Miałam nie robić, wiecie? A potem jednego dnia trzy osoby mnie spytały, czy będzie. I miało nie być nadal – przygotowałam nawet sensowną wymówkę – totalnie nie wiem, co się dzieje w Polsce w sklepach papierniczych. Wypadłam z obiegu, kompletnie.
Do nowego roku zostało jeszcze trochę czasu i część z Was może się zastanawiać już, jaki kalendarz będzie najlepszy na 2019? Są wybory oczywiste, są mniej oczywiste. Są jakieś perełki, są specjalistyczne kalendarze i są takie, na które moglibyście nigdy nie trafić.
Już mam takie momenty, kiedy patrzę na to moje pudło pełne notatników i myślę sobie, że mam dość. Że wystarczy. Że to, co mam, będę zapisywać przez najbliższe ponad pięć lat, więc mogę się wstrzymać z zakupami.
Przyszły. Kilkadziesiąt minut temu, po pięciu dniach w transporcie z Niemiec (szybko, nie?). Notatniki Nuuna, sztuk sześć.
Kręciłam się wokół Jottbooków od dłuższego czasu, ale jakoś tak zawsze ostatecznie nie klikałam „dodaj do koszyka”. Aż do teraz, do limitowanej metalicznej edycji na stulecie firmy. W paczce miałam dzisiaj złotego Leuchtturma Medium w kropki, dwa miedziane Jottbooki Medium i dwa srebrne w rozmiarze kieszonkowym, w linie.
Jak większość pewnie, na pierwszym miejscu noworocznych postanowień wpisuję „Schudnąć”, w tej lub innej formie (np. wziąć się za siebie). Mamy już prawie koniec marca, a ja się dalej nie poddałam i dalej walczę, podnosząc sobie regularnie poprzeczkę.