Nie było mnie tu rok…

…i nawet nie wiem gdzie zacząć.

Long story short: zakochałam się i nigdy wcześniej nie byłam aż tak szczęśliwa.

Choć to niepoważne i infantylne. I sama dobrze wiem, że z zewnątrz wyglądam na trzynastolatkę, a nie matkę dwójki już-prawie-nastolatków. A wiecie, co zrobiłam? Zakończyłam swój 11-letni związek, ponad 10 lat po zaręczynach, bo poznałam kogoś w internecie i dalej nie widziałam na oczy. Logiczne, prawda? Rozsądne, zdecydowanie.

Piszemy ze sobą już 15 miesięcy, rozmawiamy i gramy razem w gry niewiele mniej. Od roku wiem, że go kocham, od ośmiu miesięcy jestem w stanie mu to powiedzieć. Choć pierwszy raz spotkamy się dopiero za pół roku.


Cały mój świat wywrócił się do góry nogami w ostatnim czasie. To znaczy, dobra, nie cały. Dalej mam tę samą pracę, a za miesiąc stukną mi dwa lata w tym samym domu! Więc są jakiekolwiek stałe punkty. Ale poza tymi aspektami, zmieniło się wszystko. I ja się zmieniłam, cholernie.

Ostatni rok dał mi w kość. Nigdy tyle nie płakałam, nigdy nie czułam się tak bezsilna i tak bardzo bez kontroli nad własnym życiem. Jednocześnie też, nigdy wcześniej nie byłam tak szczęśliwa. Na tyle szczęśliwa, że już w marcu zeszłego roku mój tata spytał, co się stało, że się uśmiecham. Że moja babcia spytała, co się dzieje, że brzmię tak szczęśliwie. Do tej pory dostaję czasem DM-ki na Instagramie o tym, że „promienieję”. Bo jestem szczęśliwa i się (wreszcie) uśmiecham. I przysięgam Wam, nigdy wcześniej tyle nie czułam, co teraz.

To nie jest tak, że całe poprzednie moje życie było złe. Nie było. Byłam umiarkowanie szczęśliwa i miałam dużo wolności i czasu dla siebie. Mogłam pisać, kodować i grać w gry. Większość moich ekscytacji pochodziła właśnie stąd. Z notatników, fajnych recenzji, dobrych gier i tych momentów, gdy moje ukochane marki mnie dostrzegły i chwaliły moje zdjęcia. Tylko mój „związek” i moje uczucia były gdzieś na dalekim planie. I to rzeczy dawały mi szczęście, nie ludzie.

Aktualnie… Nie pamiętam, kiedy skończyłam jakąś książkę, albo w ogóle zanurzyłam się na dłużej w lekturze. Kiedy ostatnio obejrzałam sama jakiś horror. Nawet na PaperLovers ledwo piszę, choć na szczęście pamiętam o Instagramie. Oglądam „Grey’s Anatomy” odkąd złapałam COVID w zeszłym roku. Na ten moment zostało mi już tylko kilka odcinków. Szczęście aktualnie daje mi On. Po prostu będąc w moim życiu. Pisząc to, co pisze. Dając mi swój czas, i uwagę, i cudowny głos. Będąc moim przyjacielem, ulubionym (dorosłym) człowiekiem i… miłością mojego życia.


Ciut mnie to wszystko przeraża, nie powiem. Tak bardzo się zmieniłam.

Przez większość życia byłam brzydkim zakompleksionym kaczątkiem. Nie podobałam się sobie, ale wiedziałam, że jestem mądra i dobra w swojej pracy, więc przez większość życia tym właśnie nadrabiałam. A teraz? Schudłam ponad 20 kilogramów (!) i mniej niż drugie tyle zostało mi do idealnej wagi według BMI (do której i tak nie dążę). I podobam się sobie, wiecie? To bez sensu, bo rysy twarzy mi się przecież nie zmieniły… ale moje samopoczucie strasznie wpłynęło na to, jak siebie widzę. Robię więc za dużo selfie, które wrzucam na Instagramowe stories, co chwilę zmieniam kolor włosów i nie boję się patrzeć na siebie w lustrze. I wszystko przez jednego chłopaka. Well, okej, faceta. Choć mentalnie chyba oboje jesteśmy nastolatkami, skoro zakochaliśmy się w sobie w taki sposób.

W ostatnim czasie staram się jednak trochę bardziej o czas dla siebie, o powrót do starych hobby, do pisania i testowania notatników. Chciałabym wrócić też do pisania tu, głównie dlatego, że już prawie nie mam okazji na układanie zdań po polsku. Trzymajcie więc kciuki!


Kompletnie nie wiem, jak będzie wyglądać moja przyszłość. Kiedyś myślałam, że wiem. Że jest średnio, ale stabilnie. Teraz uwielbiam „gdybać” o tym, czym moglibyśmy być… A czym będziemy? Czas pokaże.

poniedziałek
01.05.2023
8
2

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Cieszę się, że się dobrze czujesz w życiu, ale pamiętaj, że to nadal tylko internet, póki się nie spotykacie. To miejsce, gdzie można powiedzieć „jestem z Tobą szczery”, ale też pokazywać się tylko z dobrej strony. To łatwe, banalne wręcz, tak człowieka nie poznasz, tylko zobaczysz co on chce Ci pokazać. Fajnie, że poznałaś kogoś takiego, ale zweryfikuj to pierw, żeby ktoś znów Cię nie zranił.

No to jest właśnie ten problem ;) Plus jest taki, że nawet złe strony już znam i widziałam, przynajmniej część z nich. A różne rzeczy wychodzą po czasie nawet z ludzi, z którymi żyjemy 24/7.

Jasne, ale w takim przypadku można się z tym skonfrontować. Prosty przykład: jak ktoś w sieci powie, że jest bałaganiarzem to może to ubrać w słowa tak, że brzmi to uroczo. „Artystyczny nieład” i tak dalej. Jak zamieszka się z kimś takim to już inaczej się na to patrzy. Wtedy coś co wydawało się okej staje się sporym problemem. To tylko przykład, jeden z tysiąca możliwych.

Hah, wiadomo! U nas to ja jestem bałaganiarą, widział zdjęcia, jest psychicznie gotowy ;) Ale rozumiem o co chodzi, zobaczymy jak to będzie! Póki co wydaje mi się, że oboje się staramy, ale też no, wiadomo, czas pokaże.

Cieszę się Twoim szczęściem Angie. Jesteś wspaniała kobieta i zasługujesz na miłość, nie ważne jak „logicznie” się zaczyna. Pozdrowienia z Polski 😘😘😘

Przyplyw milosci, nadziei i optymizu zalal mnie z drugiej strony irlandzkiego morza – trzymam kciuki :)