I Origins (2014)

Przez weekend skończyliśmy OA. Wow.

Przeglądając wczoraj wieczorem listę wychodzących z Netfliksa filmów, zauważyłam tam I Origins, z Brit Marling w jednej z głównych ról. Długo się nie zastanawialiśmy.

Kilka razy, już na starcie, pomyślałam o tym, że ten film będzie dobry.

Michael Pitt. Nie wiem czemu, nie potrafię wyjaśnić, ale przyciąga mnie ten aktor do ekranu. Nie jest ładny, pewnie nawet można powiedzieć, że jest brzydki. Ale jest jak Paul Dano. Dziwny na tyle, że gwarantuje, że wybrany został do roli, bo do niej pasował i miał się spisać idealnie.

Muzyka. Pierwsze dwie piosenki w tym filmie. Ciarki. Już wiem, że po seansie włączę ścieżkę dźwiękową i będę ją katować przez kilka najbliższych dni.

Ujęcia. Te oddalenia kamery, wow. Prosty efekt, a jaki świetny.

Fabuła

Dr Ian Gray pracuje w laboratorium badając oczy na najbardziej podstawowym poziomie. Pomijając pracę ma również wyraźną fiksację na ich punkcie. Poznaje w klubie dziewczynę z unikatowymi oczami, robi jej zdjęcie, a później próbuje ją odnaleźć.

Jest to intrygująca opowieść, nie do końca o miłości. Zostawia nas z wieloma pytaniami w głowie i każe się trochę pozastanawiać – uwielbiam takie filmy.

Bohaterowie

Są fascynujący. Michael Pitt i jego kreacja, Brit, pięknooka Sofi. Uwielbiam to, jak stworzona jest postać grana przez Brit Marling. Nie chcę spoilerować i tego nie zrobię, ale och, jej wyrozumiałość jest godna podziwu, a otwarty umysł sprawia, że jest świetna w tym, co robi.

A ta kobieta z Indii jest przepiękna. Kocham ten typ urody.

Dlaczego warto obejrzeć?

Bo muzyka jest cudowna. Bo fabuła jest cudowna. Bo to film, który daje ciarki na kręgosłupie.

Sceny są przepiękne, szczególnie te bez słów.

Ten film, to małe arcydzieło.

poniedziałek
25.09.2017
0
0

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *