

Logiczne ;) wiadomo, że każdy ma swoją metodę, ja do segregatorów robiłam podejście, ale nie wyszło. A koperty maksymalnie normalny rozmiar, ale najczęściej takie malutkie, mniejsze niż A6. Super wyglądają wypchane kartkami :)

Miałem. Ale jak zacząłem czytać te wypociny, to poczułem takie zażenowanie, że wywaliłem. Od czasu studiów piszę głównie na komputerze a w zeszytach albo dziennik (do wyrzucenia po zapisaniu całego), albo jakieś szkice i plany, które też potem wywalam :)

Przyczyny pisania są różne. Czasami coś z siebie wyrzucić, czasami coś zapamiętać, czasami po prostu dla samego szlifowania języka i treningu ręki. Jednak po zapełnieniu zeszytu (częściej jakiegoś starego kalendarza ) okazuje się, że lepiej, żeby nikt na to nie trafił i po prostu wrzucam :)

A to nie lepiej do pudła, gdybyś chciał do tego wrócić? Czy nie jesteś sentymentalny jeśli chodzi o takie rzeczy?

Juz nie jestem. W pewnym momencie zdalem sobie sprawe, ze nie ma i juz nie bede mial na to czasu. Zycie jest coraz szybsze. Nie mam czasu na regularne pisanie a co dopiero czytanie czegos, co i tak nie ma juz znaczenia. A od pamietania mma zdjecia :)

Już nie. Staram się podchodzic praktycznie. Mam za male mieszkanie, ze trzymać jakies graty z sentymentów. A dzienniki, poza samym procesem pisania, nie wnoszą do mojego życia żadnych wartości. Na poważnie będę je pisać, kiedy juz będę sławny i będzie na to zapotrzebowanie :)

Też mam taką powieść i stertę różnych dłuższych opowiadań. Pamiętam jak rok temu czytałam to wszystko i zachwycałam się :D Cudowne wspomnienia :D

Pierwsze z podstawówki były mocno inspirowane Harrym Potterem, ale w żeńskiej wersji :D Później była książka o wampirach inspirowana książkami Anne Rice. Były też opowiadania sf o nowych ziemiach i było jedno o chorej psychicznie dziewczynie, która próbuje radzić sobie ze swoim smutkiem, lękiem. Pamiętam też króciutkie opowiadanie o dziewczynce, która chciała zmienić świat słowami. :D

Może ja zwiozę je z Mazur, to zeskanuję i wrzucę na bloga :D Przynajmniej te krótsze opowiadania :D

Szyfr odszyfrowałaś? Ja bym już w życiu nie pamiętał kodu po tylu latach…

Ja miałem ze dwa podejścia do książki (tej samej, napisałem w sumie coś w stylu roboczej notatki z historii świata przedstawionego, coś, co mogłoby być pierwszym rozdziałem i coś, co mogłoby być jakimś rozdziałem ze środka, albo opowiadaniem w tym samym uniwersum, bo było średnio związane z główną fabułą), co ciekawe sporą część napisałem na kartce, żeby potem przepisać na T9 z Nokii 6300, a dalszą na E71. Pokazałem swojej polonistce z gimnazjum, spodobało jej się. ;)

Do tego będzie jeszcze kilkanaście opowiadań, mniej lub bardziej udanych, z których większość pewnie przepadła bezpowrotnie, bo była na jakichś luźnych kartkach – na szczęście te najlepsze elementy mam zdigitalizowane od początku.

Kurcze, jak tak teraz wracam myślami do tych czasów to podziwiam sam siebie za to, że chciało mi się pisać, że nie zważałem na warunki, na zmęczenie, na brak światła (zdarzało się pisać przy pojedynczej świeczce), na brak czegoś nawet w 5% tak wygodnego, jak klawiatura w moim obecnym ThinkPadzie (z najwygodniejszym układem klawiszy na świecie), po prostu siadałem i nie mogłem wytrzymać, żeby nie przelać wytworów mojej wyobraźni na papier. Potem niestety się to rozmyło, praca, coraz mniej czasu, internety, i mimo tego, że teraz zapewne piszę wręcz sporo więcej, niż w tamtych czasach, to 90% tego to bezproduktywne komentarze na Fb, rozmowy na ircach czy komentarze na blogach na kilkaset a nawet kilka tysięcy znaków, jak ten właśnie. Kurna, mógłbym się wreszcie wziąć za siebie i zreaktywować swojego bloga, brakuje mi takiego miejsca, gdzie mógłbym zostawić po sobie bardziej trwały ślad niż na fejsie czy co gorsza ircu, które byłoby moje, w którym bym mógł pisać o czym chcę…

A do papieru nigdy nie miałem sentymentu. Znaczy jasne, książki ponad wszystko, w życiu nie zrezygnuję ze swojego rytuału odkładania świeżo skończonej lektury na półkę z przeczytanymi pozycjami, ale pisanie… długopisem… nie, nigdy tego nie lubiłem, nie z moją dysgrafią, przez którą umiem pisać jedynie drukowanymi literami, bo z pisanych wychodziły jedynie arabskie znaczki (i szło mi to 5 razy wolniej, niż pisane i 20 razy wolniej, niż na dobrej klawiaturze).

No nic, szkoda dłużej pisać, GTD, wysyłam wtyczkę do repo i siadam do pisania wpisu na mojego nieistniejącego bloga o tym, jak to fajnie byłoby mieć bloga, może go kiedyś opublikuję, notatnik w chmurze to nie kartka żeby zaginęła bezpowrotnie. :)

Szyfr ten wymyśliłam jak miałam jakieś 10 lat, na pewno jeszcze w podstawówce. Pokazałam go paru osobom, służył więc do pisania ściąg i liścików w trakcie lekcji. Zapominałam go wiele razy, ale za każdym razem udawało się go odzyskać w całości – do dziś nie zapomnę, jak kiedyś nie mogłam sobie przypomnieć F i kiedyś w środku nocy mnie olśniło, więc wstałam, zapisałam, poszłam spać dalej ;) Miałam problem z pisaniem drukowanymi literami, bo gdzieś w okolicach czwartej litery mój mózg przełączał się na pisanie szyfrem, to dopiero było :P
Nie mam więc problemu i chyba już nigdy mieć nie będę, jakieś 6 lat używania go praktycznie codziennie wbiło go dostatecznie w mój mózg.

Pisanie na telefonie to nie była moja bajka, tzn, tak, pisałam kiedyś i po sto SMSów dziennie, ale szybko jakoś mi to przeszło. Wolałam zawsze zeszyty i długopisy, zostało mi to do teraz. Miałam zawsze całe sterty notatników kupionych tylko dlatego, że były ładne.

Pokażesz coś? ;)

Na szczęście się aż tak nie zapuściłam, mniej lub bardziej regularnie piszę pamiętnik, piszę też listy i wysyłam tradycyjną pocztą, choć oczywiście, większość treści to nadal blog, komentarze i Twitter, bo Facebooka używam raczej sporadycznie, generalnie wrzucając linki tu. Chociaż nadal wydaje mi się, że więcej bym pisała, gdybym mogła w nocy wziąć laptopa i zacząć pisać, zamiast włączać mojego stacjonarnego bydlaka. Ale pewnie mi się tylko tak wydaje, więc będę teraz próbowała tworzyć w notatniku, który sobie specjalnie kupiłam pod jedno konkretne opowiadanie.

Bierz dupę w troki i pisz! Nawet raz na miesiąc, ale pisz, niech to miejsce jest, niech Cię motywuje ;)

O cholercia, to ładnie. 😃

Z SMS-ów też już jakoś wyrosłem. 😉

Heh, może… sam nie wiem. *rumieni się* 😊

Listy… kurczę, chyba nie wiedziałbym, o czym pisać, jakbym miał z kimś pisać. Ale to pewnie sporo zależy od osoby, może jakbym się wkręcił i jakby druga strona jakimś cudem dała radę mnie rozczytać… za to namiętnie wysyłam pocztówki. Z praktycznie każdego wyjazdu leci co najmniej kilka (ostatnio na Jarocinie niestety się nie wyrobiliśmy z wypisaniem, więc powypisywaliśmy je z Len bezpośrednio po powrocie do Wawy, oznaczkowaliśmy, potem spakowałem wszystkie w kopertę i wysłałem priorytetem do ludzi, u których na podwórku się rozbiliśmy na czas festiwalu, ale to są wyjątki, zazwyczaj wyrabiam się z wysłaniem ich przed wyjazdem z miejscowości 😜). Pocztówki są fajne i pocztówki rozumiem, nigdy nie mam problemu żeby coś na nich napisać fajnego dopasowanego do odbiorcy no i sam lubię też zbierać pocztówki z różnych swoich czy znajomych wyjazdów (chociaż niestety dość mało osób mi je wysyła). Co do tego, że więcej byś pisała… faktycznie masz rację – wydaje Ci się. Jak dowodzi mój przykład z poprzedniego komentarza, warunki tylko warunkami a złej baletnicy, to chęci, motywacja i samozaparcie się liczą.

Jest plan. 😃

Poka poka! ;) no weź, mi nie pokażesz?! (xd lol)

A mnie pocztówki nie ryrają :( ale możesz podrzucić adres, to będę wysyłać jak trafię w jakieś fajne miejsce. Listy są świetne, zdarzyło mi się pisać z moją nauczycielką ze studiów, w której się podkochiwałam, cudowna sprawa ♥
Wymówki są najlepsze, sto lat temu pytałam ludzi o poradę, czy lepiej pisać w Google Docs czy na papierze i co? Napisałam jedno zdanie w tych docsach. Jedno. I to w dodatku naprawdę słabe.

Czekam na efekty tego planu!

Zachowały mi się wszystkie, w sumie nadal coś piszę :) Lubię tworzyć nowe metafory i połączenia wyrazowe, czasem nawet w prozie uda mi się coś wpleść z wiersza :) Mam cały notes wypełniony wierszami od czasów podstawówki. A T9 nie było moim zmartwieniem, po prostu je wyłączałam :D

Gratuluję nadal lubienia swojej starej twórczości, ja takie zeszyty/luźne kartki zamykam i chowam po połowie strony z zażenowania. Ostatnio odgrzebałam jakiś dziwny załącznik sprzed jakichś dziesięciu lat na mejlu i okazał się beznadziejnym fanfikiem. Może kiedyś urządzę rytualne spalenie tego wszystkiego.

Parę rzeczy mnie tam oczywiście wkurza, anegdotki rodem z „Chwili dla Ciebie” czy właśnie te nadmierne wyznania miłości, ale jako całość jest nieźle.

Dziwny załącznik ;D brzmi dobrze. FF w jakim świecie? :D
Ej, czemu spalić ;( stracisz to na zawsze. Schowaj w pudle, wynieś w bezpieczne miejsce, a nuż kiedyś będziesz chciała do tego wrócić.

Też w gimnazjum uciekałam w pisanie i też wyszła z tego ładna liczba stron… ale gniota jak nie wiem. Jakieś magiczne dziewczynki i ich zupełnie nieprzemyślane przygody, za to zachowały się w całości.

Zaczęłam też kiedyś pisać coś o jakichś nadprzyrodzonych mocach, ale tylko do tego romansidła miałam serce ;D wracasz do tego czasem?

Raczej nie. Mam kilka pozaczynanych opowiadanek, ale nic wartościowego. W dzieciństwie przeceniałam swoje umiejętności i kreatywność, pewnie na tle pustaków z gimnazjum. Teraz widzę, że to było naprawdę słabe.