Już czerwiec?

Oj misie. Trochę muszę (znowu!) przemyśleć tego bloga. W sensie, aktualnie najbardziej to mam ochotę tu pisać raz na kilka dni, powiedzieć Wam co u mnie, co przeczytałam, co obejrzałam, bez głębszych wynurzeń. Może uda mi się wtedy wbić w jakiś sensowny rytm klepania w klawiaturze czegoś innego niż kodu. Może być?

Co u mnie?

Dalej pracuję. I coraz bardziej się cieszę ze swojej pracy. Minęły już 3 miesiące i dalej rzygam tęczą. Chociaż czasem nie chce mi się wstać rano, szczególnie jeśli z jakiegoś powodu nie zasnęłam koło północy, to i tak jak wchodzę do biura zaczynam się uśmiechać.

Wciąż jestem w szoku, że to przyszło tak naturalnie, ale to w sumie kwestia dziesiątek małych rzeczy. Na pracowym komputerze mam tapetę z Battlefielda, wszystkie programy, na których pracuję od lat, i tak, mam nawet Winampa, w którym aktualnie zapętlam kupioną płytę Hatari. Dalej czasem bawię się WordPressem i bawię się wektorami. Adobe XD rozkochał mnie w sobie totalnie, choć jeszcze kilka miesięcy temu nie potrafiłam go zrozumieć. Poza rysowaniem mnóstwo czasu spędzam w CSS-ie, wyciskając ile się da ze stron opartych o bootstrap.

W pracy mnie dalej lubią. To też ważne. Zabrałam nawet firmowe PS4, żeby grać z kumplami w Apex Legends. Więc wiecie, jest poważnie.

Kulturove

Nie wiem jak Wy, ale ja nie umiałam się powstrzymać od patrzenia chociaż jednym okiem na finał Eurowizji. Chociaż totalnie nie pamiętam już piosenki kraju, który wygrał, to Hatari spodobało mi się straszliwie. Do tego stopnia, że prawie nic innego nie zapętlam od miesiąca z kawałkiem, kupiłam płytę i najprawdopodobniej wybieram się na ich koncert za dwa miesiące. No i mam ich na tapecie w telefonie.

Serialowo?

Obejrzeliśmy nowe Black Mirror i tylko ostatni odcinek jest dobry. Pierwszy odcinek to znowu jednokolorowa paćka jak San Junipero, która nie ma nic wspólnego z ideą „starego” Black Mirror.

Good Omens to kolejny świetny serial na podstawie twórczości Neila Gaimana. Tennant w głównej roli to wisienka na torcie, która ucieszy wszystkich fanów Doctora Who.

Idąc dalej po Amazonie, widzieliśmy Homecoming z Julią Roberts. Dalej nie wiem co myśleć. Realizacja genialna, ale fabularnie… to chyba nie było wystarczająco dużo treści na tyle odcinków.

Rozgrzebałam trzeci sezon Slashera, ale jeszcze nie skończyłam. Jest krwawo i strasznie intensywnie. Chyba trochę nauczyłam się na błędach i nie łykam wszystkiego na raz, by potem przez 11 miesięcy płakać nad niedoborem dobrych seriali horrorów.

Tak jak chyba wszyscy, zobaczyliśmy Czarnobyl. Genialny, bez dwóch zdań. Korzystając z subskrypcji HBO GO, nadrabiamy też Ostre Przedmioty.

W najbliższych planach mamy drugi sezon Happy!, najbardziej niedorzecznego serialu Syfy.

Filmowo

Wiedzieliście, że Detektyw Pikachu to serio fajny film? Napakowany akcją, zabawny, dobry i dla dzieciaków i dla dorosłych.

Film o Tedzie Bundym wylądował u mnie w dniu premiery na VOD-zie, więc nie zwlekałam zbyt długo. Bardzo ciekawy portret, ciekawa perspektywa, gdzie bardziej skupiamy się na człowieku, zamiast na jego zbrodniach.

Mówiąc o mordercach, Summer of 84 to dobry niszowy horrorek, któremu nic nie brakuje. Jest intryga, chwytliwe hasło z plakatu i obsada, która nie zawodzi. No i muzyka. Bo dobry horror to ten z dobrą muzyką.

Książkowo

Tak bardzo nie mam czasu zajmować się blogiem, że nawet nie mam podstrony z książkami na ten rok. A zajmuje to kilkanaście minut. Uzupełniam je jednak na Goodreads, gdzie na szczęście licznik pokazuje, że jestem na dobrej drodze by przeczytać planowaną liczbę książek. Pełną listę znajdziecie tutaj.

Z odkryć na uwagę zasługuje seria Hello Neighbor, która jest prequelem wydarzeń z gry. Oprócz tego jest też strasznie ciekawą historią dla młodzieży i dorosłych.

Aktualnie rozgrzebanych mam trochę za dużo książek, ale staram się je pozamykać. Na wzmiankę najbardziej zasługuje The History of Cannibalism, wypożyczone z biblioteki, które powoduje spore zamieszanie w komunikacji miejskiej.

Fajne rzeczy

Bawię się w Huel, bawię się w Sneaka. Mam też bransoletki z Zox. Widzicie, ile daje klikanie po reklamach na Facebooku? Nie żałuję.

Bransoletki są cudowne, Sneak też, a Huel, no cóż, od ponad miesiąca służy mi za jedzenie w pracy. I działa. Byłam oddać krew z wysoką hemoglobiną. Ha!

Poza tym, to niedługo wreszcie pokażemy Wam podcast. I bloga, gdzie będę pisać o designie. W planach mam wersję po polsku i po angielsku, więc… będzie się działo!


Poopowiadajcie mi co u Was!

sobota
15.06.2019
4
2

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

no to git.
ad pierwszy akapid -> musisz czy chcesz? bo jak nie chcesz to nie musisz… A jeśli nie możesz uniknąć to zmień powód/motywację ( A. Marinina «Закон трёх отрецанний»)

A ja walczę z czarnym słońcem i uczę się /odświeżam język rosyjski.

Nie no, tak muszę w sensie, że chcę. Że powinnam, sama sobie narzucając te powinność.

Czarne słońce?
Nigdy nic nie miałam do czynienia z rosyjskim, ale w sumie widzę, że to dość popularny „kierunek” :D tak uczenie się dla samego uczenia, czy coś byś tam z Rosją i innymi krajami z rosyjskim chciał mieć do czynienia?

po rosyjsku zacząłem po prostu czytać książki, po jakimś czasie zacząłem powoli przestawiać blogaska na ten język, żeby do pasywnej umiejętności dodać też aktywną. motywacją jest głównie literatura (sporo popularnych rzeczy nie zostało przetłumaczonych, bo powstały po 1990r w czasach, gdy się cała Polska obraziła na wszystko cyrylicą pisane) oraz chęć penetracji .RU.netu. A także wakacje na Białorusi. Ale głównie to książki, w tym niedostępne w inny sposób, lub kiepsko przetłumaczone na polski.

Zaś o czarnym słońcu — skrót myślowy: taki nastrój, kiedy nawet w najjaśniejszy dzień słońce świeci tobie na czarno w tej chorobie, że się nie chce chcieć.