Andreas Pflüger — „Raz na zawsze” (Recenzja książki)

„Raz na zawsze” to jedna z tych powieści, które już od pierwszych stron wyróżniają się na tle typowych przedstawicieli gatunku.

Po pierwsze, główną bohaterką jest kobieta, Jenny Aaron, do której wszyscy zwracają się po nazwisku, więc przy pierwszych stronach trzeba się przestawić.

Po drugie, już na samym początku historii, nasza bohaterka traci wzrok. Jest więc niewidomą policjantką, która do tego stopnia wytrenowała swoje pozostałe zmysły, że większość ludzi nie zauważa jej ułomności.

Fabuła

Bazę już znacie. Jenny Aaron, córka swojego ojca-policjanta, która chce, żeby koledzy postrzegali ją jako coś więcej, jako nią samą, Jenny, a nie tylko znane i szanowane nazwisko.

Historia momentami przypominała mi Czerwonego Smoka, czyli pierwszą powieść o Hannibalu Lecterze. Szczególnie w scenach, gdy prowadziła psychologiczną grę z jednym z więźniów.

Strony książki przeładowane są akcją, napisane przez autora pół tysiąca słów to tylko kilka dni w świecie naszych bohaterów, chociaż oczywiście nie brak wspomnień z wcześniejszych okresów.

Ogólnie

Podobało mi się, choć czasami się gubiłam. Na pierwszych stronach była to oczywiście Aaron, którą ciężko było mi wbić sobie do głowy. Później kilka razy musiałam się wracać, żeby posegregować fakty.

Czy mam się do czego przyczepić? Może troszkę. Są to moje prywatne upierdliwości, spowodowane faktem, że uwielbiam literaturę w klimatach militarnych, typu Andy McNab czy Mark Owen.

W kryminale czy thrillerze nie oczekuję informacji na temat broni. Szczególnie, jeśli jej model jest nam wciskany w twarz co chwilę dosłownie. To mój problem z wieloma powieściami z tego gatunku. Przy Owenie naprawdę chcę wiedzieć, jaki zestaw dodatków miał bohater na swoim HK416, ale w przypadku typowej policyjnej broni, jest to trochę przerost formy nad treścią.

Druga sprawa. Jakoś po obejrzeniu Snajpera, zaczęłam czytać o Chrisie Kyle’u i rekordach w strzałach z karabinów snajperskich. Jeśli chodzi o śmiertelne strzały, to takich powyżej dwóch kilometrów jest jedynie garstka. I wiecie co? Przyjaciel głównej bohaterki jest właśni jednym z takich specjalistów. Wiem, że to się może zdarzyć, ale tak szczerze? No nie, do mnie to nie trafiło.

P.S. czy Was też nudzą szczegółowe opisy walk wręcz? Bo mnie bardzo, a to teraz standard, opisywać wszystko krok po kroku.


Najważniejsze jednak jest to, że to ciekawa lektura. Stron ma sporo, ale gdy przekroczycie połowę, to już nie będziecie potrafili się oderwać. Nie jest to powieść wybitna, ale zdecydowanie lepsza niż spora część, z którą miałam do czynienia. Odstaje od standardów i to jest bardzo dobre.

#15. Raz na zawsze

#15. Raz na zawsze

Autor: Andreas Pflüger
4/5
Rok wydania: 2016
Liczba stron: 500
Przeczytane: 15.07.2016
wtorek
09.08.2016
11
0

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zabrzmiało ciekawie :)
A co do opisów broni – najlepiej chyba one wyszły Magdalenie Kozik w serii „Nocarz”, czyli coś o polskich wampirach w grupach specjalnych :)
Opisy walk? Tylko Sapkowski! Nikt i nic więcej :D

Kozak czytałam, ale Łzy Diabła. Generalnie w sumie były dość sensowne, mocno intrygujące, chociaż nie do końca mi grały – w sensie, spodziewałam się czegoś innego. Ale fakt, że opisy miała lepsze niż konkurencja. Wtedy dla porównania miałam tylko NAPRAWDĘ dobre opisy, więc to gorzej wypadało.

Sapkowskiego nie czytałam :D ale póki co mnie żadne opisy walk nie porwały.

Sięgnij po Nocarza koniecznie! Spodoba Ci się :D
A walki u Sapkowskiego. Tego nie da się opisać. To trzeba przeczytać samemu. I poczuć :)

Jest w Legimi, więc jak po drugiej książce Owena zatęsknię za militariami, to pewnie sięgnę po to ;) Dzięki.

„przeciągnięte” opisy nużą, brakuje dynamiki, wprowadzają w stan uśpienia – tak piszą nudziarze. Lubię opisy – historie – czytam z zapartym tchem, dialogi przeszkadzają wtedy – tak pisać potrafi niewielu.

Kryminalne zagadaki mają to do siebie, że często trzeba nawet w trakcie czytania wszystko sobie na nowo układać. Ale to jedne z nielicznych książek które skłaniają mnie do myślenia. Z kolei standardowe opisy akcji są czymś co mnie do książki od razu zniechęca.

To chyba stare kryminały, bo nowe to już mocno straciły całą tajemnicę :( i bardzo często główny czarny charakter poznajemy przed piątym rozdziałem – zupełnie mi się ten trend nie podoba.

Te klasyczne są fajne, w sensie, Sherlock ;) tam to działa tak jak trzeba. A teraz ciężko znaleźć coś naprawdę dobrego, takiego wiesz, że zrobię „łaaaał” i powiem, że się nie spodziewałam.