Piosenki, które rozsadzają mój mózg

Może trochę agresywny i mylący tytuł, może? Ale musiał być mocny i zadziorny, tak jak te piosenki, o których będę pisać.
Są to utwory nowe lub stare, różne, czasem elektroniczne, czasem bardziej wpadają w pop, czasem w folk, indie czy po prostu rocka. Łączy je to, że gdy ich słucham na słuchawkach podgłaszam na maksimum skali, tak, żeby każda nuta zrobiła burdel w moim mózgu.

Koncepcja jest taka: piszę ten wpis na żywioł, nie poprawiam. Każdy akapit pisany jest przy opisywanej piosence, po „sesji” tych właśnie piosenek powrzucam jeszcze linki do YouTube’a, żebyście znali kontekst. Powiedzcie, że dobrze to brzmi.


Leviathan – Blitz/Berlin

To taka piosenka odkryta niedawno. Jednak ma w sobie moc. Ma coś co sprawia, że słuchając jej mam ciarki na całym ciele. Nie tylko na rękach czy plecach, aktualnie nawet pojawiły się one na moich udach. Ten utwór nie ma złych momentów. Kocham wokal, kocham perkusję i zaciągające gitary.

Dust Bowl Dance – Mumford and Sons

Mumfordów poznałam kilka miesięcy przed tym, jak zaczął się boom na nich w Polsce. Pewnie odkryłam ich na 101x.com, oczywiście za sprawą Little Lion Man. Słuchawki założone na uszy powodują ciarki w tych samych miejsca co piosenka z poprzedniego akapitu, dodatkowo zagłuszają śpiew, a dosłownie nie mogę się powstrzymać, żeby nie kiwać głową, nie śpiewać i nie tupać nogami.

The Way We Move – Innerpartysystem

Gdy zaczyna się ta piosenka zaczynam mieć wątpliwości, czy aby na pewno powinna się tu znaleźć? Ale już  w 32. sekundzie przestaję mieć wątpliwości. Mam motyle w brzuchu, ciarki na całym ciele, nie tylko na udach, ale na całych nogach. Śpiewam. Gdy pada „baby, come on” zawsze robię dziwne miny i żałuję, że się rozpadli, że nie spojrzę już więcej na nich w komplecie. Nogi mi chodzą, mózg cały wibruje. To ta energia, którą bez dwóch zdań kocham. Elektroniczny posmak w wokalu i każdym z instrumentów. Syntezator i blaszany bas, tak niedoskonały.

Tetragrammaton – The Mars Volta

https://www.youtube.com/watch?v=l1_1VgDVmQo

The Mars Volta to ogólnie zespół, który jest bardzo głośny i drażniący, trzeba mieć dobry dzień, żeby znieść ich na słuchawkach. Wszystko to jednak wybaczam, gdy po minutowym wstępie padają pierwsze słowa. Tell me it’s over. Sto razy krzyczałam, gdy ktoś zaczął gadać dokładnie w tej chwili. Później jest Mars Volta, ciarki są przez kilka momentów jeszcze, ale całe kilkanaście minut zazwyczaj nie wytrzymuję, chociaż tak jak mówię, parę tych bardziej balladowych wstawek sprawiło, że całość zasługuje na miejsce na tej liście.

Sick Sad Little World – Incubus

Parę lat temu miałam fioła na punkcie tego zespołu. Był moim głównym ukochanym, kawałki tekstów lądowały na szablonie mojego bloga i nie było dnia bym nie spotykała ich na słuchawkach czy głośnikach. Ta piosenka to nie jest pierwsza, ani druga, ani dziesiąta, którą poznałam, ale ubóstwiam ją za przecudowną gitarową solówkę w drugiej jej połowie. Solówka ta tak bardzo mi się podoba, że kiedyś wycięłam tylko te kilkanaście sekund (nadal mam ten plik .mp3) i ustawiłam jako dzwonek. Genialne. Wokal jest piękny, tytuł tak samo. Śpiewam i wybijam nogami rytm perkusji.

Structure – Innerpartysystem

Losowe odtwarzanie. Pierwsze parę nut i ciarki pojawiają się wszędzie. Ta piosenka brzmi mi nocą. Gdy zamknę oczy widzę noc i światła miasta, chociaż nie umiem powiedzieć dlaczego. Generalnie cały Innerpartysystem to muzyka, która towarzyszyła mi podczas nocnych spacerów po Katowicach, może to dlatego? Kocham ją śpiewać, kocham głos Patricka i wszystkie instrumenty i ich imitacje w tle. Kocham te przytłumione dźwięki, jakby ktoś nakrył głośnik poduszką i wyostrzył tylko wokal. Kocham.

Passive – A Perfect Circle

Piosenka, która rozpoczęła moją przygodę z mocniejszymi brzmieniami. Przed nią byłam fanką polskiego hip-hopu, jak połowa mojego gimnazjum. eMOTIVe to pierwsza zagraniczna płyta, która zagościła na mojej półce, a wszystko przez film Constantine. Ciarki na karku i tekst na ustach. Wstyd mi trochę, bo gdyby nie Winamp to kompletnie bym o niej zapomniała, jak i o całym Maynardzie, którego w ostatnich latach praktycznie już nie słucham. Nie, nie wiem czemu.

Out of Touch – Innerpartysystem (tak, znowu)

Jak już powinniście wiedzieć, kocham Innerpartysystem i z ręką na sercu o każdej porze dnia i nocy to właśnie ich wskażę jako ten mój ulubiony zespół, ten najlepszy.

Out of Touch to numer, który kocham wspominać. Pomijając już fakt, że kojarzy mi się on z koncertem, z tymi pięknymi kilkunastoma godzinami w Berlinie. Z ich głosem poza sceną, z ich spojrzeniami, tylko na mnie. Oprócz tego miałam tę piosenkę w słuchawkach kiedyś o pierwszej czy drugiej w nocy w Katowicach. Siedziałam na chodniku czekając na autobus i oglądałam miasto. To było takie „inne”. Czułam się bezpiecznie i byłam tak po prostu szczęśliwa, przez parę idealnie skrojonych nut i dźwięków w tle (słyszycie to rytmiczne pikanie?).

Save me now – The Servant

Słowa na ustach już od pierwszych nut, ręka na przycisku odpowiadającym za podgłaśnianie muzyki. Dziwne miny i ciarki na rękach. Czemu ich częściej nie słucham? Kolejny uwielbiany przeze mnie zespół, jeden z niewielu, których płytę posiadam, oczywiście już nieistniejący. Uwielbiam zaciąganie wokalisty, Dana Blacka, kocham takie kwaczące gitary i słodką, delikatną perkusję. Mają niepowtarzalny klimat, naprawdę.

Rude – MAGIC!

Kolejny numer, który mnie zaskoczył. Kocham jego tekst. W oczach mam łzy, na rękach ciarki i znów podśpiewuję. Jednocześnie mi wesoło i smutno. To taka piosenka pozytywna w dźwiękach. Jest w niej spory ładunek emocjonalny, kilogram wspomnień, które na pewno mają ogromny wpływ na moje zachowanie przy niej. Ale nie umiem przełączyć, robię głośniej i po prostu słucham, najlepiej z zamkniętymi oczami.

This Empty Love – Innerpartysystem

I’m in a room, and there is something wrong„. Widzę zadymiony pokój, niebieskie światło z jakiejś małej lampki, ubrania na podłodze i masę rzeczy na szafkach. Pierwszy ich numer, który poznałam. Mam do niego sporo sentymentu. Przez tyle lat nadal nie przestał na mnie działać. Jest taki inny, idealny na noc, znów.

3 Libra’s – A Perfect Circle

Czas się wyciszyć. Piękne skrzypce, wokal Maynarda, wystarczy. „Theme song” mojej powieści. Śpiewam, nogi wybijają rytm.

Believe – Mumford and Sons

Już tu kiedyś pojawiała się ta piosenka, zaraz po tym jak pierwszy raz ją zobaczyłam. Uświadomiła mi, jak bardzo tęskniłam za ich muzyką. Za popfolkiem z naprawdę pięknym wokalem. Za rytmicznym bębnem perkusji i wszystkimi delikatnymi dźwiękami w tle.

I’m not your Boyfriend, Baby – 3oh!3

3oh!3 to zespół, którego w ogóle nie umiem słuchać po cichu. Albo tak głośno, że wszystko się trzęsie, albo wcale. Nie ma półśrodków. To zespół stworzony właśnie do tego, żeby roznosić się głośno i wyraźnie. W każdym razie. Kiedyś, w zamierzchłych czasach (czyli w liceum) miałam telefon, który po ustawieniu piosenki jako dzwonka SMS odtwarzał pierwsze piętnaście sekund. Uwierzcie, to było zawsze fascynujące przeżycie, gdy zapomniałam wyłączyć dźwięków i coś przyszło w trakcie lekcji.

I’m not your boyfriend, baby,
I ain’t your cute little sex toy.

 


 

Dziękuję za uwagę. Miłego weekendu życzę! Podzielicie się piosenkami, które najbardziej Was ruszają?

 

sobota
28.11.2015
12
0

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Raczej bym się zdziwiła, gdyby mi ktoś powiedział, że zna chociaż połowę stąd ;D bo to wygrzebane z Soundtracków do filmów albo piosenki moich ukochanych zespołów, które się w większości nigdy nie wybiły :(

Jest świetna, taka pozytywna. Ogólnie cała płyta ich jest świetna.
Posłuchaj! Daj znać czy coś Ci wpadło w ucho ;) generalnie słucham takich mniej znanych zespołów i spora część muzyki tu pochodzi z filmów/seriali ;)