Roszczenie sobie praw do społeczności

Trochę mnie ostatnio irytuje internet i ludzie w nim, na Twitterze, na Facebooku czy na blogach, zewsząd lecą fale hejtu, tylko dlatego, że coś nie jest takie jak powinno być według utopijnej wizji, gdzie tylko jedna osoba czy grupa ludzi ma racje i wie jak coś zrobić najlepiej, a nie wie.

Brzmi groźnie, więc teraz spójrzmy co konkretnie mnie wkurza.

Mamy na Facebooku

Temat rzeka. „Nikt nie chce oglądać zdjęć Twoich dzieci na Facebooku”. Czy ja wiem czy nikt, skoro zbieram te kilkanaście lajków, zazwyczaj więcej niż pod innymi zdjęciami?

Facebook to miejsce, gdzie jakby nie było, większość moich znajomych to rodzina bądź ludzie ze szkoły. Dlaczego więc to nie ma być miejsce na zdjęcia małych dzieci? Nie interesuje Cię, to odznacz obserwowanie. Ja tak zrobiłam i przewija mi się może dwójka dzieci, ładnych, gdzie matki robią sensowne zdjęcia – czemu nie? Twitter to nie target na takie rodzinne zdjęcia, jasne, wiem.

Oczywiście, ważną kwestią jest JAKIE to są zdjęcia, bo są zdjęcia, które nie wyrządzą krzywdy Twojemu dziecku i są takie, za które potomek będzie chciał zamordować swoich rodziców, o tym jednak powstało już z dziesięć wpisów, nie będę się więc rozwodzić. Najważniejsze robić zdjęcia „z głową”, żeby dziecko było czyste i ubrane. Ja akurat nie widzę nic złego we wrzucaniu zdjęć z twarzą dziecka, wiele osób ma jednak obiekcje, pewnie w ich odczuciu tak samo sensowne jak ja myślę o tych, które wrzucam.

Przegięciem jak dla mnie są informacje o pierwszej kupie czy siadaniu na nocnik – to coś co zostawiasz dla siebie, jak chcesz, powiedz rodzinie przez telefon, ale nie pisz publicznie. Albo wyjdź na fora, gdzie Twoja wiadomość zniknie w stosie setek podobnych.

Koniec Twittera

Pewna grupa ludzi uważa, że Twitter się kończy. Bo nie ma już rozmów na poziomie, bo każdy rozmawia z kim chce i o czym chce, bo najpopularniejszym tweetem dnia jest czasem zwykłe „dzień dobry” ze zdjęciem, a sporą liczbę Retweetów zbiera śmieszne zdjęcie. Mnie to pasuje. Jest wesoło, jest to miszmasz, jak na Blipie. Rodzinna atmosfera, codziennie dyskusje na inny temat. Świetnie!

Prewencyjne banowanie

Na Twitterze szczególnie to widać. Ludzi, którzy wręcz chwalą się tym, że dali komuś bana, bo… no właśnie? Czasem dlatego, że ktoś ma dziesięć lat. Nie wszedł z Tobą w żadną interakcję, nikogo nie obraził, napisał tweeta o treści „cześć”, ale już, trzeba zacząć szczuć, bo jest za młody. A Twitter tak naprawdę nie ma ograniczenia wiekowego. Jest polityka prywatności, mówiąca o tym, że dziecko poniżej 13 roku życia nie powinno publikować żadnych informacji o swoim życiu prywatnym oraz aplikacja na Twitterze ma ograniczenie na zasadzie „za zgodą rodzica”. Nie wiem więc jaki niektórzy mają problem, skoro może taki uczeń podstawówki ma ochotę obserwować firmy robiące sprzęt komputerowy, gry czy ulubionych youtuberów…

Druga sprawa, to ludzie, którzy banują bo… ktoś gdzieś kiedyś kogoś obraził, komuś ubliżył, a ja się nie zgadzam z tym i po prostu, klikam. Jeśli mnie osobiście ktoś nie zaszedł za skórę, to po co? Jasne, można sobie zrobić 'mute’ na kogoś, kogo nie chce się widywać, sama z tego korzystam, ale nie widzę sensu dawać komuś bana, bo po prostu uważam, że pisze bzdury. Może tam sobie założyć konto każdy. Może mi się nie podobać co ktoś pisze, super. To ignoruj, a nie chwal się, że rozdałeś/aś już 300 banów, bo to nie jest powód do dumy.

Upadek blogosfery

Tylko ja i moich dziesięciu blogerów-przyjaciół znamy się na blogowaniu, wy się nie znacie. Skończcie pisać, bo psujecie ogólną renomę blogosfery.

Jeśli Ty masz prawo prowadzić bloga o … [wpisz cokolwiek] to tak samo osoba Y może sobie prowadzić brzydkiego bloga kulinarnego albo pamiętnik. Blog to ma być Twoje miejsce, Twoje własne, ułożone według tylko Twojej wizji. Chcesz pisać o seksie, pisz, chcesz pisać o drzewach, czemu nie! Nawet jeśli piszesz do ściany i nikt Cię nie czyta, nikt nie może powiedzieć, że coś robisz źle i nie nadajesz się w ogóle do prowadzenia bloga, bo cele mogą być różne. Niektórym chodzi o kasę, niektórzy piszą bo lubią, niektórzy chcą się z czytelnikami podzielić swoją wiedzą, a część pisze, bo chce poznać Wasze zdanie na jakiś temat.

Proszę więc, nie rośćmy sobie praw do jakiejś społeczności tylko dlatego, że wydaje nam się, że wiemy najlepiej do czego ona służy. Bo tak nie jest. Zawsze możesz zrobić swój internet, z blackjackiem i dziwkami.

dad

niedziela
02.08.2015
16
0

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Yzoja zawsze tak było, nawet jak internetów nie było na świecie! Miałeś glany? To dostałeś przy pierwszej okazji w dziub od skinheada. Na przykład :) Po prostu brak akceptacji i przyzwolenie na wolną wolę przeniósł się do Internetu, kiedy ten powstał.

Nietolerancja i roszczenie sobie praw do społeczności to jeszcze nie to samo, chociaż może faktycznie korzenie są w tym samym miejscu. Bo nietolerancji nadal wszędzie pełno.

Ja odniosę się do banów, ale na na TT, ale na FB. Zdarza mi się banować osoby, które nie weszły ze mną w żadną interakcję, ale tylko jeśli ich tablica jest falą nienawiści do jakiejś grupy osób, a ja przypadkiem na nią trafię.

Świetnym przykładem są uchodźcy. Jeśli ktoś się wypowiada kulturalnie (niezależnie po której jest stronie) to nic mi do tego, ale jak – jakimś cudem – trafię na osobę, która ma zawaloną tablicę tym, że życzy im śmierci to profilaktycznie banuje, bo nie chcę go nigdy spotkać w sieci. Rzadko to się zdarza, ale czasem tak bywa.

Właśnie niedawno myślałam nad blogosferą. Tych blogów jest tyle, że nawet nie wiem, czym można się wyróżnić. Mam wrażenie, że wszystko już było. A nowe blogi to po prostu misterne kopie pozostałych.

Omijają mnie atrakcje Twittera bo nawet nie wiem, jak to działa. Mój rozwój technologiczny zrobił jeden tylko skok- z GG na FB ;-p Z innymi….’nie wiem, nie znam się, zarobiona jestem’. I w sumie jak widać wychodzi mi na dobre.
Kiedyś przeszkadzało mi więcej rzeczy. Teraz te rzeczy po prostu olewam. Staram się wykorzystać portale społecznościowe do rzeczy a) wartościowych b) budujących c) zabawnych

Pisać każdy może. Najlepsze jednak są teksty matek, które rzekomo nie pokazują twarzy dziecka, a za chwilę widzimy córkę/syna na pięciu kolejnych zdjęciach. Odnośnie dzielenia się prywatnymi rzeczami z życia dziecka – brak słów. Ciekawe, czy osoba pisząca chciałaby przeczytać takie coś o sobie. Myślenie nie boli :)
Na temat Twittera się nie wypowiemy, bo jesteśmy tam bardzo mało.

No ja przyznaję bez bicia, że wrzucam czasem zdjęcia dzieci na bloga czy Facebooka, ale raczej są takie z sensem, że nie ma się czego wstydzić czy z czego śmiać.

Macie konto na Twitterze w ogóle?

Nie chodzi już nawet o sam hejt, tylko o ludzi myślących, że świat kręci się wokół dokładnie tej wizji, jaką mają oni :-) denerwuje mnie nagonka po prostu, na ludzi, którzy nie pasują do schematu.

Mocne, ale zdecydowanie trafne opisanie tych poszczególnych sytuacji. Najbardziej mogę dopisać się do upadku blogosfery, gdyż kiedyś myślałem, że do pisania się nie nadaję. Dziś zaś nie zwracam na to uwagi, bo wiem, że pisanie jest dla mnie jak powietrze – niezależnie od ilości błędów i złej interpunkcji, gdyż nawet najbardziej znani blogerzy robią błędy.

Najważniejsze, to żeby robić co się kocha, nie zważając na to, że ktoś twierdzi, że się do tego nie nadajemy. Trzeba próbować, żeby być coraz lepszym.

No, ludzie strasznie lubią robić problemy ze wszystkiego.
Zdjęcia dzieci na fejsie – no problem. Tylko proszę bez kupki, zwłaszcza kiedy jem.
Twitter się kończy? No chyba mamy na myśli innego Twittera. To tylko w Polsce był on traktowany jako niezrozumiale poważne narzędzie polityczne. Popieram to co napisałaś – zdecydowanie lubię lajtowe, zabawne i ładne tweety.
A o blogerach moje zdanie znasz :)

No tak, ale po takiej kupce dajesz jeszcze mamie szansę czy prewencyjnie zostaje wyciszona? :D
Podobno we Francji też był super politycznym medium z kategorii „ą / ę”. Dla mnie Twitter zaczął istnieć dopiero jak zabili nam blipa, więc dla mnie to po prostu zamiennik – masa ludzi się tam przeniosła i dalej pisze.