Gillian Flynn – „Ostre Przedmioty” (Recenzja książki)

Jedna z tych niewielu książek, których nie mam w Legimi, którą w dodatku musiałam przeczytać w papierze. Jeśli jednak widzieliście serial to wiecie, że było warto.

Serialu nie widziałam, mam gdzieś tam w planach, ale z HBO GO mi totalnie nie po drodze.

Historia wciągnęła mnie od pierwszych chwil. Gdy w moje ręce wpadła ta zielona okładka byłam przed wieloma godzinami w komunikacji miejskiej – idealnie, prawda? Już pierwszego wieczoru pochłonęłam jedną trzecią, następnego dnia kolejne kilkadziesiąt stron i na wieczór w domu została mi końcówka. Po dwóch dniach było po wszystkim. I mimo tego, że recenzje serialu stoją znacznie wyżej niż książki, to mi tam prawie nic nie przeszkadzało.

Fabuła

Główna bohaterka, Camille Preaker (bardzo brzydkie imię i nazwisko…) wraca do rodzinnego miasteczka na zlecenie szefa, redaktora gazety wydawanej w Chicago, prosząc by zbadała sprawę zaginięcia dziewczynki. Oprócz rozgrywającego się na bieżąco koszmaru będziemy też poznawać problemy, z którymi boryka się Camille. A potworów w szafie ma sporo.

W tej historii odpowiedź na pytanie „kto jest mordercą” wcale nie jest tą najważniejszą. Czytelnik spokojnie dochodzi do rozwiązania jeszcze przed ostatnimi stronami w książce, ale to nie ta intryga jest tą, która sprawia, że Ostrze Przedmioty są wciągającą i ciekawą lekturą.

Słuchamy trochę o czymś, co obecnie nazwalibyśmy patologią, o dziewczynkach, które swoje pierwsze łóżkowe historie zaczynają o wiele za wcześnie, w warunkach dalekich od tego, co wydawałoby się normalne. Zobaczymy jak bohaterzy sobie z tym radzą, albo i nie radzą.

Zobaczymy więc Camille, która próbuje dojść do tego, co właściwie się stało, goniona przez koszmary z własnego dzieciństwa, kiedy to umarła jej siostra. Żyjąca na co dzień w anonimowym zgiełku wielkiego miasta, znajduje się w społeczności, gdzie każdy wie, kim jest…

Autorka

Wyobraźcie sobie, że w tej właśnie książce znajduje się jeden z lepszych cytatów, jakie udało mi się w życiu przeczytać. Chociaż cytat to może nie do końca, chodzi o całą rozmowę. O tym, że jeśli pijana dziewczyna zgodzi się na seks to to jeszcze nie jest gwałt, mimo że wiele osób tak by uważało. W kontekście #metoo brzmi to dla mnie jak głos rozsądku, bo gdzieś musi być różnica między kacem moralnym „po fakcie”, a faktycznym nadużyciem.

Jeśli dodamy do tego Zaginioną Dziewczynę, gdzie to kobieta wykorzystywała stereotypy na swoją korzyść, dostajemy obraz trzeźwo myślącej autorki, której mam po prostu ochotę bić brawo.

Czy mam teraz ochotę rzucić się na resztę książek autorki? Jasne! A Ostre Przedmioty będą sobie teraz grzecznie leżeć w biblioteczce, pośród tego niewielkiego zbioru papierowych perełek.

#26. Ostre Przedmioty

#26. Ostre Przedmioty

Autor: Gillian Flynn
5/5
Rok wydania: 2006
Liczba stron: 336
Przeczytane: 28.09.2018
poniedziałek
15.10.2018
3
1

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Podejrzewam, że chodzi o ten cytat? :P

„– Czyli w tym wieku uważane jest to za gwałt?
– W każdym wieku byłby to gwałt.
– A gdybym dziś wieczorem za dużo wypiła, urwałby mi się film i uprawiałabym seks z czterema facetami, to czy byłby to gwałt?
– Z prawnego punktu widzenia nie wiem, zależałoby to od wielu czynników, na przykład od twojego adwokata. Ale z etycznego punktu widzenia, do cholery, tak.
– Jesteś seksistą.
– Co?
– Jesteś seksistą. Niedobrze mi na samą myśl o tych wyzwolonych lewicujących mężczyznach, którzy dyskryminują kobiety pod pozorem chronienia ich przed dyskryminacją.
– Mogę cię zapewnić, że nie robię nic takiego.
– W moim biurze pracuje jeden facet – wrażliwy. Kiedy nie dostałam awansu, proponował, żebym wniosła pozew o dyskryminację. Nie byłam dyskryminowana, okazałam się kiepską dziennikarką. A czasem pijane kobiety nie są gwałcone, tylko po prostu dokonują głupich wyborów. A opinia, że zasługujemy na specjalne traktowanie, kiedy jesteśmy pijane, ponieważ jesteśmy kobietami, i dlatego trzeba nas niańczyć, jest według mnie obraźliwa.”

„Ostre przedmioty” obejrzałam na dwa razy. Z jednej strony chciałam to rozłożyć, bo mimo wszystko nie jest to taki lekki serial, ale z drugiej MUSIAŁAM wiedzieć, co dzieje się dalej (książka jeszcze przede mną). Kto zabił wiedziałam od drugiego lub trzeciego odcinka, ale tak jak napisałaś – nie to jest najważniejsze. Amy Adams jest wspaniała w tej roli, napięcie odczuwa się non stop – choć nie wiem czy to takie „klasyczne” napięcie, raczej swego rodzaju niepokój. Podobał mi się obraz, portrety psychologiczne postaci. Po ósmym odcinku żałowałam, że to już koniec, chociaż całkowicie rozumiem Amy, że nie chce drugiego sezonu, bo rola Camille na pewno była obciążająca.
Dla mnie ten serial to perełka, chociaż na codzień wolę zdecydowanie lżejsze produkcje.