ŚBK: przykurzątka, czyli książkowe wyrzuty sumienia

Z książkowym regałem jestem w miarę na bieżąco, ale skoro w ŚBK mamy na ten miesiąc temat o Przykurzątkach, to czas się przyjrzeć czym tak naprawdę jest moje „w miarę na bieżąco”. Czyli przegląd biblioteczki i tytułów, które czekają na swoją kolejkę trochę zbyt długo.

Książki papierowe

Polecimy od samej góry biblioteczki.

P_20160320_150813

Kiedyś wpadłam na pomysł, bo poukładać na półce książki alfabetycznie po autorach, tym sposobem obok przeczytanego kilka razy Johna Bellairsa i książek Frances Burnett mam Herbie Brennana i serię Wojny Duszków.

Pierwsze trzy części tej sagi czytałam w podstawówce lub na początku gimnazjum i pamiętam, że mi się podobały. Około dwa lata temu kupiłam Wyprawę Wielkoduszka, czyli piątą i ostatnią część, bo była w koszu z przecenami w Matrasie za 5 zł. Żal było nie przygarnąć. Gdzieś w okolicach wakacji zeszłego roku udało mi się upolować używane części od pierwszej do czwartej. Kupiłam! I mam cały komplet.

Nie kurzą się one jakoś bardzo – pierwszy tom zaczęłam czytać dzieciom wieczorami, ale aktualnie gdzieś on zaginął, dlatego też nie ma go na zdjęciu. Odszukam i dokończę, obiecuję!

P_20160320_150845

Patrząc od lewej – Zielona Mila, przeczytana dawno temu i Księga Wiedzy Czarodziejskiej, coś bardziej jak słownik, ale zaliczony w całości.

Dalej mamy nowe nabytki z wymiany książkowej ŚBK, która odbyła się nieco ponad miesiąc temu. Jedną już zaczęłam (Wielką Inwersję, której tu nie ma), więc też tak szczerze – kurzą się? Jeszcze nie bardzo.

P_20160320_151051

Lolita – kupiona ponad rok temu, wydanie kieszonkowe z literkami tak malutkimi, że odechciewa się od razu po otwarciu pierwszej strony. Często jednak myślę, żeby to wreszcie przeczytać, więc pewnie lada moment się z nią zmierzę.

Trzeci klucz – kilka tygodni temu skończyłam Czerwone Gardło, a Nesbo nie umie u mnie na półce za długo leżeć nieprzeczytany.

Zabójczy spokój – poprzednia powieść autorki (Martwy Punkt) była wielkim wyzwaniem pod kątem mojego założenia, że nie porzucam książek. Moja cierpliwość i granice tolerancji błędów i kretynizmów zostały wystawione na wielką próbę. Ale przebrnęłam i samo rozwiązanie historii na szczęście rekompensowało wszelkie niedogodności w międzyczasie. Jeszcze odpoczywam, ale w tym roku się pewnie spotkamy. Leży na półce mniej-więcej od lipca.

Stan zagrożenia – po przeczytaniu dwóch powieści Andy’ego McNaba mam ochotę na więcej. Ostatnie moje spotkanie z tym autorem odbyło się w lutym zeszłego roku, a tę książkę dorwałam w antykwariacie w czasie wakacji. Kusi mnie, ale wciąż w kolejce wyprzedzają ją inne książki.

Trylogia Metro 2033 – cały zestaw kupiliśmy zaraz po premierze tego wydania. Grudzień chyba był? Może listopad. Pierwsza część trylogii już rozgrzebana. Kurz się jeszcze nie zdążył zebrać.

A Diuna nie moja. Ja tylko kupuję, od czytania jest w tym domu ktoś inny.

Ogólnie cała biblioteczka nie prezentuje się jakoś super-bogato, ale i tak uważam, że nie jest źle, skoro i tak większość czytanych przeze mnie książek to wydania elektroniczne.

P_20160320_151342

Wydania cyfrowe

Kurzy mi się na woblinku jedna książka – Robokalipsa Daniela Wilsona. Kupiona w lipcu 2015, ale jakoś wciąż nie mogę się zmotywować, żeby po nią sięgnąć.


 

Sprawa oczywiście o wiele gorzej wygląda na Legimi, gdzie książki na półkach się piętrzą (ale już 13 pozycji przeczytałam). Nie ma tygodnia, żebym nie dodała kolejnego tytułu. Traktuję to jednak jak lista „chcę przeczytać”, skoro dodawać na półkę mogę nieograniczoną ilość książek, a uwierzcie mi, ostatnio naprawdę jest w czym wybierać.

12742027_10204220359388904_2799907278672538004_n

To co? Chyba nie jest ze mną tak źle.

poniedziałek
21.03.2016
5
0

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Też mam problem z małymi literkami. Jak książka ma normalną czcionkę, to jakoś tak chętniej czytam. Z drobnicą idzie pod górkę.

Jeszcze jak interlinia w okolicach 1 to się ściana tekstu robi… były kiedyś serie horrorów takie malutkie, z Phantom Pressa czy Amber chyba, i to się nawet dobrze czytało, a teraz jakoś…

Jeśli chodzi o wydania z drobnymi literkami, coraz częściej łapię się na tym, że otwieram takie, patrzę i myślę – o rety, jak to będzie mi się źle czytać! Niestey, muszę mieć już okulary do czytania, ale nawet w okularach drobny druk jest mało komfortowy. Toteż zaczynam się ich pozbywać, nawet jak jeszcze nie przeczytałam. Liczę na to, że wyjdzie w wersji elektronicznej albo nowe wydanie.

No ja właśnie pewnie się szybciej zdecyduję na ebooka niż przeczytam te małe literki. Chociaż Nesbo czy Zafon w kieszonkowych mnie nie przeraża i dobrze mi się to zawsze czytało, to tutaj ta Lolita jest naprawdę przegięciem.

To jest dobre w ebookach – można sobie do woli powiększać rozmiar literek.