Simon
Powiem Wam, że nawet nie wiem jak zatytułować ten wpis. Po pierwsze, większość moich pomysłów jest aktualnie po angielsku (i czasem naprawdę mnie to irytuje), po drugie, wszystko co w miarę dobre, ma milion słów. Bo w kilku słowach się tego po prostu opisać. Po ponad siedmiu latach fanowania, udało mi się spotkać z moim ukochanym scenarzystą. A któż to tak? Simon Barrett.
Oto parę tytułów, które nie przeszły:
Sheffield, horrorowa konferencja i jak spotkanie z Simonem Barrettem przeszło moje najśmielsze oczekiwania.
Albo…
What happens if the best day of your life exceeds your wildest dreams?
Albo…
Wyobraź sobie, jak może pójść spotkanie z Twoją ukochaną gwiazdą „Hollywood” i pomnóż to przez SZEŚĆ.
Jest też kawałek chmurki dialogowej wiszący mi nad głową, mówiący o tym, że mimo, że był to najlepszy dzień mojego życia, za moment zostanie zdetronizowany. Za 52 dni i kilkanaście godzin, kiedy wreszcie spotkam mojego ukochanego człowieka. Ale dziś nie o tym i od początku.
Simon Barrett
Jak pewnie wiecie, uwielbiam horrory. Zakochana w nich jestem od dawna i oglądam ich dziesiątki. Dość szybko okazało się, że mam też swój ukochany duet siedzący z drugiej strony kamery – Simon Barrett i Adam Wingard. Są oni odpowiedzialni za film Gość (The Guest), za nowe Blair Witch, serię V/H/S i pojedyncze segmenty w środku. Zrobili też You’re Next, które obejrzałam dopiero będąc świadoma mojego zakochania.
Gość był pierwszym filmem, który kupiłam na Blu-Ray i to on rozpoczął moje kolekcjonowanie filmów. Jeśli zastanawialiście się przez moment, jak wielki wpływ miała ich twórczość na moje życie.
Mam Simona na Twitterze od lat, na Facebooku też. Parę razu udało mi się wejść z nim w interakcję i sprawiał wrażenie naprawdę fajnego i normalnego gościa. Gdy w maju przewinęła mi się na Twitterze informacja o konwencie horrorowym w UK, na którym Simon będzie udzielał wywiadu, długo nie wahałam się przed kupnem wejściówki.
Niedługo później kupiłam bilety na samolot i zarezerwowałam AirBnb niedaleko miejsca imprezy. Byłam gotowa. A tak, jeszcze gdzieś w międzyczasie napisałam o tym na Twitterze oznaczając Simona.
Manchester
Był 28 lipca, wsiadłam w (spóźniony) samolot do Manchesteru, z duszą na ramieniu, zastanawiając się, czy zdążę na 20 dotrzeć do Sheffield. Bo wiecie, Manchester -> Sheffield to jeszcze kawał drogi! Półtorej godziny w pociągu, z przesiadką.
W panice więc wysłałam parę tweetów w eter, pytając organizatorów wydarzenia, czy planują może jakieś after-party w razie gdybym nie zdążyła. Oficjalnie? Nie. Musiałam więc się spiąć!
Samolot spóźnił się chyba o godzinę, choć teraz już nawet nie pamiętam. Po 16 byłam w Manchesterze, kupiłam bilety na pociąg, zarzuciłam plecak na plecy, wzięłam mojego pluszowego lisa w ręce i pojechałam zwiedzać nieznany mi kraj.
SHU
Było po 18-tej gdy dotarłam do Sheffield. Urokliwe miasto, tylko kilka schodów do pokonania przed dotarciem do SHU – Sheffield Hallam University. W budynku uniwersytetu się oczywiście pogubiłam, udało mi się z mapą dotrzeć do właściwego budynku, jasne, ale dotarcie do wind i na właściwe piętro… zajęło mi zdecydowanie zbyt długo.
Dotarłam do podłużnego stołu z dwoma miłymi dziewczynami, skąd odebrałam smycz z plakietką z moim nazwiskiem. Spytałam się przy okazji, gdzie znajduje się kino, w której miała się odbyć najważniejsza dla mnie część.
Miałam więc chwilę, by dotrzeć do AirBnb, zostawić część rzeczy, przebrać się i coś zjeść. Złapałam kubełek skrzydełek w KFC, kupiłam ładowarkę do telefonu, bo zapomniałam swojej, i dotarłam do mieszkania. Samo miejsce raczej koszmarne, ale pokój i łazienka były w porządku. Dobrze wiedziałam, że nie spędzę tam i tak zbyt wiele czasu.
Do kina Showroom dotarłam kilkanaście minut przed 20-stą. Po drodze wstąpiłam jeszcze po paczkę Sharpie, żeby Simon miał mi jak podpisać winyl The Guest 2 i V/H/S/2 na Blu-Ray. Bo przecież nie mogłam przyjść z pustymi rękami.
„Hello Angie”
Znalazłam drzwi do kina, przeszłam do części barowej, gdzie spodziewałam się spotkać innych czekających na seans. I tam stał on, Simon. Niewiele wyższy ode mnie, obcięty na krótko, w beżowym sweterku. W ręce trzymał piwo i z kimś rozmawiał. Byłam pięć kroków od niego, gdy podniósł głowę, spojrzał na mnie i z uśmiechem powiedział „Hello Angie”. Powiem Wam, że zaniemówiłam. Bo, czekajcie, czy mój ukochany scenarzysta właśnie pierwszy się do mnie odezwał? I znał/pamiętał moje imię z Twittera? Przepraszam bardzo, czy ja śnię?!
Podeszłam bliżej, a on olał ludzi z którymi rozmawiał. Zaczął mnie pytać, czy serio przyleciałam tu z innego kraju tylko po to, żeby się z nim spotkać. No oczywiście, że tak. Parę wymienionych zdań, o moim spóźnionym samolocie, o powrocie jutro do domu. Simon też powiedział, że ledwo co przyleciał i też właśnie tym samym pociągiem jechał tu z Manchesteru. W międzyczasie gdzieś przykleił się organizator całej imprezy, którego Simon zaczepił, przedstawiając mu mnie: hej, to jest Angie, przyleciała dziś z Irlandii specjalnie, żeby się ze mną spotkać. Wow, serio. Jarał się tym chyba nie mniej niż ja.
Zrobiliśmy sobie selfie, wyciągnęłam marker, żeby podpisał mi winyl i VHS. Przymusiłam go jeszcze o dedykację, a nie tylko swoje imię i nazwisko. I tak, kazałam mu zatrzymać Sharpie, bo już widziałam oczami wyobraźni tę kolejkę ludzi proszących go też o podpisy.
20:00
Rozmawialiśmy dalej, aż zawołali nas do sali na seans filmu. Rozsiadłam się w najlepszym miejscu, Simon wszedł ze mną, potem podszedł jeszcze do kogoś, tu go ktoś tam zagadał. Ale gdy tylko miał chwilę to podchodził do mnie i zadawał różne pytania. Jakimś cudem weszliśmy na temat tego, że mam dzieci i że oczywiście, że oglądają horrory, ale ze względu na wiek, oczywiście te z seksem odpadają. Na co Simon, że on unika teraz tylko tych, które sprawiają, że widz czuje się niekomfortowo. W mojej głowie oczywiście od razu wyświetliło się Who Invited Them, o które też spytałam. A wiesz, że twórca tego filmu nawet napisał do mnie na Twitterze? Zacząłem, ale nie dałem rady. Kazałam mu sprawdzić go jeszcze raz, bo to serio jeden z lepszych thrillerów ostatnich lat. Obiecał to zrobić.
Oglądanie Gościa w kinie było niesamowitym przeżyciem. Uwielbiam ten film i ostatnio oglądałam… zbyt dawno temu. To znaczy, od lipca widziałam go już dwa razy, ale wcześniej? Minął spokojnie rok, jeśli nawet nie dwa. (Who Invited Them widziałam trzy razy w ciągu jednego roku, ekhm)
Nie mogłam się doczekać mojego ulubionego momentu, tej jednej przepięknej sceny, która wprawiła w zachwyt wszystkich na sali. I wiecie co? Tam, z przodu sali siedziała osoba odpowiedzialna za wszystkie dialogi i za to, jak ten film wyglądał. Niesamowite, co?
Po seansie oklaski, których nie miałam po wylądowaniu w Manchesterze, więc wszystko na miejscu. Ale to miało sens, wiecie?
21:30
Simon wszedł na scenę, ja przesiadłam się do pierwszego rzędu, żeby wszystko słyszeć. I móc sobie popatrzeć, bo okej, nie oszukujmy się, mam lekkiego crusha na niego od chyba 2017-tego.
Część z wywiadem była ciekawa, choć większość pytań zadana była przez studentów szkoły filmowej, interesowały ich więc kulisy powstawania takich produkcji, proces twórczy, a nie sam Simon. Wstyd! Miałam w głowie trochę pytań, bo ja tu przecież przyszłam znając Simona twórczość trochę… głębiej niż większość tam obecnych. Publicznie zadałam jedno: jak to się stało, że on w ogóle zagrał w Contracted? Pozostałe postanowiłam zatrzymać na później, licząc po cichu, że będzie jakieś później. Odpowiedź na to pytanie uświadomiła mi tylko, że większość nawet nie wiedziała, że Simon pojawił się gdzieś poza V/H/S/2.
Powiem wam, że już zapomniałam, że Simon aktualnie pracuje nad scenariuszem do nowej Godzilli! Więc tak, jeszcze moment, a faktycznie stanie się hollywoodzkim scenarzystą. Który zna moje imię…
23:00
Była 23 gdy część wywiadowa się skończyła. Simon schodząc ze sceny od razu podszedł do mnie, ale zaraz podeszła jedna dziewczyna i zaczęła go zagadywać. Trzymałam się blisko, bo był to przecież ewidentny sygnał, że jeszcze nie koniec. Wyszliśmy z sali kinowej do części barowej, trochę ludzi osaczyło go prosząc o podpisy – podeszłam dwa kroki bliżej podać mu Sharpie, które zdążył mi już oddać, myśląc, że jest po wszystkim. Przyszedł chłopak z dokładnie tą samą pisownią imienia co mój prawie-chłopak, sprawiając, że uśmiechnęłam się jeszcze mocniej.
Tamta dziewczyna znów wróciła, zagadując go i prosząc o selfie, które ostatecznie ja zrobiłam, zaraz po tym, jak Simon spytał „Angie, could you?”. Ależ oczywiście. Zawsze byłam obok, nawet gdy ludzie przy nim się zmieniali i po pewnym czasie zażartowałam, że chyba jestem jego sekretarką. Ale spięłam się też w sobie i spytałam, czy mogę mu postawić piwo! Odwaga +100, bo wiecie, jedno to tu autograf, tu selfie, a tu pytanie o filmy, a co innego piwo. Powiedział tak, po chwili reflektując się, że to on powinien to piwo postawić mi.
Niestety, bar był już zamknięty, ale ustaliliśmy, że wyjdziemy gdzieś razem, tylko jeszcze musi parę osób odhaczyć. Pilnowałam i przypominałam mu o tych, którzy podeszli do nas jakoś w międzyczasie. Dziewczyna wróciła po raz trzeci, tym razem chcąc dedykację w notesie. Precedens, ciekawe! Tylko o ile ona dyktowała mu to, co ma napisać, o tyle ja dałam mu tylko mój pamiętnik i długopis.
I szczerze ta notka jest prawie tak piękna, jak list od mojego przyszłego chłopaka. Your appearance made this conference a happy place to be for me. OMG.
Nocne Sheffield
Tu jeszcze siku, tu jeszcze pogadać z kimśtam, a obsługa kina próbuje nas coraz mocniej wyrzucić. Ja w międzyczasie sprawdzam na telefonie, które puby w okolicy są otwarte i gdzie się kierować po wyjściu. Już nawet przeszliśmy przez próg, gdy kolejna osoba go zagadała! Była wtedy 23:40, pamiętam, bo próbowałam zadzwonić do Lwa, zameldować się że żyję. Simon rozmawiał z babeczką o jakimś jej filmie, który można zobaczyć na vimeo. Na szczęście po kilku minutach ją zbył rzucając „We can talk tomorrow, now I have to go and grab a beer with my friend„. To dopiero awans!
Sporo pubów zamykało się po północy, liczyliśmy więc na to, że gdzieś nam dadzą usiąść i pogadać, ale… nie. Dotarliśmy chyba w sześć miejsc i w każdym powiedzieli nam, że jest za późno. Był piątek. Ja naprawdę nie wiem, jak Sheffield, studenckie miasto, może nie serwować piwa dorosłym ludziom o północy!
Ale to nic. Łaziliśmy po nocnym Sheffield, gadając tak, jakbym długo już była w tym świecie. Wspominanie o Adamie, jakby był i moim przyjacielem. Serio, niesamowite. Długie rozmowy o segmentach V/H/S i tym, że o Viral wszyscy chcą zapomnieć.
Na pożegnanie Simon mnie przytulił, kazał zameldować się na Twitterze, jak tylko dotrę jutro do domu. Pytając jeszcze w ostatniej chwili, czy nie chcę wejść z nim do hotelu, żeby sobie podładować telefon.
Do AirBnb dotarłam prawie o 1:30. Cała w skowronkach, cała!
Od wielu lat najpiękniejszą nocą mojego życia była ta, gdy poznałam Innerpartysystem. Gdy wyznałam im miłość przewieszona przez płot klubu Columbia w Berlinie. Gdy Patrick wypowiedział moje imię i przyznał, że pamięta mnie z Twittera. To jednak było o wiele więcej, niż kiedykolwiek mogłabym wyśnić i nigdy tego nie zapomnę.
I tak, ciut ciut szkoda, że 12 października zdetronizuje ten dzień. Ha. Co to będzie za rok?!