Przyznaję (ze wstydem), że czasem zdarza mi się zapominać, jak dobre są moje ukochane zespoły. Nie ma ich wiele, ale działają zawsze, niezmiennie, od kilku czy nawet kilkunastu lat. Doceniam je „w teorii” przez większość czasu, choć jeden notorycznie pomijam, po to, by później ze słuchawkami na uszach znów się zachwycać każdym kolejnym utworem.
Trochę się to będzie gryzło z planowaną kulturą w abonamencie, ale damy radę, prawda? W tym miesiącu królują filmy i seriale, które znajdziemy w polskim Netfliksie, kto więc zarejestrował się by obejrzeć House of Cards albo Daredevila, będzie wiedział na co wykorzystać czas pozostały do przedłużenia subskrypcji.
Brakuje mi tego cyklu. Styczeń to miesiąc odkrywania nowych seriali, dzięki Netfliksowi, na którym nie ma praktycznie nic z tego co oglądamy w miarę na bieżąco. Większość to pozycje, które musicie poznać! Książkowo wypadło bardzo słabo (zaliczona w całości tylko jedna pozycja), ale do ukochanych piosenek doszło kilka nowych utworów.
Kulturalny przegląd miesiąca dobrze trzymał się przez ponad pół roku, a potem nagle umarł. Wy przestaliście komentować, ja przestałam pisać i tak jakoś wyszło. Rocznego podsumowania jednak nie mogę przegapić, więc możecie się spodziewać najlepszych i najgorszych spotkań z tego roku, tworów, które musicie nadrobić i takich, które najlepiej omijać szerokim łukiem.
Może trochę agresywny i mylący tytuł, może? Ale musiał być mocny i zadziorny, tak jak te piosenki, o których będę pisać. Są to utwory nowe lub stare, różne, czasem elektroniczne, czasem bardziej wpadają w pop, czasem w folk, indie czy po prostu rocka.
Dwa lata temu pisałam, jak to zgubiłam muzykę, zajęta słuchaniem dzieci, bez konta na Deezerze i sterty płyt obok napędu komputera. Od kilku miesięcy muzyka znów jest obecna w moim życiu, tak poważnie, jak kiedyś. Wróciłam nawet do korzystania z last.