Uff.

Z jednej strony chciałabym Wam opowiedzieć wszystko, a z drugiej, może wystarczy, jak powiem, że nadal jestem przeszczęśliwa?

Że…
… udało nam się spotkać i widzieć się codziennie przez tydzień.
… po kilku minutach razem już trzymał moją rękę.
… nie umiałam przestać się uśmiechać. I on też.
… wszystko to było takie naturalne i… proste.

155 dni

Od 10 maja odliczałam dni do 12 października. Pełnych nerwów, stresu, ale i też nadziei. Przerażona i podekscytowana.

Z jednej strony byłam gotowa skakać na główkę, co w sumie też zrobiłam, kończąc swój 11-letni okres narzeczeństwa jeszcze przed spotkaniem z Lwem. Z drugiej strony, do ostatniej chwili miałam wątpliwości, czy będzie na mnie czekał na lotnisku, a to wszystko nie jest po prostu (okrutnym) żartem.

Uff. Jaka to była ulga, jak wreszcie go zobaczyłam! Wpakowałam się do auta, zadzwoniłam do dzieci i taty, zameldować się, że żyję, jestem, mam Lwa ze sobą. A gdy tylko skończyłam rozmawiać on złapał moją rękę. Wiedziałam już, że jest dobrze. I będzie dobrze.

Jego głos był identyczny, on też dokładnie taki, jak się spodziewałam. Choć może…? No dobra, nie spodziewałam się, że ledwo dam radę go przytulić! Taki on duży. Nie gruby, po prostu duży. Wow. Nie spodziewałam się też, że pokocham jego długie włosy. Ani tego, że już drugiego dnia się przytulę i powiem mu na głos, prosto w twarz, że go kocham. Bo kocham. Tak strasznie strasznie bardzo.

Wiem, że nigdy nie czułam tyle, co teraz. Nigdy nie byłam taka wylewna, ani sentymentalna. Nigdy nie czułam potrzeby posiadania fizycznych zdjęć, a fotka partnera na tapecie telefonu była dla mnie szczytem cringe’u. Już nie jest. Już rozumiem. Nigdy wcześniej nie czułam się też taka ładna, a nikt inny nie był przy mnie tak szczęśliwy.

Uff. Uśmiecham się teraz i płaczę, wiedząc, że było warto.


Miesiąc temu wróciłam do domu. Za dwa miesiące będę tam znowu.

niedziela
19.11.2023
1
3

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Coraz czesciej cieszy szczescie innych ludzi – chyba sie starzeje… Fajnie sie czyta – powodzonka na autostradzie milosci ;-)