Harry Potter i Kamień Filozoficzny
Wczoraj w końcu skończyłam pierwszą część gry z serii o Harrym Potterze. Uwierzycie? A grałam w to jakoś niedługo po premierze i utknęłam. Pomyślałam więc kilka miesięcy temu, że warto byłoby zagrać we wszystkie gry po kolei, bo w sumie grałam tylko w te do 4 części, z czego w Więźnia Azkabanu może piętnaście minut. Melduję więc, że udało się, mogę przejść do mojej ulubionej, drugiej części.
Czas więc też na parę słów o samym Kamieniu Filozoficznym.
Grafika
Zdecydowanie poraża. Nie chodzi mi już o postacie, bo one są całkiem znośne jak na tamte czasy (2001), ale o otoczenie. Krzaki po prawej są chyba wystarczającym dowodem, że coś tu poszło nie tak. Tekstury są w większości bardzo płaskie, a rozdzielczość, cóż… I żeby nie było, wszystko jest wybrane na maksimum. Mam wrażenie, że większość z tego to niedoróbki czy lenistwo, a nie brak możliwości. Tym bardziej, że przykładowo „Return To Castle Wolfenstein” jest z tego samego roku, a wygląda o niebo lepiej.
Mimo wszystko jest kolorowo, same kształty zamku czy innych budowli są całkiem fajne, wnętrza też wyglądają dobrze, tylko właśnie takie detale pozbawiają przyjemności przy bliższym spotkaniu.
Rozgrywka
Raptr mówi, że gra była włączona przez prawie cztery doby, trzeba jednak liczyć, że Amon uwielbia tę grę, więc pewnie trzy doby nabił on. Przyjmijmy więc, że poświęciłam tej grze z dziesięć godzin. Bo rozgrywka wcale nie jest dziecinnie prosta i ostatnie „wyzwanie”, czyli walkę z Voldemortem zaczynałam chyba piętnaście razy. Na mnie generalnie bardzo nerwowo działało skradanie się przed Filchem i jego kotką, przez to też tyle czasu odkładałam dalszą część gry – dopiero wczoraj się na to odważyłam. Zazwyczaj grałam pięć minut i cała zestresowana wyłączałam, bo to było ponad moje siły. Kto by pomyślał, to przecież gra dla dzieci. A to nie był jedyny moment, kiedy zaczynałam kilka razy, bo coś mnie przerosło.
Szczerze? Sama gra wydaje mi się znacznie trudniejsza niż przykładowo Borderlandsy, w które teraz gramy wieczorami.
Świat w grze
Niestety jest bardzo zamknięty. Mamy naprawdę kilka okazji, żeby przejść się po zamku czy terenach obrzeżnych, praktycznie tylko tyle, by móc rozegrać mecze Quidditcha i spotkać się z wieloma zamkniętymi drzwiami. To mi się bardzo nie podobało, bo w drugiej części tych okazji jest znacznie więcej i gra jest trochę mniej liniowa. Bo tutaj to praktycznie się nie dało zrobić czegoś poza kolejnością… Na przykład rozegrałam sobie wcześniej mecze niż powinnam i musiałam je później grać jeszcze raz!
Nie grałam w tę grę z przyjemnością, przyznam szczerze, gdyby nie to, co sobie obiecałam, to porzuciłabym ją jakoś w połowie i nigdy więcej nie włączyła. Jedyny powód by ją skończyć, to naprawdę, tylko fakt, że chcę mieć za sobą wszystkie gry z serii.
Nie polecam, mimo tego, że muzyka jest naprawdę fajna.