Gdzieś, jak zwykle na Twitterze, przewinęło mi się zdjęcie i odnośnik do artykułu o notatnikach z pięknymi okładkami. Nie mogłam nie kliknąć. Ostatecznie – przepadłam. I chcę, żebyście przepadli razem ze mną.
To, że napalam się co chwilę na nowe rzeczy już pewnie dobrze wiecie. O tym, że od prawie roku korzystam z kalendarza firmy Leuchtturm 1917 też pewnie dobrze wiecie. Od kilku dni przebąkiwali na Twitterze o nowych kolorach notatników i dziś je zaprezentowali.
Jeszcze kilka lat temu marzyłam o notatniku Moleskine, bo… jest drogi, jest taki profesjonalny i wiecie, człowieka cieszyła sama myśl o posiadaniu zeszytu tej firmy. Zbyt długo minęło zanim faktycznie kupiłam sobie taki drogi notatnik.
Siedzę sobie spokojnie na Twitterze, piszę pamiętnik, trochę pracuję. Nagle coś ćwierka – powiadomienie z mojego anglojęzycznego konta, dziwna sprawa. Nowy obserwujący, @CastelliUK, włoska firma robiąca notatniki. Od razu więc również ich dodałam i kliknęłam odnośnik prowadzący do ich strony. Przepadłam.
Mojego kalendarza mogę używać już od zeszłego tygodnia i w końcu naprawdę jestem z niego zadowolona, chcę go prowadzić, chcę wszystko notować i zaznaczać, nawet takie pierdoły jak co leci za tydzień w telewizji (biorąc pod uwagę, że korzystamy tylko z kanału Cbeebies to nie jest to aż tak bzdurne), czy kiedy mój wpis leci […]...
W szale zakupów i poszukiwań kalendarza idealnego, kupiłam dwie sztuki, obie z Leuchtturma, jedna jest w rozmiarze medium (A5), a druga mini (A7), oba w pięknych kolorach.