Wyszła nowa płyta Highly Suspect. Dwa miesiące temu. Pierwsze przesłuchanie – jedna dobra piosenka, a reszta to jakiś cieniutki popik, absolutnie daleki od tego, czego od nich oczekuję. Ta jedna jednak warta rozważenia dodania do playlisty offline – czyli zakupu .mp3.
Wyobraźcie sobie takie czary. SKYND ma mieć swój pierwszy koncert. W Londynie. Dwa dni przed moimi urodzinami. Jak myślicie, ile czasu potrzebowałam na decyzję? Bilet na sam koncert kosztuje śmieszne 5 funtów. Lot do Londynu? 33 euro w obie strony. Nocleg na AirBnb to też nie problem.
Filmy i seriale o seryjnych mordercach kochamy chyba wszyscy. Mindhunter, Zodiak czy chociażby Piła, mają masę fanów rozsypanych po całym świecie. Książki o seryjnych mordercach? Mówcie mi jeszcze. Dexter, Pachnidło, książki o Chrisie Carterze? To dopiero początek całego łańcucha górskiego. A muzyka? No cóż. Jest SKYND.
Jest mnóstwo rzeczy, z których człowiek sobie na co dzień nie zdaje sprawy — że w trawie po której łazi na boso w lesie są robaki, że sąsiad przyniósł do domu wiertarkę na czwartkowy wieczór, albo że w sklepie Moleskine’a są nowe notatniki z Pokemonami.
Czytam książkę, której głównym bohaterem jest koleś po pięćdziesiątce, kompozytor muzyki filmowej, który dostał Oscara. Nie lubi się tym chwalić, a jednak czytamy o tym naście razy. Mniejsza z tym, przynajmniej w tej chwili.
Taka miłość nie zdarza się codziennie. Mnie osobiście nie zdarzyła się przez trzy albo i cztery lata. Ciarki na plecach, ciągłe pragnienie „więcej” i to dziwne uczucie w głowie. Pisałam tak dwa i pół roku temu o Glass Animals. Zaczęło się od „Need to change” dziewięć dni temu.