To jeden z tych dni, kiedy mam totalnie dość wszystkiego. Wyłączyłam Twittera i nie mam ochoty wracać. Muzyka mi nie wchodzi – udało się wreszcie z Innerpartysystem, ale to pierwszy raz, kiedy jakimś cudem nie brzmi mi Landon. To znaczy, dalej jest cudowny, ale nie mogę go słuchać. Podobnie z ostatnio kupioną płytą Sick Puppies.
Ostatnio praca idzie mi dobrze. Po prostu dobrze. Parę fajnych, satysfakcjonujących projektów, na które nawet patrzę z przyjemnością.
Pisanie po angielsku od dłuższego czasu chodzi mi po głowie. W 2015 roku założyłam sobie tumblerka i starałam się pisać na nim codziennie, cokolwiek, dosłownie cokolwiek. Zazwyczaj były to notki do stu słów, ale były. Ćwiczyłam pisanie i to było świetne.
Dla mnie blogi, Twitter czy Facebook to miejsca, które skupiają się na dyskusji, to miejsca, gdzie chodzę zażyć swojej codziennej porcji „rozmów” z ludźmi. Tylko o ile na Twitterze czy Facebooku niczego nie wymagam, o tyle od komentarzy na blogach spodziewam się czegoś więcej.
Są takie momenty, gdy mam ochotę po prostu rzucić tego bloga w cholerę. Czasem wydaje mi się, że chciałabym trafiać do większej publiczności, skoro kilku osobom się to udało.
SeeBlogers to jedna z tych (chyba) corocznych imprez, które odbywają się z udziałem śmietanki całego blogowego środowiska.