
Trzy tygodnie
Za trzy tygodnie i pięć godzin będziemy lądować w Irlandii na lotnisku w Shannon. Trzy tygodnie! To mniej niż minęło od seansu Lovesick, co było przecież tak niedawno. Cholera. Stresuję się.
Za trzy tygodnie i pięć godzin będziemy lądować w Irlandii na lotnisku w Shannon. Trzy tygodnie! To mniej niż minęło od seansu Lovesick, co było przecież tak niedawno. Cholera. Stresuję się.
Przeprowadzka to nigdy nie jest łatwa sprawa, szczerze. Aktualna ciągnie się już dwa tygodnie i sama nie wiem, czy widać koniec, bo boję się zapeszać. W optymistycznym scenariuszu już w poniedziałek spędzimy tam pierwszą noc.
Po pierwsze, to już chcę coś zmienić w szablonie, ale to chyba standard. Po drugie, w ciągu kilku najbliższych dni czeka nas przeprowadzka, mam nadzieję, że udana. Póki co się wszystko układa jak powinna, chociaż wczoraj stres dopadł nas naprawdę na długo. Jeszcze jutro ważna rozmowa, miejmy nadzieję, że też umowa i odetchnę. Uff.
Znalazłam w końcu chwilę czasu, więc piszę. 3 grudnia o godzinie 17:21 w Szpitalu Zakonu Bonifratrów w Katowicach na świat przyszła Matylda, ważąc 3300 gram i mierząc 53 centymetry. Aktualnie przebywa jeszcze w szpitalu, w Górnośląskim Centrum Zdrowia Dziecka, a ja po cesarskim cięciu dostałam wypis ze szpitala już w drugiej dobie.
Szkice mojego przyszłego szablonu na tego bloga już się klarują, mam parę fajnych pomysłów, na parę rzeczy jeszcze nie mam koncepcji, ale już bliżej niż dalej. Najbardziej brakuje mi teraz czasu, a z tym w tym i przyszłym tygodniu będzie ciężko – ucieszę się, jak do końca roku mi się uda go zmienić.
Za miesiąc (miejmy nadzieję) Matylda będzie już z nami, nadszedł więc czas, kiedy jeden pokój to za mało, kiedy prywatność jest jeszcze bardziej w cenie, jak i brak presji psychicznej, że płaczące maleństwo obudzi kogoś poza nami – stąd też decyzja, mniej lub bardziej pochopna, że czas najwyższy się wyprowadzić z domu rodzinnego, dzielonego z […]...