Już mam takie momenty, kiedy patrzę na to moje pudło pełne notatników i myślę sobie, że mam dość. Że wystarczy. Że to, co mam, będę zapisywać przez najbliższe ponad pięć lat, więc mogę się wstrzymać z zakupami.
O tym, że kocham notatniki, dobrze już wiecie. Czasem jednak spotykam się z pytaniami, po co mi ich aż tyle i czemu dalej potrzebuję kolejnych. Więc sprawdźmy, ile tych notatników zalega mi w szafce i do czego one służą.
Jaki notatnik dobry jest na początek? Na co warto zwrócić uwagę i co nam się może przydać? Wszystko oczywiście zależy od tego, do czego zamierzamy przeznaczyć nasz notatnik, bo zastosowań może być wiele.
Wpis w szkicach siedzi już jakiś dłuższy czas. W zasadzie od momentu, kiedy dostałam od Castelli ich notatnik z serii Ivory, o której napisałam cały obszerny tekst zanim położyłam ręce na jakimkolwiek egzemplarzu. Od kilku dni mam (dzięki waszej pomocy) dla niego zastosowanie, mogę więc napisać recenzję.
Jeszcze kilka lat temu marzyłam o notatniku Moleskine, bo… jest drogi, jest taki profesjonalny i wiecie, człowieka cieszyła sama myśl o posiadaniu zeszytu tej firmy. Zbyt długo minęło zanim faktycznie kupiłam sobie taki drogi notatnik.
Siedzę sobie spokojnie na Twitterze, piszę pamiętnik, trochę pracuję. Nagle coś ćwierka – powiadomienie z mojego anglojęzycznego konta, dziwna sprawa. Nowy obserwujący, @CastelliUK, włoska firma robiąca notatniki. Od razu więc również ich dodałam i kliknęłam odnośnik prowadzący do ich strony. Przepadłam.