Powiem Wam, że nawet nie wiem jak zatytułować ten wpis. Po pierwsze, większość moich pomysłów jest aktualnie po angielsku (i czasem naprawdę mnie to irytuje), po drugie, wszystko co w miarę dobre, ma milion słów. Bo w kilku słowach się tego po prostu opisać.
…i nawet nie wiem gdzie zacząć. Long story short: zakochałam się i nigdy wcześniej nie byłam aż tak szczęśliwa. Choć to niepoważne i infantylne. I sama dobrze wiem, że z zewnątrz wyglądam na trzynastolatkę, a nie matkę dwójki już-prawie-nastolatków.
Dziś będzie trochę dziwnie. Ja wiem, tu ogólnie jest dziwnie, ale to będzie coś, o czym ostatnio sporo myślę, totalnie nikt nie wie i chyba nadszedł czas, żeby się wygadać.
piątek
28.08.2020
Mam ochotę popisać sobie głównie o pierdołach, okej? Jest marzec, zaraz najważniejsze święto Irlandczyków – odwołane. W sklepach pustki – nie ma mąki, makaronów, cukru, herbaty i… sosu gravy. O mydle nie mówię – to się skończyło już w zeszłym tygodniu. Ludzie po mieście nie chodzą w maseczkach, o tyle dobrze.
Bardzo długo mnie nie było i w sumie chyba już zapomniałam, jak to jest pisać dłuższe formy. Ostatnie pół roku to głównie praca i większość czasu poza domem. Czasem udaje mi się jeszcze napisać recenzje gier, czy jakieś newsy z tamtego światka.
Oj misie. Trochę muszę (znowu!) przemyśleć tego bloga. W sensie, aktualnie najbardziej to mam ochotę tu pisać raz na kilka dni, powiedzieć Wam co u mnie, co przeczytałam, co obejrzałam, bez głębszych wynurzeń. Może uda mi się wtedy wbić w jakiś sensowny rytm klepania w klawiaturze czegoś innego niż kodu.