O, a dziś tak bez sensu. Ale to mój blog, więc czemu nie. Potrzebowałam sobie wyeksponować następne 12 atramentów do pamiętnika. Oczywiście tuzin to za dużo, bo realnie nie zmieszczę roku w jednym notatniku przy aktualnym tempie, ale… skoro mogę sobie popatrzeć na te piękności, to czemu nie.
Moje drogie misie! Nadszedł ten czas, gdy kolejna kategoria wynosi się z mojego bloga w inne miejsce. Tym razem oberwało się „kulturze pisania”.
Nie mówcie, że się nie spodziewaliście, że faktycznie je kupię. Bo kupiłam. Kartkę i dzienny kalendarz. O ile dla kartki mam konkretne zastosowanie, o tyle planner mam tylko po to, żeby sprawdzić papier i kiedyś go zużyć. Tak, całe szczęście, że nie ma on wpisanych dat – mogę go użyć dopiero np. za 3 lata.
Miałam nie robić, wiecie? A potem jednego dnia trzy osoby mnie spytały, czy będzie. I miało nie być nadal – przygotowałam nawet sensowną wymówkę – totalnie nie wiem, co się dzieje w Polsce w sklepach papierniczych. Wypadłam z obiegu, kompletnie.
Do nowego roku zostało jeszcze trochę czasu i część z Was może się zastanawiać już, jaki kalendarz będzie najlepszy na 2019? Są wybory oczywiste, są mniej oczywiste. Są jakieś perełki, są specjalistyczne kalendarze i są takie, na które moglibyście nigdy nie trafić.
Już mam takie momenty, kiedy patrzę na to moje pudło pełne notatników i myślę sobie, że mam dość. Że wystarczy. Że to, co mam, będę zapisywać przez najbliższe ponad pięć lat, więc mogę się wstrzymać z zakupami.