Cognitive Surplus poznałam przypadkiem, jak wszystko w swoim życiu. Kiedy to było? Nie wiem. Trafiłam na ten sklep pewnie z Reddita, skoro moja notatniczkowa społeczność na drugim koncie Twitterowym pytała, co to za firma. Siedzibę mają w Portland, w Oregonie, tym mieście, w którym znajduje się tajemniczy las z Uroczyska, takiej książki dla dzieci.
Przez wiele lat teksty na bloga pisałam w edytorze WordPressa, bo jest całkiem zgrabny i wygodny. Półtora roku temu wreszcie dograłam do środka własne style, więc już na tym etapie wszystkie słowa widziałam w ukochanym foncie – oczywiście Domine.
Przyszły. Kilkadziesiąt minut temu, po pięciu dniach w transporcie z Niemiec (szybko, nie?). Notatniki Nuuna, sztuk sześć.
Okej. Jaram się. Tak strasznie, okropnie. Odkryłam te notatniki już dawno temu. Rok temu przewinęły mi się metaliczne okładki, nie wiedziałam jeszcze, że to Nuuna, bo choć ładne to nie przemówiły do mnie.
Kręciłam się wokół Jottbooków od dłuższego czasu, ale jakoś tak zawsze ostatecznie nie klikałam „dodaj do koszyka”. Aż do teraz, do limitowanej metalicznej edycji na stulecie firmy. W paczce miałam dzisiaj złotego Leuchtturma Medium w kropki, dwa miedziane Jottbooki Medium i dwa srebrne w rozmiarze kieszonkowym, w linie.
Pisanie po angielsku od dłuższego czasu chodzi mi po głowie. W 2015 roku założyłam sobie tumblerka i starałam się pisać na nim codziennie, cokolwiek, dosłownie cokolwiek. Zazwyczaj były to notki do stu słów, ale były. Ćwiczyłam pisanie i to było świetne.