Artur K. Dormann – „Co zdarzyło się w Lake Falls” (Recenzja książki)

#RandomoweKsiążki to czasem dobro, częściej zło. Co zdarzyło się w Lake Falls to jeden z gorszych koszmarów, na które „udało mi się” trafić. Łudziłam się do ostatniej strony, że może, mimo wszystko, zakończenie będzie warte męczarni, jak to było przy Martwy Punkt, ale nie…

Fabuła

Jest sobie Vic, rozwódka, pani lekarz, samotnie wychowująca chorą na raka córkę. Glejak jest nieuleczany, nieoperowalny i w sumie jedynym, co pozostało matce, to czekanie na śmierć córki. Zapowiada się smutna historia.

Dodajmy do tego jeszcze fakt, że przeprowadziły się one do Lake Falls, jakiejś wioski pośrodku niczego, która ma za chwilę zniknąć z powierzchni ziemi, a dokładnie rzecz biorąc: dolina, w której znajduje się miasteczko, ma być wkrótce zalana wodą.

Na dokładkę mamy bardzo bogatego byłego męża (dzięki któremu nasza Vic nie musi się martwić o pieniądze, wystarczy, że zadzwoni do męża mówiąc, że potrzebuje na „już” przelew z sześcioma zerami) i wampira (!), który oferuje całkiem ciekawy układ naszej bohaterce, stając się obok Vic główną postacią w tym koszmarze.


Sama fabuła skupia się na tym, że wampir proponuje Vic umowę: pozwoli jej pobierać i badać swoją krew, tak, aby na jej podstawie stworzyła lek dla swojej córki, w zamian za to, że ona po wszystkim uwolni jego braci.

Bohaterowie

Jak już wiemy, Vic. Jest okropną postacią. Głupią, naprawdę głupią, niezdecydowaną, pustą, niestabilną i nieogarniętą kobietą. Choć autor twierdzi zupełnie co innego i na kartach powieści opowiada nam, jaka to ona jest odważna, jak wszyscy uważają ją za wzór, za praworządną kobietę godną naśladowania, przed którą powinny klękać narody.

Obcy, czyli nasz Wampir, miał jakieś imię, którego już nawet nie pamiętam, brawo ja. Oficjalnie udaje psychologa, mieszka z naszą bohaterką i jej dzieckiem w domu. Z Vic dzielą łazienkę, z czasem więcej.
Ogólnie nie jest taki zły, w sensie, okej, widzę w nim pewnego siebie samca alfa, który nie przywykł do odtrącenia, logiczne, skoro jest super-przystojny, pachnie wanilią i jeszcze ma jakieś hipnotyczne zdolności.

Kat to córka, ta śmiertelnie chora, ma około osiem lat i w sumie niewiele jej tutaj.

Z ciekawostek odnośnie bohaterów, większość z nich ma krótkie imiona, albo długie przy których używa się krótkich form, jak właśnie Vic od Victoria, Ben od Benjamin, Eve, Kat, Jane… Nie wiem, czy autorowi zabrakło pomysłów, czy to przypadek, ale moją uwagę przykuło od razu.

Ogólnie

Co zdarzyło się w Lake Falls jest jedną z tych historii, które zaczynają się na końcu. Rozpoczynająca scena, to Vic w aucie z Jonathanem (tak, jedyny człowiek z długim imieniem, pewnie dlatego, że jest z tych dobrych), opuszczająca miasteczko. Dopiero później cofamy się te kilka miesięcy, żeby poznać wydarzenia, które doprowadziły do tego momentu.

A akcja w książce tak faktycznie, urywa się sporo wcześniej. I sama ta końcówka, ojejku. Powinna być emocjonująca, a nie była. Nawet nie wiem, jak autorowi udało się to osiągnąć. Same wydarzenia powinny sprawić, że chociaż wstrzymamy oddech, jednak… wszystko było jakieś takie przewidywalne. Przynajmniej na tym etapie.

Koszmary

Scena łóżkowa tutaj to jeden z najbardziej bezsensownych opisów tego typu, jakie zdarzyło mi się przeczytać w całym swoim życiu. Nie było tego zbyt wiele oczywiście, bo nie czytam romansideł, tylko głównie thrillery, ale nadal. Cholera, to było straszne.

Sama scena rozpoczyna się tym, że Vic siedzi na jakimś krześle, patrzy się na swoje stopy, a Obcy przewierca ją jakimśtam spojrzeniem. Cudowne. Skoro na niego nie patrzy, to skąd może wiedzieć, jak on się na nią patrzy?

Dalej mamy fantastyczne opisy jej przeżyć wewnętrznych, burzliwych jak walka dobra ze złem, kiedy rozpuszcza się w rozkoszy, jednocześnie jęcząc, że będzie potępiona. Że nie tak powinna się zachowywać matka chorego dziecka. A potem, że tak jej tego brakowało, a on był taki idealny.

Z niecierpliwością czekam, aż kiedyś trafię na rozczarowującą scenę łóżkową. Kiedy on nie doszedł, albo ona. Że było fajnie, ale czegoś zabrakło. Tylko nie w komediowym wydaniu, bo tam pewnie by się znalazło, tylko tak… realistycznie? Ale to już inna historia.

Czytając tę powieść miałam wrażenie, że pan Wampir się z naszej bohaterki nabija, na każdym kroku. Ma ją za zdesperowaną, aseksualną matkę, kobietę zbyt słabą, żeby potrafiła chociaż o siebie zadbać. Upartą, możliwe, ale nierozgarniętą, która wkurzyć się potrafi o byle co, by potem bez powodu jej przeszło. Tak też przedstawia nam ją autor, jako kobietę, której nawet się nie da lubić. I w sumie nawet, gdyby była facetem, to nie robiłoby to różnicy.

A potem, nagle, się okazuje, że Wampir się w niej zakochał i tak to jej pokazuje. Puknęłam się w głowę kilka razy, jeszcze więcej razy chciałam rzucać telefonem, uwierzcie – byłam blisko tego punktu.

Jeśli autor uważa, że tak powinien wyglądać podryw, że takie są relacje, między dwójką ludzi, która na siebie leci, to chyba żyjemy na innych planetach. I jasne, wiem, że jest różnica między chamskim podrywem, a powiedzmy… romantycznym? Ale ślinienie się do każdej napotkanej kobiety, wieczne kłótnie między nimi, dosłownie o nic, wrogie nastawienie… to dla mnie nie brzmi jak wielka wieczna miłość, o której czytamy na końcowych stronach.


To pierwsza książka, którą faktycznie prawie porzuciłam. Tak malutko mi brakowało! Wlokła się niemiłosiernie, gdy zostało mi sto stron, wiedziałam już, że i skończy się w jakiś debilny sposób. Co ciekawe, nie spodziewałam się, że aż tak – jakim trzeba być geniuszem, żeby nie połączyć scen z początku i końca?

Rok się kończy, miejmy nadzieję, że nie spotkam już w tym roku nic równie strasznego.

#34. Co zdarzyło się w Lake Falls

#34. Co zdarzyło się w Lake Falls

Autor: Artur K. Dormann
0.5/5
Liczba stron: 400
Przeczytane: 4.11.2017
poniedziałek
13.11.2017
0
2

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *