#1. Czerwone gardło
Autor: Jo Nesbo
Liczba stron: 424
Przeczytane: 22.01.2016
Brakuje mi tego cyklu.
Styczeń to miesiąc odkrywania nowych seriali, dzięki Netfliksowi, na którym nie ma praktycznie nic z tego co oglądamy w miarę na bieżąco. Większość to pozycje, które musicie poznać!
Książkowo wypadło bardzo słabo (zaliczona w całości tylko jedna pozycja), ale do ukochanych piosenek doszło kilka nowych utworów.
Najbardziej solidnie obstawiona kategoria w tym miesiącu. Z bardzo dobrych wiadomości – nie było złych doświadczeń!
Scream
W pierwszej chwili nie skojarzyłam, że to ten „Krzyk”. Myślałam, że to po prostu będą jakieś odseparowane straszne historie, ale wiecie, ja czytam tylko opis, o ile w ogóle, a zwiastunów nie oglądam w ogóle.
Wsiąkłam. Na razie jest jeden sezon, liczący dość standardowe już dziesięć odcinków i pochłonęłam go w kilka dni. Produkcja MTV, stado aktorów znanych tylko publiczności tego kanału i ich tworów. Dla mnie wszystkie twarze były nowe. Ale to przecież nic złego! W horrorach to jest dobre.
Jest świetnie. Podoba mi się narracja Noela, przeniesienie tej historii do czasów współczesnych, wykorzystanie social-mediów oraz nawiązania do pop-kultury, a w szczególności seriali oglądanych na całym świecie, jak The Walking Dead czy Pretty Little Liars. Genialne! A ta muzyka?!
Jak się to ma do klasycznego Krzyku? Bez bicia przyznaję się, że nie wiem, bo nie oglądałam żadnego z filmów, ale obiecuję nadrobić przed osobną recenzją tego serialu.
How to get away with Murder
To było dobre. Znowu. Bardzo bardzo bardzo dobre. Trochę prawnicze, ale zupełnie w inny sposób jak Suits. To taki thriller w sumie, od którego ciężko się oderwać.
Znane twarze? Powiedzmy. Wes grał w Harrym Potterze, Deana. Ashera będą znać fani Orange is the New Black. Resztę widziałam na ekranie po raz pierwszy i oglądałam ich z przyjemnością. Wszystkich! Największą miłością pałając do Connora i wątku z Olivierem.
Zaskakiwał mnie, wciąż i wciąż. Wpuszczali mnie w maliny wiele razy, och, tego mi było trzeba!
Aktualnie leci drugi sezon, ale chyba poczekam aż wskoczy na Netfliksa. No chyba, że się nie doczekam? Na szczęście zostało jeszcze sporo do odkrywania.
The Residue
Tu. Czekam na drugi sezon, oby opowiedział te wszystkie historie, których mi w tych trzech odcinkach brakowało.
The 100
Post-apo, musieliśmy chociaż zerknąć. Ja osobiście straciłam do tego serialu cierpliwość gdzieś w okolicy siódmego odcinka i nie miałam ochoty wracać. Krzysiek jednak nie wyzbył się jeszcze nadziei i chciał dowiedzieć się jak się dalej rozwinie ta historia. Uf. Całe szczęście!
Drugi sezon jest o wiele lepszy. Pierwszy już wystarczająco intensywnie się kończy, żeby nawet nie chcieć zrobić przerwy przed kolejnym odcinkiem. Jesteśmy w połowie drugiego i jest coraz lepiej.
Bohaterowie są ciekawi. W zasadzie nieznani – najbardziej znana twarz tam to Rozwodnik Gary z serialu Comedy Central, pojawiający się jako mocno epizodyczna postać dopiero w drugim sezonie i Ania, która przewinęła się przez parę odcinków Agents of S.H.I.E.L.D. Clarke mnie wnerwia, oj, strasznie. Finn jest cały czas cudowny, Bellamy dość szybko przestaje wkurzać, a Octavia z pustej lali, jaką wydaje się w pierwszych odcinkach, przeobraża się w jedną z najlepszych postaci.
Fabuła? Jest sobie projekt jak Ascension, czyli latający w przestrzeni kosmicznej (chociaż w niedalekiej odległości od ziemi) statek z ogromną ilością pasażerów, którzy po stuletniej misji mają wrócić na ziemię. W 98 roku wysyłają na Ziemię setkę dzieciaków, które trafiły wcześniej do więzienia, by sprawdziły, czy promieniowanie jest zabójcze. Nie mają ze sobą pożywienia ani leków na dłuższy czas, a ich nadzieją jest dotarcie do Mount Weather, gdzie znajdują się zapasy, które umożliwią im przeżycie. Do sielanki jest jednak bardzo daleko.
The 100 powstało na podstawie trylogii książek napisanej przez Kass Morgan. W Legimi są dwie części, więc lada dzień biorę się za nadrabianie, by skończyć je przed rozpoczęciem sezonu trzeciego.
Patologia po raz drugi. Już nawet pomijając fakt, że Weston tam wygląda i gra cudownie, trochę ponad skalę, to ten film jest naprawdę bardzo bardzo dobry. Fabuła przemawia do mnie w stu procentach, pod kątem wykonania też nie mam uwag, bo wszystko gra.
Jeśli lubicie thrillery z psychologicznym tłem – obejrzyjcie. Jest trochę krwi, ale to nie takie typowe gore. Tylko czy można się było spodziewać tego, że nie będzie krwi i latających organów skoro to film o patologach?
Jo Nesbo – czerwone gardło
Trzecie moje spotkanie z Harrym Holem. Dobre, jak każde poprzednie. Wciąż nie mogę pozbyć się wrażenia, że Nesbo czytał Lumley’a.
Historia jest fajna, dobrze się zapętla, rozwija się w bardzo naturalnym tempie, które nie pozwala odłożyć książki na dłużej.
Dobrze rozpoczęty rok!
Męczę Portret Doriana Greya, zrobiłam kolejne podejście do Metro 2033, a dzieciom na dobranoc czytam Pana Samochodzika, z którym ostatnie spotkanie miałam w podstawówce. Korci mnie, żeby zacząć już Balsamiarkę, 100 i Szyfr. Na półce stoi też parę nowości, takich jak Inwersja, o której nigdy wcześniej nie słyszałam, ale wygląda interesująca, fajnie byłoby też w końcu przeczytać coś Agathy Christie. Takie zaległości!
Fox
Fox to taki gość, którego pierwszy raz usłyszałam gdzieś w polskiej telewizji muzycznej. Jego piosenka Belly of the beast od razu wpadła mi w ucho. O tym, że to Polak dowiedziałam się z teledysku, gdzie na ścianach przyklejone są kawałki gazety, a mi rzuciły się w oczy polskie słowa.
YouTube jednak klękał w tej sprawie, nie podrzucał mi kolejnych utworów, w bibliotece Deezera też nie potrafiłam tego znaleźć, te prawie 5 lat temu.
Kilka dni temu mnie naszło właśnie na tę piosenkę. Wyszukałam w Deezerze, odszukałam konkretną płytę (bo wykonawca przekierowuje nie tam gdzie trzeba) i kliknęłam szary trójkąt. Nie wszystkie utwory z Fox Box wpadły mi w ucho (Noviki po angielsku nie mogę znieść), ale kilka zostało ze mną na dłużej, a zdecydowanym faworytem jest utwór the Bomb z Marią Peszek. Sama Maria nigdy do mnie nie trafiała, ale ten kawałek jest genialny. Nie mogę się przy nim kompletnie skupić, ale nie umiem go też wyłączyć.
Bardzo ubolewam nad faktem, że nie ma tego na YouTube.
Oh Wonder
Utwór znaleziony w Scream. Cudny. Smacznego!
Macie jakieś perełki styczniowe, którymi się ze mną podzielicie?