Wyzwanie trzy słowa – chill out
Nadrabiam. Opublikuję wpis z wcześniejszą datą i będzie cacy, prawda? Chciałam wziąć udział w tym wyzwaniu, nie przemyślałam tylko tego, że między szóstym a dziewiątym sierpnia kompletnie nie ma mnie przy komputerze.
CHILL OUT – masz takie miejsce, w którym resetujesz swój umysł? Miejsce, w którym ładujesz baterie i z którego nie chcesz wyjeżdżać? A może do resetu wystarczy Ci kubek kawy i muzyka na uszach? Opowiedz o tym jak sobie radzisz gdy codzienność zaczyna przytłaczać.
Od zawsze uspokajała mnie woda, łagodny szum, niebieskie niebo odbijające się w jeziorze, te refleksy słońca rażące w oczy. Chlupotanie o pomost, o boje, o krawędź jachtu czy choćby rowerek wodny. W idealnym układzie jest to Jeziorak, mój ukochany, ale każda woda poprawia mi humor, nawet głupi stawki ukryty w środku miasta.
Do szczęścia nie potrzebne mi więc wiele. Nie muszę rozkładać się z leżakiem nad tą wodą czy iść się w niej kąpać, by mnie to odpowiednio radowało. Wystarczy, że stanę, popatrzę, przejdę się wzdłuż jednego z brzegów. Kocham wodę, wiecie?
Domowe sposoby na chill out to parę dłuższych chwil bez pracy, z książką, na kanapie, koniecznie boso. Do tego kawa, może z dodatkiem cukru wanilinowego, karmelu albo cynamonu? Earl Gray z cytryną? Opcji jest wiele. Upał za oknem nadal nie potrafi wyperswadować mi z głowy porannego kubka gorącej kawy czy herbaty.
Lubię nocą wyjść na balkon, pooddychać śląskim, nie koniecznie czystym powietrzem, ale jednak kompletnie innym od tego z czym mamy do czynienia za dnia. Kocham słuchać deszczu. Były też czasy gdy praktykowałam siedzenie na skórze dzika przed kominkiem, zawinięta w koc, z kakao w ręku.
A z czym Wam się kojarzy Chill out? To miejsce czy bardziej okoliczności?
Ani miejsce ani okoliczności. Osoby.
Dla mnie 2 miejsca i to całkiem blisko domu, 20 min. na pieszo :)