Oh wait

Po pierwsze to totalnie nie wiem, jak zatytułować ten wpis. Bo wiecie, to już kolejna przeprowadzka i właśnie przekroczyłam etap liczenia tego na palcach. Do tego jeszcze dochodzi moja nowa praca i to, że nie pisałam tu dwa miesiące. Ugh.

Od początku?

Była sobie zwykła środa, kiedy klikałam po LinkedIn w poszukiwaniu pracy w Irlandii. Bo wiecie, ponad dwa lata tutaj, a ja dalej zarabiałam w złotówkach. Nadszedł czas to zmienić. Zobaczyłam ofertę z pozycją Web Designera, wysłałam CV i na następny dzień dostałam maila z zaproszeniem na rozmowę w piątek. Umówiliśmy się na dwunastą, pogadaliśmy ponad pół godziny i wydawało mi się, że dobrze wypadło. Odpowiedź miałam dostać w połowie następnego tygodnia – czekałam jak na szpilkach.

W poniedziałek rano dostałam maila, czy mogę przyjechać do biura, na drugą rozmowę. Przyjechałam więc do Corku, na inny skraj Irlandii, na rozmowę o pracę. Nerwy? Ogromne. Weszłam do biura podczas przerwy na lunch, programiści siedzieli w pokoju przy długim drewnianym stole i grali w planszówki. Musiałam chwilę poczekać na szefa, więc siedziałam z nimi. Gdy szef skończył, poszliśmy do innego pokoju, gdzie na stole leżało niebieskie PS4 i pudełko pełne kabli. Przez moment zastanawiałam się nawet, czy nie będzie to test praktyczny z podłączania różnych dziwnych rzeczy. Nie był.

Szef powiedział, że zadał mi w sumie wszystkie pytania podczas piątkowej rozmowy i jeśli mi się podoba, to ma dla mnie kontrakt. To była środa. W kolejny wtorek siedziałam już w biurze. Magia! Byłam tam wtedy przez 4 dni – praca od 9:30 do 18. W przerwie wyskakiwałam po jedzenie i poznać miasto. Znalazłam polski sklep, moje ulubione sklepy z grami i Lidla, którego ostatnio widziałam w Polsce, bo w okolicy naszych poprzednich domów go nie było. Wieczorami przeglądałam ogłoszenia o domy i mieszkania, większość ludzi spławiała mnie mówiąc, że jest jeszcze za wcześnie – była połowa marca, a ja chciałam przeprowadzać się w połowie kwietnia, podczas wielkanocnych ferii. Jeden dom z ogłoszenia udało mi się obejrzeć i trzy godziny później był już mój. W sobotę wracając z Corku do domu, miałam już zajebistą pracę i znalazłam nam dom. Czary?! Owszem. W pracy wciąż nie mogą się nadziwić, jak udało mi się znaleźc tu dom w tak krótkim czasie.

View this post on Instagram

🌸

A post shared by Angelika Yzoja Borucka (@yzoja) on

Mamy więc kwiecień, już końcówkę. W Corku mieszkamy prawie dwa tygodnie. Amon zaczyna jutro szkołę, ja do biura latam od zeszłej środy. Pracuję przy biurku, w konkretnych godzinach. Po raz pierwszy. O dziwo jakoś gładko poszło.

Nowy dom jest fajny. Może nie jest idealny i wymaga trochę pracy, ale zielona okolica wynagradza praktycznie wszystko. Ćwierkają ptaszki, nie tylko mewy i kruki. I choć zamiast szumu oceanu mam szum drogi szybkiego ruchu, to nie żałuję. Cork to wielkie miasto, z mnóstwem możliwości. Z kinem, jedzeniem na dowóz i wszystkim w zasięgu komunikacji miejskiej, która kursuje częściej niż raz dziennie. Co ważne, to tu dzieci mogą pójść w przyszłości na studia, a trochę wcześniej Mati może zapisać się do lokalnej drużyny koszykówki. To miejsce, gdzie faktycznie możemy zostać na dłużej, może nawet myśleć o kupnie domu… Ale do tego jeszcze daleko.

Na razie staram się ogarnąć dobę – trochę mi jej brakuje. Wychodzę z domu o 8:40, docieram do biura godzinę później (bo zawsze ucieka mi ten jeden konkretny autobus). W domu jestem o 19. Mam czas, żeby zjeść obiad, posiedzieć z Krzyśkiem i dziećmi, a potem legnąć się do łóżka, by obejrzeć odcinek serialu czy poczytać. Konsolę widuję tylko w weekendy! Możliwe, że trochę się to poprawi, jak już posprzątamy dom, a weekend nie będzie wymagał latania po mieście, żeby pozałatwiać te wszystkie rzeczy, których nie mogę zrobić na tygodniu.

Ojej. Już tak późno! Lecę grać w Borderlandsy. Trzymajcie się i pozdrowienia z zaskakująco słonecznego Corku (padało dopiero 2 dni!).

niedziela
28.04.2019
3
1

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Elegancko! Tu cały czas jest ssanie na fachowców z branży, więc to my wybieramy, nie odwrotnie.

Tylko nie zrób błędu i nie daj się zaciągnąć do Dublina.