Vixen

Uwielbiam czasem przeglądać rzeczy zakopane w pamięci komputera czy jak w tym przypadku – serwera. Znalazłam parę starych zdjęć, które byłam pewna, że dawno już bezpowrotnie przepadły, niedaleko leżały też stare szablony blogowe, które robiłam jeszcze w czasach urzędowania na Mylog.pl no i oprócz tego trafiłam na początek opowiadania sprzed ponad czterech lat.

Chcecie przeczytać?


Był piątek. Brzydki, jesienny, pochmurny poranek, witający odgłosem zeschniętych liści spadających całymi setkami z kolorowych drzew. Dźwięk, sam w sobie był dość przyjemny, jakby uspokajający, jednak perspektywa odwiedzenia szkoły i spędzenia w niej nudnych jedenastu godzin powodowała całkowity zanik pozytywnych odczuć. Z weekendu zaczynałam cieszyć się dopiero w drodze ze szkoły.

Cały mój poranek przebiegał mechanicznie, jak każdy w dni 'robocze’. Zerkając na plan schowałam książki i zeszyty do plecaka, naszykowałam sobie ubrania, a czekając na wyjście mojej siostry z łazienki, zrobiłam sobie śniadanie. Jak zawsze.

Pół godziny później wychodziłam z domu, żegnając rodziców jedynie blaszanym 'pa’, wyduszonym ledwie ze śpiącego jeszcze ciała. Spoglądając na telefon zarejestrowałam godzinę, 7:40 i rozglądając się chwilę później zauważyłam Vinca, jak zwykle minimalnie spóźnionego, jednak w dobrym humorze, czego nigdy nie potrafiłam do końca zrozumieć. Przywitaliśmy się i ruszyliśmy w dół drogi, zabierając po drodze jeszcze trzeciego z naszej grupy, Jesse’ego Browna.

Warto nadmienić, że byliśmy niezwykle pilnymi uczniami i wagary nie zdarzały nam się często, więc pytanie, które padło z ust Jesse’ego całkowicie zaskoczyło nie tylko mnie.

– Możemy nie iść do szkoły?

Westchnęłam, pamiętam, myślałam o tym, że ledwie zaczął się rok szkolny, a my już chcemy sobie zabrudzić konto…

– Nie no, dobra, idźmy, widzę miny. Ale mam ostatnio zły humor i muszę odreagować. Śpicie dziś oboje u mnie, rodziców nie będzie, więc będziemy mogli gdzieś wyjść, do jakiegoś pubu, trochę się zrelaksować, dobrze?

Na tą jego propozycję przystaliśmy bez wahania. Wiedzieliśmy od razu, że jeśli nie zrobimy nic głupiego w domu, to nikt nie będzie miał żadnych wątpliwości co do pozwolenia nam na spanie u Jesse’ego, co zdarzało się w zasadzie dość często.

Lekcje wypompowały znów ze mnie całe szczęście dzięki genialnemu sprawdzianowi z geografii, jeszcze z poprzedniego roku. To było wprost niesamowite, jak niewiele na nim napisałam, a cokolwiek napisałam tylko dzięki Jesse’emu. W takich momentach czułam się trochę jak pasożyt, zabierając mu czas, który poświęciłby na uzupełnienie swojego testu, ale on nigdy mi tego nie wypomniał… może przez wzgląd na moje odwdzięczanie się na chemii. Było to bardzo prawdopodobne, jak tak się dłużej zastanawiałam, jednak zawsze głupio się czułam szepcząc mu swoje pytania… Cóż.

Droga powrotna ze szkoły polegała na poprawianiu mi przez chłopaków humoru, dzięki snuciu wielkich planów co do wieczora. Pub, optymalna ilość alkoholu wystarczająca do dostarczenia nam odpowiedniego umysłowego rozluźnienia, przy ograniczeniu wszelkich skutków ubocznych, a później już tylko siedzenie we trójkę i oglądanie przeróżnych horrorów przez kolejne parę godzin, zapewne aż do świtu. Tak, było to niezwykle kuszące, dla wszystkich. Tak dobrze się znaliśmy, że wieczór musiał być idealny z powodu samej atmosfery… Jedynym problemem był wybór Pubu, a braliśmy pod uwagę następujące kryteria:

1) prawdopodobieństwo spotkania jakiegoś znajomego któregokolwiek z rodziców, który mógłby powiedzieć, że tam siedzieliśmy, a przed nami stały tajemniczo wyglądające szklanki,
2) kulturę przebywających tam zazwyczaj gości i za razem ogólną renomę, jakieś niepotrzebne burdy nie leżały nam za bardzo w gustach, oraz
3) odległość od naszej ulicy, bo marznięcie przy powrocie przez całe Frome niezbyt nas interesowało.

Po burzliwej rozmowie zdecydowaliśmy się na lokal przy rogu Cheap Street. Kulturalna, klimatyczna knajpka, niezbyt odległa od naszej ulicy. Idealnie. Państwo Brown wyjeżdżali zaraz po obiedzie, więc umówiliśmy się na piątą u Jesse’ego, z wszystkimi rzeczami niezbędnymi do spędzenia nocy poza domem.

Gdy Jesse odłączył się od nas, skręcając do swojego domu, Vince zatrzymał się i zaczął patrzeć na mnie przenikliwym spojrzeniem jasno szarych oczu.

– Coś jest nie tak? – zapytał, wciąż się we mnie wpatrując. Zaprzeczyłam, choć mój mózg chciał krzyknąć 'tak bardzo chciałabym być twoja!’. Musiało to pozostać tylko w moim umyśle – nasza przyjaźń była zbyt ważna dla mnie, żebym była w stanie zrobić coś, co mogłoby źle na nią wpłynąć.

– Mam wrażenie, że Jesse’ego lubisz bardziej ode mnie, bo to on zazwyczaj potrafi poprawić ci humor… Jedyne co ja mogę to ewentualnie pomagać wam z niemieckim. Głupio mi, że chociaż bym chciał, to u mnie nie ma jak imprezy zrobić czy w ogóle posiedzieć, bo Kevin z Davidem non stop latają i przeszkadzają… – urwał i poczerwieniał. Powiedział więcej niż chciał, odwrócił więc wzrok i powoli ruszył w stronę naszych domów.

'Vince, boję się lubić cię bardziej niż Jesse’ego, bo mógłbyś się czegoś domyślić… tego że cię kocham’, tak by to wyglądało, gdyby był to jakiś beznadziejny, romantyczny film, skończyłby się zapewne jeszcze jakimś romantycznym pocałunkiem. Jasne.

– Vince, ja was obu uwielbiam tak samo. Dziś akurat złożyło się tak, że to Jesse’mu udało się zorganizować nam fajny koniec tygodnia i to z jego specjalności był sprawdzian. Nie wiem dlaczego odebrałeś to w ten sposób. Zależy mi na was obu tak samo, jesteśmy przyjaciółmi we trójkę i chyba nie mamy przed sobą żadnych tajemnic (’poza tą, że cię kocham’). Nie chcę rywalizacji, naprawdę… – mówiłam bardzo nieskładnie, wiem, ale… zupełnie nie wiedziałam co powiedzieć, nie chcąc powiedzieć za dużo.

Skinął głową i stwierdził, że widocznie też potrzebuje odpoczynku, skoro mózg wymyśla mu już takie herezje. Rozbawił mnie, co od razu rozweseliło i jego. W znów poprawionych humorach rozeszliśmy się do swoich domów, przedstawić rodzicom dzisiejsze plany.

Tym razem w domu musiałam być wylewniejsza niż rano, przywitałam więc mamę buziakiem w policzek i pytaniem jak jej minął dzień, na które odpowiedź zawsze była podobna i kończyła się rewanżowym pytaniem 'a jak w szkole?’. Streściłam krótko szkolny dzień, wspominając o sprawdzianie i od razu zgrabnie przechodząc do pytania o wieczór.

– Odrób dzisiaj lekcje i nie ma problemu – usłyszałam pozytywną odpowiedź, podnoszącą niezwykle na duchu.

Krótkie, czułe 'dzięki mamuś’ i odmeldowanie się do swojego fioletowego pokoju, do zadań z matematyki, bo tylko to zadane było na cały, genialnie zapowiadający się weekend.

Obiecałam być grzeczna i wyszłam przed dom. Skierowałam się w stronę końca ulicy, tam gdzie mieszkał Vince. Było dopiero za piętnaście piąta, więc miałam pewność, że jeszcze nie wyszedł.

Pomyślałam, że miło mu się zrobi, jeśli po niego pójdę. Nie chciałam, żeby czuł się gorszy, tym bardziej, że było to absolutnie niezgodne z prawdą.

Zapukałam do pięknych drewnianych drzwi, rozglądając się jednocześnie po pięknym ogrodzie – dumie pani Anieli. Wielu ludzi zazdrościło jej tak ładnie utrzymanego podwórka, równo przystrzyżona zielona trawa, wysokie, ładnie przycięte drzewa i kwiaty, przeróżnych kolorów i gatunków. Westchnęłam akurat w momencie, kiedy w drzwiach stanął Brian – był trzy lata od nas starszy i bardzo podobny do Vinca, z tym, że był ładniej zbudowany. Miał tak samo zniewalające oczy i podobną barwę głosu…

– Cześć Angie, Vince już idzie – przywitał mnie z pogodnym, szerokim uśmiechem. – Wejdź.

Odwzajemniłam uśmiech, przestąpiłam krok do przodu i znalazłam się w stylowym salonie państwa Ship. Niewiele razy tutaj byłam, jednak ten dom urzekał mnie swoim pięknem i tym, jak bardzo domownicy dbali o szczegóły. Było ich w domu sześcioro, pan Henry, pani Aniela, później dwudziestoletni Brian, Vince i dziesięcioletnia para bliźniaków, Kevin i David, o który wcześniej szarooki już wspominał. Nie przeszkadzało to jednak w utrzymaniu w domu porządku… To było zachwycające.

– Och! – usłyszałam westchnienie Vinca, które wyrwało mnie z innego świata i zaraz przeniosło do świata drżenia rąk. – Jakaś zmiana planów nastąpiła? – zapytał, patrząc na mnie przenikliwie, zaskoczony moim przyjściem. Zaprzeczyłam i stwierdziłam, że zrobiłam to, żeby poprawić mu humor. Uśmiechnął się i przytulił mnie do siebie, dziękując mi szeptem. To było złe, jego szept rozpalał moje zmysły, a to nie powinno się dziać, nie powinno.

Pożegnał się z rodzicami, zarzucił plecak na ramię i wyszedł, przepuszczając mnie po dżentelmeńsku przodem przez drzwi.

– Bardzo to było miłe z twojej strony… – powiedział, a ja… byłam w stanie powiedzieć tylko 'nie ma sprawy’. – Pisałem z Jessem, chwilę przed wyjściem. Chyba jednak nie pójdziemy do pubu, dziś jest Gala i chcemy ją bardzo obejrzeć… Planujemy kupić pepsi i Martini i siedzieć przed telewizorem. Zniesiesz to? – zapytał cicho.

Gala, wiedziałam, że może chodzić tylko o wrestling. Lubiłam to, tak jak oni, bo od zawsze oglądaliśmy to razem, więc jak najbardziej ta opcja mi odpowiadała, nie mniej niż wyjście do pubu. Ucieszyłam się, więc mnie zrozumiał. Przed przyjściem do Jesse’ego, w razie co wstąpiliśmy do monopolowego i kupiliśmy wszystko, co potrzebne było do ukochanych przez nas drinków.

Pierwsza walka zaczynała się o ósmej, więc mieliśmy jeszcze naprawdę dużo czasu. Wyszliśmy nad rzekę, porozmawiać o szkole i wszystkim, co tylko wpadnie nam do głów. Zaczął Jesse, mówiąc coś, co zmieniło wszystko…

– Wiecie dlaczego mam ostatnio taki zły humor? Bo patrzę na was… Widzę to, jak na siebie spoglądacie, uśmiechacie się do siebie i sprawiacie pozory, że nic się nie zmieniło od wakacji. Proszę, przestańcie już, to mnie męczy.

Spojrzał na nas, a my na niego. Nie rozumiałam o co mu chodzi i nie byłam w tym jedyna. Czekaliśmy na dalszy ciąg jego dziwnych oskarżeń.

– Jesse, o co ci chodzi?

– Mi o co chodzi? Wy naprawdę tego nie widzicie? Ja to widzę z daleka, ale nie mogę patrzeć jak każde z was się męczy. Vince, przecież ja wiem, że podkochujesz się w Angie i to z wzajemnością. Znacie się tyle, a nie widzieliście tego, czy tylko udawaliście, ja naprawdę nie wiem… Jedno na drugie patrzy ukradkiem, wasze ciała inaczej na siebie reagują, inaczej ze sobą rozmawiacie niż ze mną… To widać. Powiedzcie sobie wszystko, wyjaśnijcie, wtedy będę szczęśliwy.

Spojrzeliśmy na siebie, choć wiedziałam, że oboje baliśmy się tego. W oczach oboje mieliśmy jedno i to samo pytanie: 'naprawdę?’. Przymknęłam na chwilę powieki, a po policzkach zaczęły spływać mi łzy. Podszedł, spojrzał na mnie z bliska i tak wciąż wpatrując mi się prosto w źrenice, zaczął wycierać mi je kciukami.

To była dziwna sytuacja. Jesse stwierdził nam, że kochamy siebie nawzajem i żadne z nas nie miało już wątpliwości. Płakałam, jasne, ze szczęścia, nie wierząc, że to naprawdę może się udać. Że ja i on, przyjaźń i miłość.

Jesse nic więcej nie mówił, uśmiechał się tylko do nas obojga, idących powoli za rękę. To był jego cel i został osiągnięty. Sami byśmy tego nie zrobili, bo nie widzieliśmy tego, co on, zbyt zaślepieni chęcią schowania własnych odczuć.

Baliśmy się bliskości, choć widać było, że oboje bardzo jej chcieliśmy. Siedząc na kanapie przytulał mnie mocno do siebie, lekko głaszcząc, przed nami w telewizorze leciała jakaś stara komedia z Louisem de Funes, więc oglądaliśmy ją, śmiejąc się co chwilę. Widziałam, jak Jesse ukradkiem na nas patrzył, ciesząc się tak samo jak my. Nie był zazdrosny, znał nas i wiedział, że nawet jeśli wyniknie z nas coś więcej, to naszej przyjaźni nic nie zniszczy, ani nie ograniczy znacznie czasu, który spędzaliśmy we trójkę. Tyle lat się znaliśmy, że każdemu z nas wydawało się to w obecnej sytuacji absolutnie oczywiste.

Jesse zrobił drinki, Vinci kanapki, a ja ładny nastrój, czyli zapaliłam parę świeczek i małych lampek, pozbywając się głównego, jaskrawego oświetlenia. Wszyscy lubiliśmy takie klimaty, choć zupełnie nie pasowało to do sportu, który mieliśmy w planach oglądać przez najbliższe cztery godziny.
Gdy wybiła północ, wiedzieliśmy już, że John Cena pokonał DX, a Morrison niestety przegrał z The Mizem. Warto było oglądać… Jednak walki jak dla mnie nie były jedyną przyjemnością…

poniedziałek
24.03.2014
0
0

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *