The Completist w praktyce

Nie mówcie, że się nie spodziewaliście, że faktycznie je kupię. Bo kupiłam. Kartkę i dzienny kalendarz. O ile dla kartki mam konkretne zastosowanie, o tyle planner mam tylko po to, żeby sprawdzić papier i kiedyś go zużyć.

Tak, całe szczęście, że nie ma on wpisanych dat – mogę go użyć dopiero np. za 3 lata. Ufff.

Po pierwsze: to nie jest moja wymarzona okładka. Ani układ. Zdecydowanie bardziej podobały mi się te tygodniowe i trochę bardziej kolorowe.

Po drugie: mam już kalendarz na ten rok. Leuchtturma, z kolumnowym tygodniowym układem.

Na swoje usprawiedliwienie jednak, irlandzki sklep Fold & Seal miał ostatni dzień promocji na dzienniki, a ja nie mogłam się doczekać, żeby sprawdzić produkty The Completist. Więc, oto i on.

Układ

To co widzicie to dzienny układ ich kalendarza. Na stronach przedzielonych na pół twórcy założyli, że będzie weekend.

Na pełnych dniach znajdziemy:

Czy ten układ ma sens? Nie wiem czy oddzielanie notatek od zadań to specjalnie dobre rozwiązanie, ale kto wie. Miejsca jest całkiem sporo, choć wiadomo, że wrzucanie wszystkiego w ramki nie pozwala nam na wykorzystanie tej przestrzeni maksymalnie.

(Dla porównania, tu macie rozkładówki z tygodniowej wersji ich plannerów:)

Mój „styl” planowania dużo bardziej wpasowuje się w takie układy, nie wspominając już o tym, że nie ma beznadziejnych przerw.

Jakość wykonania

Okładka jest sztywna, papier biały. Proste cięcia może nie wyglądają „premium”, ale mają swój urok.

Jeśli zastanawiacie się nad papierem, to powiem Wam, że znosi naprawdę dużo. Sprawdziłam długopis, cienkopisy żelowe z Pilota, pióro z czerwonym atramentem, mazak oraz marker permanentny. Czyli to, czego normalni ludzie mogą chcieć używać w dzienniku.

Kilka warstw pióra dało lekki efekt ghostingu, ale żeby przebiło, musiałabym się dużo mocniej postarać. Permanentny marker przebił na 3 kolejne strony, więc tych zdecydowanie unikajcie. Do codziennego użytku nadaje się jednak idealnie. Pióro, długopisy, cienkopisy – wszystko ładnie trzyma się konkretnej strony. Papier jest dość szorstki, a z atramentu nie robią się pajączki.

Cena

Tutaj chyba największy problem. Cena The Completist w oficjalnym sklepie to 35 funtów za format A5. 20 funtów trzeba zapłacić za wersję tygodniową A5, a A6 z tym układem to 12.50. Nie jest tak źle. Ale. Wysyłka jest dość droga.

35 funtów notatnik + 8 za wysyłkę. Mnie to trochę odepchnęło.

Nie ma ich na Amazonie, ciężko znaleźć w innych sklepach. Najlepiej chyba, zamawiając do Polski, byłoby rozglądać się tu, w The Journal Shop, gdzie aktualnie żaden ich planner/notatnik nie znajduje się na stanie. Koszt wysyłki z oficjalnego sklepu rośnie wraz z zamówieniem, więc nawet większe zamówienie nie ma za dużego sensu.

A szkoda.

Podsumowanie

Raczej-wysoka cena, papier wysokiej jakości i absolutnie urocze okładki. Pokusiłabym się nawet o powiedzenie, że są „trendy” i chyba wpasowują się w styl brutalizmu, jak mój blog aktualnie. Proste kształty, krzykliwe kolory!

Jeśli uda Wam się znaleźć sensowną promocję, albo macie znajomego w Londynie, który mógłby Wam te cuda odebrać i wysłać – nie wahajcie się zbyt długo.

Mój na razie będzie leżał, jeszcze trochę. Mam na szczęście sporo czasu, by dorosnąć do tego układu, skoro nie ma w nim dat. Uff!

poniedziałek
01.06.2020
2
2

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Ja ogólnie nie przepadam za gotowymi planerami. Tutaj jest zdecydowanie za dużo miesjca na każdy dzień – nawet nie wiem, czym miałabym go wypełnić. Może jednak przydałby się jakiemuś menedżerowi, ktoś kto żyje spotkaniami biznesowymi i musi dokładnie rozplanować cały dzień?

Co najwyżej bym to widziała w Time Boxingu, kiedy przypisuję sobie między 9 a 18 nad czym siedzę w pracy. Albo coś jak odwrócona lista zadań, kiedy PO wpisuję co robiłam – takie ja w ogóle widzę zastosowanie dla tych z rozpisaniem godzin pionowo.

Ten tygodniowy układ o wiele lepszy niestety.