Scream

Scream to serial realizowany przez MTV, który jest uwspółcześnioną wersją klasycznego już filmu o tym samym tytule. Na Netfliksie dostępny jest pierwszy sezon, drugi ma premierę pod koniec maja, więc czas najwyższy się nim zainteresować.

Scream to jeden z pierwszych seriali, które obejrzałam na Netfliksie. Oglądałam go sama, bo to przecież horror i chociaż w pierwszej chwili kompletnie nie zrozumiałam, że to jest ten Scream, to wciągnęłam się bez reszty już po pilotowym odcinku.

Całość zajęła mi kilka dni, może trzy, może pięć, w każdym razie, zawsze oglądałam więcej niż jeden odcinek, bo ciężko mi było się oderwać.

Fabuła

Jest sobie rok jakiś współczesny, 2014/15. najpewniej, era Twittera, Instagrama, YouTube’a, Tumblra, Snapchata i powolnego odejścia amerykańskiej młodzieży z Facebooka. Social media są mocno wykorzystane w tej produkcji, co bardzo mi się podoba! Uwielbiam też nawiązania do popkultury, czego tu też nie brakuje. Możemy posłuchać trochę o The Walking Dead, Hannibalu czy nawet Pretty Little Liars.

Wracając jednak do podtytułu. Główną bohaterką jest Emma, córka wielkiej miłości Brandona Jamesa, oryginalnego zabójcy, który dokonał masowego morderstwa w Halloween ’94. Jedyną osobą, której udało się uciec spod noża Brandona jest ojciec Em. Więc wiecie, jest ona w samym środku kręgu zainteresowania nowego mordercy, który wie więcej na temat jej rodziny, niż sama Emma.

Poznajemy więc główną bohaterkę i grono jej przyjaciół, które już w pierwszej scenie się uszczupla.

Ale to slasher, więc ktoś ginie praktycznie co odcinek. Nie jest to jednak 100% gore i krew nie lata na lewo i prawo przez cały czas (momentami i owszem). Jest pełno świetnych żartów.

Emma: Will slept with the deceased.

Kieran: Necrophilia is a problem.

Parsknęłam śmiechem.

Postacie

Nie opowiem Wam o wszystkich, bo jest ich za dużo, ale wspomnę o tych kilku, które najbardziej zwracają uwagę.

Emma, jest ładna, urocza i mądra, a do tego jest powiązana z mordercą. Niczego więcej do szczęścia nie potrzeba takiej typowej protagonistce tworu oznaczonego plakietką „horror”.

Noah, moja osobista perełka. Geek. Uroczy. Jest wielkim fanem seryjnych morderców i nie ukrywa, że wie o nich naprawdę dużo. Zna się też na horrorach i w serialu pełni trochę rolę narratora, gdzie rozmawia z nami, oglądającymi, na temat tego, że ciężko jest zrobić serial ze slashera i mówi o klasycznych elementach tego gatunku. Genialne, serio. A najlepsze w tym wszystkim jest to, że tak naprawdę nie wiadomo czy jest dobry czy zły.

Brooke, na początku mnie denerwowała. Kolejna „lasia” udająca, że jest Kate Marą (która jest moim zdaniem kompletnie beznadziejna). Niby typowa blondynka-tipsiara, ale po pewnym czasie zaczyna się ją lubić.

Kieran, już pomijając fakt, że mam lekki sentyment do tego imienia (w innej pisowni), jest grany przez modela, Amadeusa Serafini (co za cudowne imię i nazwisko!) i w sumie choć jego rola jest znacząca, większość żeńskiej części widowni czeka tylko na kolejne ujęcia bez koszulki. To kolejna postać, która dość szybko wkracza do kręgu podejrzanych.

Jest jeszcze Will, ale gość jest beznadziejny, jest Jake, właściwie całkiem zabawna postać, jest też Piper, za bardzo przypominająca mi tę Piper z Fallouta. Jest Riley i Audrey, obie dziewczyny naprawdę lubię, ale nie wiem czy jest coś więcej do opowiadania na jej temat.

Serial vs Film

Nie widziałam wcześniej filmu, przyznaję szczerze i bez bicia. Widziałam jednak Straszny Film 3 i podczas seansu nie było żadnych zaskoczeń. Wszystkie sceny były albo w Strasznym Filmie albo w serialu. Nie umniejszam geniuszu Wesa Cravena, ale oglądanie tego nie było aż tak emocjonujące jak powinno. Podobało mi się, że postacie w nowej odsłonie są tak świetnie dobrane i pełno tam drobnych smaczków, podobało mi się, że już w oryginale było tak dużo nawiązań do filmów z tamtego okresu.


31 maja rusza drugi sezon, strasznie jestem go ciekawa. Pierwszy podobał mi się bardzo i polecam go dosłownie wszystkim. Jeśli macie wykupionego Netfliksa, to wykorzystajcie niecałe dziesięć godzin na tę perełkę.

Moja ocena? 8/10, chociaż nie mam się naprawdę do czego przyczepić.

piątek
11.03.2016
8
0

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Po recenzji obejrzę, głównie z ciekawości. :) No i w końcu trzeba mieć jakiś pretekst konkretny na odpalenie tego Netfliksa ;)

Powodów do oglądania Netflixa jest sporo! Przez dwa miesiące mi się już poważnie rozrósł ten tag na blogu. Sporo seriali :3 sporo bardzo fajnych seriali. Tylko wiadomo, większość trzeba z angielskimi napisami oglądać.

Z angielskim problemów nie mam, nawet napisów średnio potrzebuję, choć do szlifowania języka na pewno się przydadzą. :) Co do seriali… Gdy ma się jednocześnie pracę i szkołę (samemu, w domu, a motywacja często niestety ucieka…) plus dojazdy około 3 godziny dziennie, ciężko będzie, żebym jeszcze rozsądnie wcisnęła czas na serial. Ale ponieważ przerwy każdemu się należą, przemyślę to na pewno. :)

Napisy się naprawdę przydają, nawet jak się umie angielski dobrze – czasem się nie wszystko wyłapie. Takiego Elementary bez angielskich napisów bym nie ogarnęła, bo tam za dziwny język jest w ogóle. A jak dochodzą londyńskie akcenty, to już w ogóle się robi bałagan (np. Misfits czy Might Boosh z moich ulubionych).

No to może na telefonie ze słuchawkami jak siedzisz w środku transportu? :D

Mój telefon jest obecnie w stanie wydawania ostatnich, rozpaczliwych tchów wołających o pomstę do nieba za branie go ze sobą pod prysznic. :D Jednak jak już dorwę się do LG Spirit, na pewno będę robić na nim różne ciekawe rzeczy, seriale więc też. :)