Scare Me — horror dwojga aktorów
Nawet nie wiem czemu, ale muszę Wam o nim napisać. Scare Me to nowy horror Shuddera, który premierę miał zaledwie 1 października.
Scare Me (2020)
Koncepcja
Dwójka ludzi w domku na odludziu opowiada sobie straszne historie.
Trochę brzmi jak cliché (chociaż ciężko wskazać coś ponad seriale dla nastolatków), a trochę jak horror antologia. Nie mogłam przejść obojętnie.
Jak to wygląda?
Do historii zaglądamy w momencie, gdy główny bohater, Fred, jedzie taksówką do domku na odludziu. Przyleciał z Los Angeles, i choć chciałby się zdrzemnąć, babeczka kierująca taksówka nie ma w planach się zamknąć. Gdy dowiaduje się, że Fred jest pisarzem, zaczyna opowiadać mu swój pomysł na film, który powinien reżyserować James Cam-ron (pisownia z filmu).
Po dotarciu do domku i zostawieniu swoich rzeczy, wybiera się na spacer, gdzie poznaje sąsiadkę — Fanny. Choć ich pierwsze spotkanie nie należy do najpomyślniejszych, gdy przychodzi noc, a w domkach wysiada światło, Fanny odwiedza Freda, bo jednak lepiej siedzieć w dwie osoby, niż w jedną.
Sąsiadka okazuje się dość znaną pisarką, ma na swoim koncie Venus, jeden z najlepszych książkowych horrorów ostatnich lat. Fred zna ją jedynie ze słyszenia, bo sam stwierdził, że nie czyta książek. Skoro więc dwoje horrorowych pisarzy spotyka się pod jednym dachem, postanawiają opowiadać sobie straszne historie, próbując nawzajem się przestraszyć.
Jak to wyszło?
Długo miałam mieszane uczucia. W sumie, chyba nadal mam. A jednak dedykuję mu osobny wpis.
Ten film to w sumie historia dwojga aktorów. Przez całość przewiną się jeszcze dwie postacie, dostawca pizzy i wspomniana już taksówkarka. Fred i Fanny siedzą w ciemnym salonie tego małego drewnianego domku i bez zbyt wielu rekwizytów, operując głównie swoimi ciałami i głosem, opowiadają straszne historie.
Historii jest niewiele, bo są dłuższe. Każde z nich na zmianę opowiada coś, co mogłoby trafić jako kolejny odcinek Opowieści z Krypty. Mamy tu wilkołaki, okrzyknięte przez Fanny jako beznadziejny motyw (z którego Fred się ładnie wybronił), przerażającego dziadka i opętaną przez diabła śpiewającą wschodzącą gwiazdę z małego miasteczka.
Pierwsze pół filmu jest takie-sobie. Historie są całkiem-straszne, dźwięki wydawane przez aktorów niesamowite, a i sama gra, w sensie, wiecie, umiejętności, wyrywają z kapci. Szczególnie, że to nie są znane postacie. Aktorka wcielająca się w rolę Fanny (Aya Cash) gra teraz w The Boys, Stormfront, i jest prawie tą samą postacią. Ale wiecie, widać tu, w Scare Me, tyle sztuki! Tyle artyzmu, umiejętności. Te wszystkie emocje, gra ciałem, głosem (albo i głosami!).
Druga połowa filmu przypomina jakby sztukę alternatywną. Teatr współczesny może? Dzieją się sceny, każda przejaskrawiona, pełna monologów i tylko jednego aktora w kadrze. I to jest magiczne!
I choć może to nie jest najlepszy film, jest w nim to coś, co sprawia, że nie pożałujecie seansu. Pół horror, pół sztuka — Scare Me to intrygująca pozycja dla tych, którzy są w stanie przeboleć powolny początek.