Już nawet nie liczę…

Przed nami kolejna przeprowadzka. Już tak zaraz. W piątek. Choć większość mebli pojawi się dopiero za dwa tygodnie. Jajć!

Będzie śmiesznie.

Dalej zostajemy w tym samym mieście, nawet w tej samej dzielnicy. Wyprowadzamy się, bo po prostu musimy, bo prywatne życie właściciela domu weszło nam w paradę i nikt nic nie poradzi.

Dzieci nie zmieniają szkoły, ja nie zmieniam pracy. Ba, nie zmieniam nawet autobusu, którym będę dojeżdżać do pracy, jak już świat wróci do normy.

Trochę jestem podekscytowana. Mamy mieć lepszy internet, będziemy mieć nowe meble. W końcu zobaczę, jak wygląda dwuosobowe łóżko z nowym materacem! Małe radości, wiecie.

Będę mieć kubki pod kolor talerzy i czarne sztućce! I krzesełko do komputera, takie lepsze niż przyniesione z jadalni.

Mam nadzieję, że nasze dmuchane materace przyjdą w piątek. Bo potem w Irlandii jest długi weekend…

To który to już dom?

wtorek
28.04.2020
2
1

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Przeprowadzki wchodzą w krew. Myśmy się tym pięknym kraju przenosili chyba już z 14 razy. Z czego dwie ostatnie przeprowadzki „na swoje” (a de facto na bankowe).

Szybszy internet to już wystarczający powód, żeby przenieść klamoty. Kłopoty obecnego landlorda to tylko wymówka ;)