
A gdybym tak…
Dziś będzie trochę dziwnie. Ja wiem, tu ogólnie jest dziwnie, ale to będzie coś, o czym ostatnio sporo myślę, totalnie nikt nie wie i chyba nadszedł czas, żeby się wygadać.
Dziś będzie trochę dziwnie. Ja wiem, tu ogólnie jest dziwnie, ale to będzie coś, o czym ostatnio sporo myślę, totalnie nikt nie wie i chyba nadszedł czas, żeby się wygadać.
Mam ochotę popisać sobie głównie o pierdołach, okej? Jest marzec, zaraz najważniejsze święto Irlandczyków – odwołane. W sklepach pustki – nie ma mąki, makaronów, cukru, herbaty i… sosu gravy. O mydle nie mówię – to się skończyło już w zeszłym tygodniu. Ludzie po mieście nie chodzą w maseczkach, o tyle dobrze.
Bardzo długo mnie nie było i w sumie chyba już zapomniałam, jak to jest pisać dłuższe formy. Ostatnie pół roku to głównie praca i większość czasu poza domem. Czasem udaje mi się jeszcze napisać recenzje gier, czy jakieś newsy z tamtego światka.
Oj misie. Trochę muszę (znowu!) przemyśleć tego bloga. W sensie, aktualnie najbardziej to mam ochotę tu pisać raz na kilka dni, powiedzieć Wam co u mnie, co przeczytałam, co obejrzałam, bez głębszych wynurzeń. Może uda mi się wtedy wbić w jakiś sensowny rytm klepania w klawiaturze czegoś innego niż kodu.
Po pierwsze to totalnie nie wiem, jak zatytułować ten wpis. Bo wiecie, to już kolejna przeprowadzka i właśnie przekroczyłam etap liczenia tego na palcach. Do tego jeszcze dochodzi moja nowa praca i to, że nie pisałam tu dwa miesiące. Ugh.
Za dwa tygodnie będziemy już o tej godzinie w Polsce. A za tydzień stuknie nam dwa lata w Irlandii. Zaczął się nowy rok szkolny, kiedy to dwie nasze paskudy wybywają z domu na co najmniej trzy godziny, dając nam chwilę na przypomnienie sobie, jak to było kiedyś nie mieć dzieci. Cicho. Zlatuje momentalnie.