Przekarmienie

Mam problem i wiem, że nie jestem jedyna.

Coś, co miało nam sprawiać tylko radość, a negatywne emocje wywoływać jedynie w bezpieczny i kontrolowany sposób, coraz częściej wpędza nas w poczucie winy. Żyjemy w ciągłej presji, w niedoczasie, wciąż niezadowoleni z tempa, w jakim przekopujemy się przez „listę zadań”.

Przychodzi dzień, kiedy uświadamiamy sobie, że to nierówna walka. Że nigdy nam się nie uda. Że trzeba pójść na kompromis, gdzieś odpuścić, coś pominąć…

… i to wszystko, przez kupki wstydu.

Lista książek do przeczytania

Nie wiem, jak wygląda to u Was. U mnie taka lista to głównie półka w Legimi. I te kilka książek, które kiedyś kupiłam w sklepie Kindle. I te, które mam na półce. I te sztuki oznaczone na Goodreads jako „do przeczytania” – to głównie książki, do których nie mam dostępu, bo albo dostępne są tylko po polsku w papierze, albo muszę ich poszukać w lokalnej bibliotece.

Półka 2020 w Legimi (kawałek)

W skrócie: jest ich mnóstwo. Chcę dobić do 50 książek rocznie (na razie ledwie mi się udaje przebić 40), a ta lista wciąż się powiększa. W tej chwili mam ponad 100 książek czekających na przeczytanie. To realnie ponad dwa lata! Choć wszyscy wiemy, że w międzyczasie pojawi się jeszcze coś nowego, a innym razem przeczytam coś spoza listy. I w tej chwili już się naprawdę zastanawiam, czy kiedyś mi się uda przeczytać te książki – a chcę.

Filmy? Seriale?

Na rynku jest ich mnóstwo. Wcale nie pomaga Netflix, wypuszczający kilka oryginalnych serii każdego miesiąca, z czego przynajmniej jeden serial po prostu musicie obejrzeć. Kradnie to ile? 10 godzin waszego życia. Podobnie z filmami, choć pochłaniają mniej czasu.

A Netflix to nie wszystko. Jest przecież HBO Go i Amazon Prime. I mnóstwo dobrych seriali, które polecą Wam ludzie na Twitterze czy Facebooku. Te tytuły, o których powie Wam rodzeństwo czy rodzice. Te 2, gdzie reklama akurat trafi faktycznie w Wasz gust. I te klasyki, które od lat musicie nadrobić. I lista rośnie.

Kupka wstydu na Netflixie

Część z seriali pochłoniemy w jeden wieczór. Część rozwleczemy w czasie. Część odłożymy na później. Na ten moment pożegnałam się już z Grą o Tron, Wiedźminem, Stranger Things i jeszcze setką seriali, których po prostu nie obejrzę. Już nawet nie chodzi o to, że nie wpasowują się w mój gust – bo część z nich pewnie by mi się podobała… ale mój mózg mówi „to jest dobre, wszyscy wiedzą, możesz sobie darować, idź odkryj coś, co tylko może być dobre”. Więc oglądam te niszowe rzeczy, 50% to nadal te popularniejsze, ale druga połowa to jakieś odkopane twory, o których mało kto słyszał. Nadal mam mnóstwo do oglądania, choć tu mam wrażenie jakiegoś balansu.

Ale tak. Dalej nie widziałam mnóstwa klasyków… A z Agents of SHIELD jestem 3 sezony w tyle.

Gry

W przeciwieństwie do filmów, seriali czy książek, w gry można grać godzinami. W sensie, o ile to nie jest gra fabularna, którą przechodzi się z punktu A do B, to można w niej spędzać 500 godzin rocznie. Można, naprawdę. I u mnie to nawet więcej niż jeden tytuł.

Pokochałam Apex Legends i PUBG. Żeby znaleźć czas na te gry, kompletnie porzuciłam Battlefielda. Raz na jakiś czas fajnie też zanurzyć się w tytuł, który faktycznie można skończyć.

Moja piękna kuchnia w The Sims 4

Kupka wstydu? Ponad 400 gier w bibliotece Steam i drugie tyle na Xboksie. Powiększający się katalog Xbox Game Pass, za który regularnie płacę i gry rozdawane w Games With Gold. Pociesza mnie jedynie fakt, że część z tych tytułów to kwestia dobrego weekendu – trochę szybciej, niż książka. Ale nie jestem w stanie Wam powiedzieć, jak długo planuję zagrać w Orwell. I nawet ostatnio kupiłam kilka gier, których nawet nie zainstalowałam. Wciąż sobie mówię, że kiedyś zagram!

…w międzyczasie włączając The Sims 4 z kolejnym kupionym dodatkiem.

Puenta jednak…

jest taka, że chyba trzeba realnie podejść do tematu. Zrezygnować z niektórych tytułów na rzecz świętego spokoju. Olać te kilka popularnych tytułów, sięgnąć po coś bardziej w Waszym klimacie. Nie bać się porzucać produkcji, które już od początku Wam gdzieś-tam nie pasują. Czasem znajomi przekonają Was, że jednak warto, a innym razem oszczędzicie kilka godzin.

Sama mam problem z porzucaniem książek – czytam ich mnóstwo naraz, skaczę między tytułami, ale nie odpuszczam sobie nigdy tych już zaczętych. Myślę sobie, że przecież ktoś to wydał, tak? Czyli może straszny początek zostanie nagrodzony intrygującym zakończeniem, które wynagrodzi katusze? Już parę razy tak się zdarzyło.

Bądźcie mądrzejsi ode mnie. Nie lećcie za rekomendacjami znajomych. Nie nakładajcie na siebie presji przez coś, co powinno Was po prostu cieszyć.

Vintage photo created by freepik – www.freepik.com

#30. Martwy Punkt

#30. Martwy Punkt

Autor: Louise Penny
3/5
Rok wydania: 2005
Liczba stron: 424
Przeczytane: 26.11.2015
sobota
21.03.2020
6
0

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Nie chce mi się nawet szacować, na ile czasu mam zapasów książkowych. Ebooków nie liczę, same papierowe. O matko. Jak ja cię rozumiem.

Mi bardzo pomaga to, że powoli odcinam się od Netflixa, a parę miesięcy temu zrezygnowałem z HBO Go. Tego jest po prostu…za dużo. Plus jest tak wiele dobrych filmów, które mogę obejrzeć bez płacenia za nie.

To samo z książkami. Wiem, że bardzo namawiasz do Legimi, chwalisz i w ogóle. Sęk w tym, że pewnie nawet by mi się spodobało, ale znam siebie – słabo by było z korzystaniem z TAKIEGO szerokiego wyboru.

Zdecydowanie czuję się przekarmiony. Staram się więc spowolnić, nie robić kupek wstydu, a zamiast tego na kartce notuję książki, które przeczytałem. Przeczytane, a nie te, które CZEKAJĄ. Bo to jest straszne uczucie, ta świadomość, że wiecznie coś na Ciebie czeka.

A może to tylko ja jakiś taki dziwny jestem..

Ja już nawet zrezygnowałam z Netflixa w pewnym momencie. I następnego dnia zadzwoniła teściowa, czemu Netflix nie działa, bo dzieliliśmy się kontem. Więc teraz znowu mamy… Fajnie mieć wybór, ale tu już tego za wiele. Na szczęście z Netflixem nie ulegam presji i raczej nie oglądam tych turbopopularnych.

Z Legimi – wiesz co, dużo czytam, a raczej sporawo. Więc mam ten unlimited za 33 PLN, czyli w cenie jednej książki, no może dwóch. Możesz mieć najniższy pakiet za 7PLN, 350 stron, czyli jedną książkę.

Wybór jest ogromny, oczywiście, ale tam czytam ile mogę i zdecydowanie nie marnuję tego abonamentu – 80% przeczytanych rocznie książek mam stamtąd. Są nowości i starocie, czytanie na telefonie jest super – dobry balans!

No 7 zł brzmi już dobrze! :) Ale uznałem, że przeczytam to co już mi zalega na półkach, a potem będę się rozglądał za innymi opcjami. To taka chyba też potrzeba oczyszczenia się z tego co nagromadziłem – czytam książkę, a potem ją sprzedaję na OLX (niepodważalna zaleta papierowej książki 😅).

Bardzo nieliczne zachowuję, bo prawie nie czytam więcej niż raz jednej książki.

No ja w papierze mam też coraz mniej. Przeszłam na kolekcjonowanie płyt BD/DVD – wiesz, podczas apokalipsy to rozrywka dla większej ilości osób na raz mimo wszystko 😂

A tak serio, to przy tych naszych ciągłych przeprowadzkach to zdecydowanie za dużo kilogramów. Więc mamy głównie serie ukochane i jakieś pojedyncze nieprzeczytane.

Legimi polecam całym sercem 😁 nawet jak masz czytać jedną książkę w miesiącu, to i tak się opłaca, szczególnie pakiet z limitem. A 7PLN to bardzo mało. No i ebooki są eko ;)