Dobrze mi

Dalej brnę w kategorię Pamiętnik z tagiem „dziwne”.

W dużym skrócie — dobrze mi ostatnio.

Znalazłam świetną muzykę. Wreszcie coś, co odświeży trochę moje słuchawki, co dudni mi w uszach codziennie tymi samymi nutami, podrażniając wszystko, od mózgu, po usta (bo śmieję się i śpiewam/krzyczę) i kark oraz ręce, gdzie wskakują ciarki.

Zaczęłam robić coś. Może nie dużo, ale codzienne przysiady już weszły mi w nawyk, a uda przyjemnie bolą. Nie wiem, czy już coś widać, ale czuję się o wiele lepiej. Mniej jem, miewam wreszcie dni, kiedy zostawiam w spokoju zawartość kuchennej szafki obok lodówki. Wypiłam tylko jedną szklankę Pepsi w ciągu ostatniego tygodnia.

Poznałam fajnych ludzi. Może bez przesady, ale pojawiło się w moim życiu kilka istot, które robią mi psychicznie dobrze. Po prostu. Czuję się lepiej sama ze sobą, A fakt, że cała komunikacja jest po angielsku tylko dodatkowo potęguje moją chęć pisania — szczególnie, gdy słyszę od Amerykanów, że nigdy by nie powiedzieli, że angielski to nie jest mój natywny.


Swoją drogą, kilka dni temu stuknęło temu blogowi cztery lata. Nadal nie wiem, czy jestem zadowolona z jego formy i jak co roku zastanawiam się, czy jest dalej sens to ciągnąć, szczególnie, że moje zaniedbywanie ostatnio przechodzi ludzkie pojęcie.

Pracy ostatnio mam pełno. Jest generalnie świetna, choć to już drugi miesiąc pracy nad jednym projektem i trochę się zdążyłam znudzić. Z drugiej, sam flow pracy i ilość godzin, która naprawdę jest potrzebna, to dla mnie coś nowego. Nawet nie mam czasu, żeby ponarzekać na wygląd bloga — rozumiecie więc, ze jest naprawdę źle.

Jak już znajdę chwilę wolną od pracy, co nie zawsze udaje się znaleźć nawet w weekend, to siadam do Battlefielda, bo tęsknię. Szczególnie, że ostatnio nam Microsoft i EA zrobili dzień dziecka i mogę na nowym iksie grać w trzecią część i w Bad Company 2. Nawet nie wyobrażacie sobie, jak bardzo się z tego cieszę. Krzyczałam, piszczałam i nadal mi po prostu dobrze, gdy mogę wskoczyć w mistrza broni (bo wreszcie są ludzie!) czy przyodziać kamizelkę kuloodporną i szaleć na porcie Arica czy innych pięknych mapach, za którymi tęskniłam. To już przecież prawie sześć lat! Nawet teraz jak to piszę, to uśmiecham się jak głupia. Ale dobrze mi! Tak mi dobrze!

A, no i jutro przychodzi Lumia. Za tydzień chyba kupimy drugą, bo oboje się trochę za mocno jaramy jej przyjściem. Dobrze mi, dobrze!

Screenshot.

niedziela
15.01.2017
9
4

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

No i super :) Fajnie, że Ci się wszystko ułożyło po tej przeprowadzce. A bloga zostaw – zawsze miło poczytać co tam u Ciebie w trochę dłuższej formie niż pojedyncze tweety :)

Cały czas nie wiem, bo trochę marzy mi się po angielsku coś więcej niż śmietniczek na tumblrze :D tego co najwyżej porzucę, ale raczej nie skasuję, bo za dużo tu jest fajnych rzeczy (skromność :P), a już i tak dla maila bym opłacała tę domenę.

Cieszę się, że to faktycznie wypaliło z tą przeprowadzką ;) ani pół dnia nie żałowałam (bo w godzinach to mi się zdarzało, ale to dlatego, że tęsknię za Jeepem albo przeklinam, że tu są chujowe żelki :<)