Miałam nie robić, wiecie? A potem jednego dnia trzy osoby mnie spytały, czy będzie. I miało nie być nadal – przygotowałam nawet sensowną wymówkę – totalnie nie wiem, co się dzieje w Polsce w sklepach papierniczych. Wypadłam z obiegu, kompletnie.
Do nowego roku zostało jeszcze trochę czasu i część z Was może się zastanawiać już, jaki kalendarz będzie najlepszy na 2019? Są wybory oczywiste, są mniej oczywiste. Są jakieś perełki, są specjalistyczne kalendarze i są takie, na które moglibyście nigdy nie trafić.
Już mam takie momenty, kiedy patrzę na to moje pudło pełne notatników i myślę sobie, że mam dość. Że wystarczy. Że to, co mam, będę zapisywać przez najbliższe ponad pięć lat, więc mogę się wstrzymać z zakupami.
Kręciłam się wokół Jottbooków od dłuższego czasu, ale jakoś tak zawsze ostatecznie nie klikałam „dodaj do koszyka”. Aż do teraz, do limitowanej metalicznej edycji na stulecie firmy. W paczce miałam dzisiaj złotego Leuchtturma Medium w kropki, dwa miedziane Jottbooki Medium i dwa srebrne w rozmiarze kieszonkowym, w linie.
Już dwa miesiące „bawię się” tym kalendarzem, więc czas najwyższy na recenzję! Nie jest to mój pierwszy produkt Leuchtturma. Trzeci rok z rzędu towarzyszą mi na biurku kalendarze właśnie z tej firmy i za każdym razem sprawdzam kolejny nowy format.