Siedzę i krzyczę
Słuchawki w uszach.
Od kilkunastu godzin ten sam głos.
Te same 445 słów.
Te same prawie pięć minut.
Krzyczę.
Śpiewam.
Mam zamknięte oczy i wyglądam dziwnie.
Piosenka zaczyna się kaszlem.
I gitarą.
Głos z „piaskiem”.
Tekst, od którego mam ciarki na kręgosłupie.
Guess the timing was right.
No lepszy nie mógł być.
Od dwóch tygodni trochę nie ogarniam swojego życia.
Puściłam sobie na próbę i jakoś tak samo się zapętliło. :)
<3 idealne jest. dzień 4. nadal mi się nie znudziło.
Hehe. Jak na razie mój ulubiony fragment to 'I know you want me to change but I’m fucked in the head’.
♥
ja najmocniej śpiewam na „she likes it rough” *.*
a potem na „I’m in looooooove, but I’ll fuck this up”
ale generalnie cały tekst jest mniam i kurwa timing :D
Timing to dobre słowo. :}
Rzuć szczegółem…
boję się :x bo ta piosenka jest creepy. tekst też. i co sobie o mnie ludzie pomyślą?
Ludzie mają to gdzieś. Napisałbym gdzie, ale nie chcę używać słowa „dupa” publicznie ;)
hahaha :D dobre
https://www.youtube.com/watch?v=67mRvYBvRN8
Dobra nuta – zwłaszcza ten prosty motyw na elektroakustyku. Co do wokalu, nie spodobał mi się. Nie lubię przesteru na mikrofonie. W tekst się nie wsłuchiwałem.
Ja ogólnie kocham jak facet wchodzi w falset. I ten piach. I to jak sepleni. OJEZU.
Ten „piach” jak to nazywasz to jest właśnie przester. Rozsądnie dawkowany daje genialne efekty na wiośle, ale bardzo mnie drażni w połączeniu z wokalem. No ale DGCC jak to mawiają.
ej nie no, piach na głosie to nie tylko przester. może być naturalny. moja przyjaciółka śpiewa ;) nasłuchałam się jej piachu.
Znaczy się przepity głos taki? Czy jak?
Na samym początku. Szczególnie „she likes it rough”. Tam jest takie coś „głębiej” w tym głosie. Takie drobne ziarenka piasku.