#22. Ring
Autor: Koji Suzuki
Liczba stron: 324
Przeczytane: 13.09.2015
Ring to historia, którą znają prawie wszyscy z filmu, oryginalnej japońskiej wersji bądź z amerykańskiego remake’u, mniejsza część ludzi jednak wie, że opowieść ta najpierw została wydana w formie książki, którą rok przed moim urodzeniem napisał Koji Suzuki.
Film po raz pierwszy obejrzałam naprawdę wiele lat temu, może dziesięć, a może nawet troszkę więcej. Wiem, że mnie przestraszył, że w pierwszej kolejności widziałyśmy z siostrą właśnie oryginał, a dopiero później amerykańską wersję. Pamiętam, że w wakacje przed gimnazjum, wypożyczałyśmy z siostrą i przyjaciółką już Ring 0 na płycie DVD w miejscowej wypożyczalni. Uwielbiałyśmy tę serię.
Po książkę sięgnęłam dopiero teraz, bo zaledwie kilkanaście dni temu dowiedziałam się o jej istnieniu. W ebooku niestety jej nie ma dostępnej, Legimi odpadło więc już na starcie, na szczęście miejska biblioteka wyszła mi na ratunek z jednym egzemplarzem dostępnym do wypożyczenia. Miałam więc ją w rękach dwa dni później (z racji weekendu). Pochłonęło mnie bez reszty, wiecie?
Dawno, naprawdę dawno, nie czytałam czegoś, od czego tak bardzo nie chciałam się odklejać. Pierwsze sześćdziesiąt stron pochłonęłam w jeden dzień, po pięciu dniach było już po wszystkim.
Napięcie budowane na kartach powieści jest idealne, bałam się zamykać oczy. Klimat był odpowiedni, nie brakowało mi tu niczego. Historia jest znana, nie odbiega znacząco od tego co widzimy na ekranie telewizora, choć z drugiej strony, jest parę drastycznych różnic w bardziej szczegółowych kwestiach. Nie psuje to przyjemności z oglądania filmu, nie psuje również przyjemności z zanurzenia się w lekturze, bo choć część scen się zna, to jednak jest wystarczająco ciekawie, by zatrzymać widza bądź czytelnika.
Książka to dla mnie solidna dziewiątka na Lubimy Czytać i maksymalna ilość gwiazdek w moich ocenach na blogu. Jeśli szukacie dobrego horroru na jesienny wieczór lub dwa – szukajcie w bibliotece!
Koji Suzuki napisał więcej książek w tej serii, trzy dokładnie, jednak nie ukazały się one na polskim rynku. Co ciekawe, powstały również dwie azjatyckie kontynuacje dla filmu, Rasen (Ring Spiral) wzorowany na drugiej części książki – Spiral, oraz Ring 2, który wyszedł dla szerszego grona odbiorców i również doczekał się amerykańskiej edycji.
Nie widziałam tego filmu już długo, ponad pięć lat. Zawsze w mojej głowie rysował się jako naprawdę przerażający, jednak seans po przeczytaniu książki trochę mnie zanudził, czemu nie pomogły moje wysokie oczekiwania na podstawie wypaczonych wspomnień z dzieciństwa, gdzie Ring mieszał się z Klątwą, znacznie bardziej przerażającą. Jest to jednak pozycja, po którą warto sięgnąć (wielu ludzi twierdzi, że amerykański Ring z Noami Watts jest o wiele lepszy), szczególnie, że spodoba się ona również ludziom na co dzień stroniących od horrorów – nie jest taki przerażający jak np. najnowsza część Insidious czy Paranormal Activity, więc ludzie ze słabszymi nerwami też mogą cieszyć się tym filmem.
Brak tej książki na Legimi mnie już zniechęciło do czytania, ale może kiedyś sięgnę po nią.
Nic nie ma jego autorstwa w ebookach w oficjalnej dystrybucji, niestety ;( Ja mam 500 metrów do biblioteki, więc miałam alternatywę. Warto było! Wydanie z 1998 roku, nie wznowione „współcześnie” ;(
Też mam blisko do biblioteki, więc pewnie z czasem sprawdzę czy mają.
Zobacz czy mają opac, albo inny system do sprawdzania online ;) to będziesz szybciej wiedział.
Powiem Ci, że Ring – film zrobił na mnie wrażenie. Ten japoński. A o książce dowiedziałam się od Ciebie!
To już, sprawdzaj czy jest w bibliotece ;) wydanie jedyne jest z 1998, więc raczej nówki się już nie dorwie.
To większa szansa, że dostanę:) chociaż mam dwie biblioteki z których korzystam:) i jeszcze mi oddział tej jednej otworzyli tuż za rogiem prawie:) muszę sie zapisać.
Koniecznie ;) ja mam swoją bibliotekę zaraz na końcu ulicy (jakieś 500 metrów), ale się przeprowadzam, więc będę miała trochę dalej ;( ale i tak wystarczająco blisko, żeby się opłacało tam przejść.
Film japoński był rewelacyjny. Dopadłem go gdzieś przypadkiem, latając po kanałach. Wciągnął mnie. Dosłownie. :) Mała odskocznia od hamburgerowej papki i egzaltowanej europejskiej kinematografi. Japońskie kino ma charakterystyczną cechę miłą w odbiorze dla europejczyka. I nie jest to tylko powiew nowości. :)
Tak, są znacznie bardziej klimatyczne. Jestem właśnie w momencie nadrabiania azjatyckich horrorów i szukam jakichś klimatycznych autorów, ale jeszcze nic nie znalazłam konkretnego niestety.
Horrory z Tajlandii też są świetne, np. Shutter widmo. Klątwę w oryginale widziałeś?
Niestety nie. :( Zaledwie kilka miesięcy temu przełamałem się i zacząłem oglądać horrory. Nadrabiam zaległości. Ksiązki to kolejny etap.
Nadrabiaj nadrabiaj, u mnie jest trochę wpisów na temat horrorów, może coś stamtąd Cię zainteresuje. Coś fajnego polecisz? ;)
Książki horrory strasznie ciężko upolować, bo księgarnie/biblioteki mają zazwyczaj w jednym dziale thrillery, kryminały i horrory :(
Korzystam tylko z biblioteki uniwersyteckiej i o zgrozo – tu jest wszystko co ukazało się po polsku. Całkiem ładnie skatalogowane i dostępne.
No to ładnie, tu jest taki blog, który niedawno odkryłam (http://horrorsandscaryshits.blox.pl/html) kręcący się wokół horroru. Jest paskudny, ale jest naprawdę sporo filmów i książek, tych popularnych jak i niszowych, do tego posegregowane na parę kategorii ;)
Dziękuję. Zawitam kiedy rozprawie się z magisterką. Nie chciał bym zostać bohaterem horroru Zaliczenie pod górkę. ;)